Recenzja filmu

Niezniszczalni 3 (2014)
Patrick Hughes
Sylvester Stallone
Jason Statham

Stare wygi i nieopierzone młokosy

"Osoba mająca okazję zaznajomić się z serią "Niezniszczalni" doskonale wie, czego spodziewać się po zamknięciu trylogii. Sporo akcji, czerstwe dialogi, trochę humoru i nawiązań do poprzednich ról
Idea stojąca za pierwszą częścią "Niezniszczalnych" była w istocie godna pochwały. Stallone, jako zasłużony gwiazdor kina akcji, postanowił zebrać zespół złożony ze starych ekranowych twardzieli i nakręcić film dla prawdziwych mężczyzn, utrzymany w stylu hitów z ery kaset VHS. Efekt końcowy był co prawda mocno średni, niemniej szlak dla kolejnych odsłon został przetarty. Po ciepłym przyjęciu produkcji, Sly ochoczo ruszył do realizacji sequela, obiecując poprawienie mankamentów poprzednika i udział gwiazd, które nie załapały się do "jedynki". Cóż, aktor i pomysłodawca wywiązał się w 100% tylko z drugiego punktu, zatrudniając do obsady słynnego Jeana-Claude'a Van Damme'a, ku uciesze milionów fanów. Na plus kontynuacji zaliczyć należy również osobę Simona Westa za kamerą (reżyser choćby kultowego sensacyjniaka "Con Air - lot skazańców”) i więcej scen akcji. Inna sprawa, iż wciąż toporne dialogi i przesadna autoironia bynajmniej nie pomogły "Niezniszczalnym 2" zdobyć uznania w oczach krytyków... Publiczność po raz drugi z (umiarkowanym) entuzjazmem ruszyła do kin, pozwalając zarobić sequelowi wystarczającą ilość gotówki, by szykować plany na zwieńczenie trylogii. Pomimo pewnych przetasowań obsadowych (m.in. planowany początkowo udział Nicolasa Cage'a spalił na panewce), w "Niezniszczalnych 3" udało się dokooptować parę nowych-starych twarzy, tj. Gibsona, Snipesa, Banderasa i Forda; rozbudowując dodatkowo ekipę o zupełnie nowych świeżaków. Przy okazji wieści z realizacji filmu, jednym z największych zmartwień fanów okazał się być niejaki Patrick Hughes, który został obarczony rolą reżysera, pomimo skromniutkiego dorobku. Tuż przed światową premierą produkcji stała się rzecz niespotykana - twardziele z niezniszczalnego teamu ustąpić musieli pola... piratom internetowym, którzy udostępnili film w sieci wszystkim zainteresowanym. Po "domowych pokazach", na "Niezniszczalnych 3" spadła fala krytyki, nie pozostawiająca suchej nitki na zakończeniu trylogii. Czy jednak miażdżące opinie były w pełni uzasadnione?




Drużyna Barney'a Rossa (Sylvester Stallone) rusza na kolejną karkołomną misję. Tym razem mają za zadanie uwolnić więźnia przetrzymywanego w pędzącym pociągu, strzeżonego przez uzbrojonych po zęby żołnierzy. Jak się okazuje, mężczyzna potrzebny jako wsparcie ekipy przed jeszcze poważniejszym wyzwaniem, powstrzymaniem Victora Minsa przed sfinalizowaniem transakcji sprzedaży bomb o potężnej sile rażenia. Z początku Ross, Christman (Statham), Gunner (Lundgren), Toll Road (Couture), Caesar (Crews) oraz świeży nabytek, Doc, z łatwością eliminują kolejnych oprychów... do czasu. Gdy Barney dostrzega twarz Minsa, rozpoznaje w nim jednego z założycieli "Niezniszczalnych", Conrada Stonebanksa (Mel Gibson). Od tego momentu plan misji bierze w łeb, zaś Ross i jego ekipa ledwo uchodzą z życiem. Barney poprzysięga zemstę dawnemu przyjacielowi, nie zważając na konsekwencje. By jednak policzyć się z przeszłością raz na zawsze, mężczyzna zmuszony jest zwerbować nowe osoby do drużyny. Świeży narybek składać się będzie z fachowców w różnych dziedzinach, począwszy od walki wręcz, skończywszy zaś na szeroko rozumianych umiejętnościach hakerskich. "Niezniszczalni" zdają sobie jednak sprawę, iż Stonebanks "tanio skóry nie sprzeda"...




Od razu na samym początku recenzji zapodam cios prosto między oczy, rozwiewając jednocześnie wszelką wątpliwość zasianą przez nadpobudliwych internautów. Tragedii nie ma, chociaż "Niezniszczalnym 3" daleko do solidnego kina akcji. Powtórzono niemalże wszystkie przywary poprzedników, zaś niesamowicie rozbudowana obsada to mocno naciągany chwyt marketingowy, co by plakat filmu wypełnić znanymi nazwiskami. Jako że Sly to twardziel o wytrzymałości żelbetonu (kto inny przyjąłby bowiem tyle ciosów bez gardy, co słynny Rocky?), pozwolę sobie zacząć tekst od bezlitosnego wypunktowania wad "trójeczki", bez sentymentów i owijania w bawełniany kocyk.




Sama fabuła filmu jest w miarę klarowna, czego nie można było powiedzieć o poprzedniku (zlepek kolejnych sztucznie powiązanych scen). Niemniej ryzykowny pomysł oddania pola młodszemu pokoleniu okazał się być bronią obosieczną. Nie da się ukryć, iż wprowadzenie nowych członków do drużyny (same anonimy) pozwoliło zastosować ciekawy i autoironiczny kontrast pomiędzy starymi wygami będącymi na bakier z technologią a młodzikami obeznanymi w nowinkach technicznych. Śmiesznie wypadła choćby scena planowania wjazdu na tymczasową siedzibę Stonebanksa, podczas której dobitnie ukazane zostało jakimi dinozaurami jest pierwotna ekipa "Niezniszczalnych". Niestety, zarówno ja jak i inni fani gwiazd kina akcji lat 80., nie jesteśmy zbytnio zainteresowani oglądaniem chłoptasiów (i jednej babeczki) zastępujących znanych i lubianych aktorów. Pierwotnie "Niezniszczalni" stanowić mieli kino akcji oparte na kultowych testosteronowych postaciach, powracając do korzeni gatunku. Skąd w takim razie pomysł na zrzeszenie bliżej nieznanych twarzy? Czyżby nachalna próba przemówienia do młodszego pokolenia widzów, dla których nazwiska takie jak Stallone czy Schwarzenegger brzmią równie egzotycznie co Commodore i Amiga? Jak prawi znane porzekadło, "nie próbuj złapać dwóch srok za jeden ogon". W tym przypadku jednak próbowano zachęcić do seansu publiczność zarówno starszej daty jak i tę nastoletnią, co nie do końca zagrało.




Kolejna przywara filmu to wciąż słabe dialogi, niczym napisane na kolanie podczas szkolnej przerwy. Co prawda niektórzy aktorzy nieco ratują sytuację dzięki dobremu wczuciu się w odgrywane role (z tłumu zdecydowanie wybija się Gibson i Banderas), niemniej przy wymianach zdań czuć ciężką rękę Stallone'a, który lubuje się w kiczowatych i/lub minimalistycznych kwestiach. Z tym większą przykrością muszę stwierdzić, iż z części na część Sly rozpisuje sobie coraz mniej wypowiedzi, próbując zrobić z postaci Barney'a typowego mruka. Efekt jest tragikomiczny, szczególnie gdy Stallone zestawiony jest z Gibsonem. Na potoki słów wypowiadane przez Stonebanksa, Ross odpowiada zazwyczaj jednym zdaniem, jakby od niechcenia kwitując sprawę (patrz: scena w furgonetce). W przypadku innych konwersacji Sly również ogranicza się zwykle do krótkiego komentarza i przeszywającego spojrzenia. Czemu ten utalentowany i zdecydowanie niedoceniany aktor (morze niezasłużonych Złotych Malin na koncie) na własne życzenie podcina sobie skrzydła, pojęcia nie mam. Dopóki za scenariusz nie weźmie się osoba z pierwszej ligi, dopóty opisywany element będzie kulał i raził widza podczas seansu.




"Niezniszczalni" to seria filmów mająca stanowić powrót do kina akcji z zamierzchłych lat. Fajnie, tylko dlaczego w takim razie "trójka" przepełniona jest żałośnie zrealizowanymi efektami komputerowymi, przypominającymi niskobudżetowe produkcje klasy B? Począwszy od sceny wysadzenia helikoptera, skończywszy zaś na finalnej rozwałce, CGI trzyma stały, względnie żenujący poziom. Na miejscu osób odpowiedzialnych za ten element wstydziłbym się umieszczać nazwę studia w napisach końcowych, co by nie narazić się na przykre słowa krytyki.




Jak przystało na kino akcji, "Niezniszczalni 3" pełni są pompujących adrenalinę do żył scen. Szkoda jedynie, iż lwia część sekwencji oparta została na wymianach ognia z rozgrzanych do czerwoności spluw, zaś typowa walka wręcz występuje w ilościach szczątkowych. Zapomnijcie o pojedynkach typu Jet Li kontra Dolph Lundgren z "jedynki"; w "trójce" mordobicia mają miejsce głównie w końcówce, do tego ich montaż nie zachwyca. Finalne starcie między Rossem i Stonebanksem, pomimo mocnych szlagów zadawanych przez obie strony, również rozczarowuje, kończąc się w zaskakująco szybki sposób. Zbyt szybki, by nacieszyć się starciem dwóch gigantów.




Mocno krytykowana kategoria wiekowa PG-13, jaka przyznana została filmowi, oznacza jedno - zero krwi na ekranie. Faktycznie, pomimo setek pocisków kierowanych w kierunku wroga, przeciwnicy padają niczym rażeni piorunem, bez choćby jednej dziury po kuli. Wygląda to dość groteskowo i w niczym nie przypomina klasyków z czasów VHSów, do których jakoby film Stallone'a miał przecież nawiązywać. W pewnych scenach aż prosiło się o mocniejsze kawałki w pełni czerpiące z kategorii R. Pierwszy przykład z brzegu to zastosowanie rozciągniętej w poprzek torów linki, ściągającej z wagonu pociągowego kolejnych żołdaków. Gdyby ów motyw wyegzekwowany został bez żadnej cenzury, widz mógłby zostać uraczony sceną niczym ze "Statku widmo" (czyli seryjne przepoławianie nieszczęśników). Inna sprawa, iż dodanie brutalności i krwi i tak wiele by nie zmieniło w ogólnej jakości filmu, który wydaje się jednak być adresowany do szerokiej publiczności.




Przy tak pokaźnej ilości minusów wydawać by się mogło, iż "Niezniszczalni 3" to, pardon, kapiszon maksymalny. Na szczęście film broni się wspomnianymi strzelaninami, momentami niezłą reżyserią oraz mocarną obsadą, po raz kolejny będąc zabiegiem skutecznie grającym na sentymentalnej nucie star(sz)ego widza. Przyznać jednak muszę, iż finałowa rozróba jest zdecydowanie przydługa, ciągnąc się ponad miarę. Owszem, budynki sypiące się w wyniku kanonady dział robią wrażenie, zaś sceny kaskaderskie na motorze cieszą oko, jednak nawet w scenach strzelanin wskazany jest umiar. Co do pana Hughesa - pewnikiem wielu będzie go winić za kasową porażkę "trójki". Jakby jednak nie było, ów reżyser w paru momentach próbował nieco pokombinować z montażem, czy to ukazując akcję zza deski rozdzielczej samochodu czy oferując widok z lunety snajperskiej. Żadna to wirtuozeria; ot, miłe urozmaicenie.




Co by nie pisać, największym plusem "Niezniszczalnych 3" pozostaje obsada pełna gwiazd nie do zdarcia. Udział bezpłciowych młodzików i średniej urody laseczki pominę milczeniem by skupić się na udziale prawdziwych bohaterów produkcji. Stallone po raz n-ty imponuje formą fizyczną, zawstydzając niejednego bywalca siłowni. Szkoda jedynie, iż Sly skutecznie grzebie potencjał własnej postaci, co zresztą zdążyłem już wypomnieć. Ciekawie wypada debiutujący w "Niezniszczalnych" Wesley Snipes, odgrywając postać rzekomego doktora i miłośnika noży. Oczywiście nie obyło się bez żartów związanych z niedawną odsiadką aktora w realnym świecie, które to stanowią miłe mrugnięcie okiem do fanów. Zdecydowanie najbardziej wyraziści są jednak Gibson i Banderas. Mel Gibson idealnie odnalazł się w roli antagonisty, łącząc demoniczność z odrobiną humoru, przypominając złą wersję Riggsa z "Zabójczej broni". W dodatku jego postać nie jest aż tak płaska, co zresztą udowadnia monolog w aucie. Na drugim biegunie znajduje się latynoski amant, tworzący kreację a la, wypisz-wymaluj, Kot w butach z kultowego "Shreka 2", jeno w wersji z gnatami. Banderas stanowi komiczny element filmu, odgrywając postać zabójcy do wynajęcia w sile wieku, usilnie szukającego zatrudnienia (i przyjaciół). Na szczęście nie przesadzono z jego obecnością, dawkując udział aktora w przeciągu całego filmu. Szkoda jedynie, iż role Schwarzeneggera i Forda ograniczone zostały do paru minut, zaś udział Jeta Li to chyba niesmaczny żart (jest chyba gorzej niż w gościnnym występie w "dwójce). Na minus odnotować należy również zmarnowany potencjał Gunnera (Lundgren), którego postać była mocno zarysowana w pierwszej części, by w trzeciej robić za, nomen omen, trzeci plan.




Osoba mająca okazję zaznajomić się z serią "Niezniszczalni" doskonale wie, czego spodziewać się po zamknięciu trylogii. Sporo akcji, czerstwe dialogi, trochę humoru i nawiązań do poprzednich ról gwiazd (Sly przywdziewa ciuszki z "Rocky'ego" i "Człowieka demolki") to już standard dla serii. Szkoda jedynie, że standardem jest też niewykorzystany potencjał obsady, kiepskie efekty komputerowe i parę występów zakrawających swą długością o żart. Summa summarum, dla fanów gatunku szykuje się w miarę zjadliwa uczta; dla reszty będzie to odgrzewany w mikrofali kotlet z datą ważności wskazującą na mocne przeterminowanie. Szkoda by jednak było, żeby słabe wyniki "Niezniszczalnych 3" w Box Office miały pogrzebać serię na dobre. Chociaż może marne wpływy z biletów staną się katalizatorem pozytywnych zmian... Oby.




Ogółem: 6+/10

W telegraficznym skrócie: trzecia część "Niezniszczalnych", jak i poprzednicy, wciąż cierpi z powodu czerstwych dialogów, słabego CGI i niewykorzystanego potencjału gwiazd; ciekawy kontrast pomiędzy starymi wygami a nowym narybkiem stanowi jednocześnie prztyczek w nos ortodoksyjnego fana Sly'a i spółki; na siłę próbowano stworzyć film zarówno dla młodszej widowni jak i zatwardziałych wielbicieli kina akcji starej daty, z mizernym skutkiem; kategoria PG-13 mocno razi w oczu, jednak nawet brutalność nie uratowałaby tak skonstruowanego filmu; tragedii nie ma, niemniej "średniak" to nie to, czego oczekiwali widzowie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Premiera pierwszej części "Niezniszczalnych" wywołała w świecie filmu niemałe zamieszanie. Cel był jeden... czytaj więcej
Sylvester Stallone i zmontowana przez niego ekipa twardzieli dekad minionych ponownie atakują ekrany. Ich... czytaj więcej
Sylvester Stallone staje na czele Niezniszczalnych po raz trzeci. Po odbiciu starego przyjaciela ferajna... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones