Czytając opisy i opinie o filmie oraz zauważając wspominanie go przy okazji ekranizacji "Walking Dead" spodziewałem się dobrego kina post-apokaliptycznego w stylu "Mad Maxa", "Jerycho" czy "Drogi" a otrzymałem... sam nie wiem co.

Już po pierwszym odcinku wiedziałem że raczej prawdziwe PA to nie będzie, pomyślałem : "Trudno, może przynajmniej jakiś dobry thriller z tego wyjdzie" i oglądałem dalej, jednak nawet na tym się zawiodłem i ostatnie 2 części oglądałem na siłę, żeby móc z czystym sumieniem napisać co sądzę o tym mini-serialu. Nawet nadzieja na dobrą końcówkę umarła.

Z ekranu po prostu wiało nudą, i nie tylko ze względu na brak akcji - chwilami czułem się jakbym oglądał operę mydlaną z dialogami napisanymi na kolanie. Obrazu dopełnia całkowicie drewniane aktorstwo sporej części obsady. Ekspertem nie jestem ale ekstrema potrafię dostrzec.

Od razu nadmienię, że twórczości Kinga nie lubię, a jeżeli to była jedna z jego lepszych książek to zdania chyba nigdy nie zmienię. Albo ekranizacja jest tak marna i zbyt podkreśla religijny wątek fabuły, albo King musiał tą powieść napisać gdy miał jakiś mocny kryzys wiary. Punktem wyjścia jest pandemia wirusa grypy, by nagle nie wiadomo skąd na Ziemi pojawili wysłannicy Piekła i Niebios by toczyć walkę o ludzkie dusze. Nie byłoby to jeszcze tak rażące gdyby nie tak dosłowne przedstawienie - Chrześcijański Bóg kontra Szatan. Dodatkowo cała historia została niemiłosiernie rozwleczona na ponad 6 godzin i przyprawiona typowo przerysowanymi King'owskimi postaciami.

Z drugiej strony oglądnięcie filmu musiało być mniej bolesne niż przeczytanie ponad 1300 stron powieści... oczywiście jeżeli powieść jest równie nudna co ekranizacja.

Gdyby czas projekcji był z 3 razy krótszy dałbym 6, a tak tylko 3