Recenzja filmu

Może pora z tym skończyć (2020)
Charlie Kaufman
Jesse Plemons
Jessie Buckley

Hu, hu, ha! Nasza zima zła!

Generalnie przez cały film Kaufman sprawnie ogrywa tropy zaczerpnięte z gatunku horroru czy thrillera, budując przy ich pomocy napięcie i atmosferę grozy wymieszaną z wizjami wyjętymi wprost z
W swoim najnowszym filmie "Może pora z tym skończyćCharlie Kaufman po raz kolejny zaprasza nas na wycieczkę w najgłębsze zakamarki swojego fascynująco pokręconego umysłu. Ponownie otrzymujemy filmowe obrazy przesiąknięte onirycznym klimatem, w których jęcząca niemiłosiernie melancholia idzie pod rękę z samobójczymi wywodami, a życie wewnętrzne człowieka stanowi najsurowszy rodzaj więzienia. Aż chce się przytaknąć: stary, dobry Kaufman. Jak zwykle nie dla każdego przystępny, fragmentami wręcz nudny, ale dalej intrygujący.

Punkt wyjściowy fabuły "Może pora z tym skończyć" wydaje się prosty, choć film w ostatecznym rozrachunku wcale taki prosty nie jest. Mamy dwójkę bohaterów. Chłopaka (Jesse Plemons) i dziewczynę (Jessie Buckley), o których wiemy, że są parą zaledwie od kilku tygodni. Informacja ta zostaje nam podana przez głos z offu, który należy do żeńskiej połowy tego związku. Główni bohaterowie ruszają samochodem w długą podróż poza miasto, gdzie dziewczyna pozna rodziców chłopaka (granych przez Toni Collette i Davida Thewlisa). Wraz z rozpoczęciem podróży za oknem zaczyna padać pierwszy zimowy puch, który z czasem przybiera na sile i przemienia się w burzę śnieżną. Dziewczyna zaczyna się martwić, czy ze względu na gwałtownie zmieniającą się pogodę uda im się jeszcze tego samego dnia wrócić do miasta, ponieważ po powrocie z rodzinnego obiadu rozważa rzucenie swojego nowego chłopaka.


Nie przez przypadek dużo uwagi poświęciłam opisowi warunków atmosferycznych. Zimowa aura, która z początku jest pokazana w postaci niewinnych drobinek śniegu rozpuszczających się na języku protagonistki, szybko urasta do figury czarnego charakteru stanowiącego nie lada przeszkodę na drodze dwójki bohaterów. Muszę przyznać, że będąc generalnie zimowym sceptykiem, podczas oglądania nowego filmu Kaufmana czułam ogromną radochę ze śledzenia zmieniającej się w tle pogody. Jak widać wystarczyło kilka bezśnieżnych zim, żeby człowiek zaczął postrzegać na ekranie zawieję śnieżną w kategoriach ekscytującego kina science-fiction.

W "Może pora z tym skończyć" porywisty, przenikliwie mroźny wiatr przesuwający z miejsca na miejsce drobinki białego puchu nie jest jednak wyrazem tęsknoty za najchłodniejszą porą roku. Zima to przede wszystkim synonim braku życia. Bohaterowie zamknięci w klaustrofobicznej przestrzeni samochodu i przebijający się przez zamieć śnieżną korespondują z powracającym przez cały film tematem przemijania. Kaufman prowadzi swoisty danse macabre – alegoryczny taniec ze śmiercią – wrzucając co jakiś czas w sam środek rozmów głównych bohaterów temat kresu życia.

Trzeba przyznać, że dyskusje, które postacie toczą w trakcie podróży, są niebywale fascynujące i śmiertelnie nudne zarazem. W "Może pora z tym skończyć" dostajemy aż trzy kilkunastominutowe sceny, gdzie chłopak z dziewczyną prowadzą ciągnące się w nieskończoność, ale za to napisane z wielką erudycją dialogi, w których podjęty zostaje cały wachlarz różnorodnych tematów od dysputy filozoficznej, przez przemyślenia egzystencjalne, a na analizie dzieł popkultury kończąc. W ten sposób towarzysząc parze bohaterów podczas zimowej przejażdżki mamy okazję zapoznać się między innymi z postweinsteinowską  interpretacją świątecznej piosenki "Baby, It’s Cold Outside", usłyszeć fragmenty eseju Davida Fostera Wallace’a, czy głębiej zastanowić się nad ideą "złych pomysłów", które wyrastają w głowach scenarzystów wbrew ich woli.

W scenach, gdzie Kaufman daje bohaterom przestrzeń do prowadzenia rozmów, reżyser w rzeczywistości hojnie obdziela postacie czasem ekranowym, w którym mają one możliwość zaprezentowania swoich wielkich, ulotnych występów. Recytowanie wiersza, czy przytaczanie ciekawostek na temat owadów jest jedynie pretekstem do odegrania spektakularnych monodramów. Kaufman, dając swoim bohaterom głos, wyraża gest empatii i współczucia, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że jest to jedyna możliwa forma ulżenia ich doczesnemu cierpieniu.


W "Może pora z tym skończyć" w pewnym momencie w centrum dyskusji chłopaka i dziewczyny pojawia się film "Kobieta pod presjąJohna Cassavetesa. Z ust jednej z postaci pada wówczas dwuznacznie brzmiący komentarz na temat dzieła nakręconego w 1974 roku: "Ten film jest tendencyjny. Jest zaplanowany, ale nieprzemyślany". Ciężko jest nie odnieść wrażenia, że Kaufman tymi dwoma krótkimi zdaniami próbuje zawczasu wytłumaczyć się przed widzem z historii, którą właśnie opowiada. Reżyser asekuracyjnie bije się w pierś przed swoimi odbiorcami, na wszelki wypadek przepraszając za niezrozumiałe sceny, które mają nadejść. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy ten ostentacyjny gest skruchy, to tak naprawdę przesadny autokrytycyzm, szczere wyznanie, czy zwykła kokieteria? Generalnie przez cały film Kaufman sprawnie ogrywa tropy zaczerpnięte z gatunku horroru, czy thrillera budując przy ich pomocy napięcie i atmosferę grozy wymieszaną z wizjami wyjętymi wprost z głowy schizofrenika. 

W przypadku "Może pora z tym skończyć" możemy być pewni jednego. Na pewno nie jest to film "tendencyjny". Łatwy w odbiorze też nie jest. Jeśli tak samo jak ja nie wkręciliście się w świat najnowszego obrazu Kaufmana za pierwszym razem, polecam obejrzeć go po raz kolejny. Zyskuje przy drugim podejściu. To kino zdecydowanie dla wytrwałych.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowsze dzieło Charlie'ego Kaufmana jest jak sen, w którym nic nie wydaje się prawdą, a na końcu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones