Recenzja serialu

Kamikaze Kaitō Jeanne (1999)
Susumu Chiba
Naoko Matsui

Joanna D'Arc XX wieku

"Kamikaze Kaito Jeanne" oglądałam z wypiekami na twarzy, gdy miałam jakieś 9 lat. Z niecierpliwością czekałam na nowy odcinek i z całych sił kibicowałam Jeanne. Teraz, parę ładnych lat po
"Kamikaze Kaito Jeanne" oglądałam z wypiekami na twarzy, gdy miałam jakieś 9 lat. Z niecierpliwością czekałam na nowy odcinek i z całych sił kibicowałam Jeanne. Teraz, parę ładnych lat po młodzieńczej fascynacji, natknęłam się na ten serial na jednym z portali internetowych i postanowiłam sobie przypomnieć, hm... obraz mojego dzieciństwa. Serial opowiada o pozornie zwykłej szesnastolatce Maron Kusakabe. Dziewczyna chodzi do szkoły, przyjaźni się z Miyaką i tęskni za rodzicami, którzy z niewiadomych powodów ją opuścili. Lecz gdy w okolicy pojawia się niebezpieczeństwo, Maron macha ozdobnym krzyżem i po wypowiedzeniu około dwuminutowego zaklęcia o treści „silna, gotowa, niezwyciężona, piękna itepe itede” zamienia się w Jeanne - złodziejkę kamikaze i kradnie cenne rzeczy, by wypędzić stamtąd złe demony. Po piętach depcze jej tajemniczy Sindbad i fajtłapowaci policjanci niepotrafiący złapać Jeanne, mimo że wysyła im liściki z ostrzeżeniami. Patrząc na serial już nieco bardziej doświadczonym okiem, stwierdzam, że jest… bez sensu. Samotna nastolatka jest zbawicielką świata i sił wyższych - motyw znamy chociaż z "Czarodziejki z Księżyca" (bohaterki obu anime to typ tzw. magical girls - dziewczyn obdarzonych niezwykłą mocą, którą wykorzystują do obrony takich wartości jak miłość czy wolność). Kolejne odcinki to powielanie jednego schematu. Mamy kilka minut z życia głównej bohaterki, później zjawia się szatan, Maron przemienia się w Jeanne w odjazdowych barchanach, białych kozaczkach i trzech natapirowanych blond lokach przewiązanych wielką kokardą tudzież na zwiewnym, króciutkim wdzianku. Następnie rusza do boju, omija gamoniowatych funkcjonariuszy, spotyka licho, trochę z nim walczy, ale coś jej nie wychodzi i wtem pojawia się przystojny Sindbad z tekstem: „Zawsze będę cię chronił”, pomaga Jeanne, a ona wydzierając się wniebogłosy „Szach- mat!” celuje pinezką w potwora, a on zamienia się w szachową figurkę. Szatan zwykle opętuje osoby bliskie Maron, by została samotna, a przez to słabsza. Czasami zdarzają się odstępstwa od schematu, ale jedynie w pojedynczych odcinkach. No i zawsze w mieście Maron jest pełnia księżyca. Ciekawe miejsce, z pewnością zainteresowałoby naukowców. Pomysł na fabułę całkiem niezły, choć został niedopracowany. Mamy tu całkowitą parafrazę losów Joanny D'Arc. Według anime Joanna nie walczyła o wolność Francji, tylko niszczyła demony. Miała swojego ukochanego i była ulubienicą Boga. Została skazana na śmierć przez spalenie i po wielu, wielu latach odrodziła się w ciele Maron, która kontynuowała misję Joanny. Jak dla mnie wklejanie w tę historię walki w imię Boga jest nie na miejscu, bo może to urazić uczucia osób religijnych. Zaskakująca okazała się postać Fin, a jej losy to jeden z plusów serii. Jednym z powodów sukcesu serialu był z pewnością wątek miłosny, który przyciągnął do ekranu rzesze nastolatek. Chiaki jest przystojnym, inteligentnym i nieco cynicznym chłopakiem, który skoczy w ogień za swoją ukochaną, krótko: prawdziwy rycerz. Maron to idealna dziewczyna: śliczna, spokojna, delikatna. Wzbrania się przed zalotami Chiaki, ale chłopiec, ze znanych tylko sobie względów, stopniowo ewoluujących, wytrwale toruje sobie drogę do jej serca i mamy materiał na 44 odcinki. Zresztą seria to telewizyjna adaptacja mangi shōjo autorstwa Ariny Tanemury. Gatunek ten cechuje spore nagromadzenie treści miłosnej, a przeznaczony został głównie dla dziewcząt. "Kamikaze Kaito Jeanne" ma jednak swoje zalety i pozytywne przesłanie. Dobro zawsze zwycięża zło, cokolwiek by się stało. Przyjaźń, taka jak między Maron a Miyako, jest na wagę złota. No i warto uprawiać gimnastykę artystyczną, bo wtedy będziemy tacy smukli i wysportowani jak Maron. Choć "Kamikaze Kaito Jeanne" jest przewidywalne i nie grzeszy logicznością , mam do tego serialu sentyment. Miło spędzałam przy nim czas, śledząc losy Jeanne. Z pewnością z chęcią nieraz do niego wrócę, bo przypomina mi okres, kiedy nie miałam nawet 10 lat. Ach, jakie to było piękne…
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones