PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=834951}
6,2 734
oceny
6,2 10 1 734
Creepshow
powrót do forum serialu Creepshow

Bardzo lubię trzy rodzaje horrorów. Te wykorzystujące motyw likantropii, te na treść których składają się osobne historie oraz… dobre horrory. „Creepshow” wpisuje się w jeden z wymienionych rodzajów toteż entuzjastycznie zarezerwowałem sobie całą noc na maraton z serialem.
Poniżej zamieszczam wzmiankowane opisy oraz dzielę się przemyśleniami z każdego segmentu. Można się z moim zdaniem rzecz jasna nie zgadzać. To jedynie mój subiektywny odbiór czegoś, co inny widz może odebrać biegunowo inaczej. Wybaczcie też jeśli coś gdzieś w tytułach niewłaściwie przełożyłem.
Tytułem krótkiego wstępu – cieszę się z pojawienia się kolejnego „Creepshow”. Nawet jeżeli większość nowel odebrałem krytycznie to samo reaktywowanie cyklu niesie w sobie wartość dodatnią – z pożytkiem dla wszystkich fanów kina grozy. Osobiście uważam, iż wszystkie wcześniejsze „Creepshow” trzymały wyższy poziom, zwłaszcza jeżeli idzie o pomysłowość. Większość z obecnie proponowanych historii oceniam jako nawet nie wtórne, ale bardzo wtórne. Ważną też dla mnie etykietę stanowi dobra czołówka. Jeśli moje żale czytają fani gatunku to mogą w lot zestawić sobie to, co zaproponowano nam teraz - z np. czołówką każdego odcinka „Tales from the Crypt”. Najnowszy „Creepshow” wypada w porównaniu z nią po prostu jak ubogi krewny.
Jako symetrysta z natury - dodam jednak, iż bardzo miło było mi śledzić narracyjno-komiksową konwencję „Creepshow”, cofającą mnie, nie bez przyjemności, do świata kultowych filmów grozy z lat 80. Jak również do serii amerykańskich komiksów grozy z końca lat 40. i 50. („The Vault of Horror”, „The Haunt of Fear” i kultowych „Tales from the Crypt”), które jako nieefektywny kolekcjoner zaraz po seansie wygrzebałem z pudeł i mimo później pory zacząłem z miejsca sentymentalnie przeglądać.
Szkoda, że jakoś zapomniałem o nich podczas pandemii…


Odcinek 1 pt. "Gray Matter" („Szare komórki”).
Podczas nadchodzącego huraganu do sklepu wpada przerażony chłopiec opowiadający niepokojące rzeczy o swoim ojcu alkoholiku pozostawionym w domu. Słyszący to ludzie postanawiają sami sprawdzić czemu chłopak jest tak wystraszony. Wyruszają w stronę jego domu nie podejrzewając nawet, iż odnotowane ostatnio zaginięcia kotów, psów i innych zwierząt domowych mają związek z ojcem chłopca…

Plusy wg mnie (dalej Plusy) – nie najgorzej budowane napięcie. Niestety do chwili, gdy wszystko się wyjaśnia…

Minusy wg mnie (dalej Minusy) – kojarzę stare opowiadanie Kinga, zdaje się nawet pod tym samym tytułem. Scenariusz noweli oparto na nim w miarę wiernie. Jedyna bodaj różnica polega na tym, że książkową śnieżycę zastąpiono w filmie zbliżającym się cyklonem. Samo opowiadanie uważam za dość głupie (tak, wiem – gdzie mi tam krytykować mistrza Kinga). Było dla mnie głupie kilkadziesiąt lat temu. Do dziś nic się nie zmieniło. Rozumiem oczywiście, że to zapewne taka metafora nałogu pijaństwa zakończona w stylu Kinga, czyli ośliźle i obleśnie. Nie umniejsza to jednak mojego sceptycyzmu, że z pomysłu można było wydobyć znacznie więcej.

Refleksja – na początku segmentu pojawia się zielona pleśń ścierana przez właścicielkę sklepu narzekającą przy tym głośno na wilgoć panująca w budynku. Zapewne w jakimś stopniu nawiązuje to do jednego z segmentów „Creepshow 1’ z 1982 w którym z podobną „pleśnią” miał, jak pamiętają fani serii – pewne kłopoty sam Stephen King grający głównego bohatera w jednej z historyjek. Tobina Bella nie muszę wymieniać – kojarzą Go wszyscy fani „Piły” za którym to cyklem ja z kolei niekoniecznie przepadam. Natomiast warto zasygnalizować, że Adrienne Barbeau grająca w odcinku właścicielkę sklepu zagrała także, podobnie jak King w pierwszym „Creepshow” z 1982, w moim ulubionym segmencie „The Crate” („Skrzynia”) – żonę, której mąż postanawia się pozbyć przy pomocy lokatora tytułowej skrzyni.

Moja subiektywna ocena (dalej – Ocena) – 3/10.



Odcinek 2 pt. "The House of the Head" (“Dom głowy”).
Rodzice kupują dziewczynce tzw. domek dla lalek. Niespodziewanie zauważa, iż w jego pokoikach zalągł się tajemniczy i nieproszony gość pod postacią demonicznie wyglądającej… ściętej głowy. Zaskoczona spostrzega też, że wraz z jej pojawieniem się w domku zaczynają się dziać niepokojące rzeczy a figurki obrazujące domowników… same się przesuwają zmieniając położenie. Dochodzi do wniosku, iż domek został najwyraźniej nawiedzony.

Plusy – oryginalny wg mnie pomysł z ciekawym wykonaniem. Mała Cailey Fleming naprawdę fajnie gra w całości biorąc na siebie ciężar odcinka (co zresztą zakładał scenariusz). Doceniam także, że minimalnym kosztem pociągnięto ponad 20-minutową historię.

Minusy – samo zakończenie. Po kreatywnej całości można by oczekiwać bardziej wymyślnego wg mnie finału.

Refleksja – możliwe, iż figurka Indianina umieszczona przez małą Evie w domku lalek to nawiązanie do drewnianego posągu czerwonoskórego wodza z segmentu "Old Chief Wood'nhead" z „Creepshow 2” z 1987. Indianin z tego ostatniego jak również figurka z serialu wydają się być w podobnej stylizacji. Nawet zestaw uzbrojenia mają zgrany: łuk + tomahawk + nóż. Jedynie figurka z domku lalek jest chyba pozbawiona… kołczanu. :-)

Ocena – 6/10.



Odcinek 3 pt. "Bad Wolf Down"
Resztki zdziesiątkowanego pododdziału amerykańskich żołnierzy w Normandii znajdują schronienie w opuszczonym posterunku niemieckiej żandarmerii zagłębionym w lesie. Opuszczonym tylko na pierwszy rzut oka, bowiem po wstępnym przeszukaniu okazuje się, iż budynek jest usiany ciałami Niemców wyglądającymi jakby rozszarpało ich dzikie zwierzę. Część Amerykanów wpada w panikę. Powoli zapada zmierzch a na dodatek okazuje się, że w ich schronieniu nie są wcale sami…

Plusy – dla mnie osobiście jest jeden jedyny – w roli na wskroś przerysowanego oficera SS pojawia się Jeffrey Combs, co prawa na planie wygląda na pół żywego, ale najwyraźniej po prostu starzeje się nie najlepiej. Każdy sympatyk amerykańskiego kina grozy z lat 80. – 90. powinien podskoczyć na Jego widok odtwarzając szybko w pamięci cykl „Reanimatora”, „Przerażaczy”, „Potwora na zamku”, czy oryginalnego klasyka „Zza światów” wraz z… tuzinami innych horrorów będących Jego udziałem.

Minusy – pal licho niewybredną fabułę. Uwielbiam motywy czerpiące z likantropii, ale aranżacja całości tak dalece kuleje, że z trudem dotrwałem do końca. Wystarczyło dopracować krótki w końcu scenariusz. Ściągnąć na plan dwie grupy rekonstruktorów, którzy (wiem z autopsji) za michę gulaszu sami wszystkiego by dopilnowali i cieszyć się ograną i wtórną opowiastką, ale zaciągniętą w nowej odsłonie z okresu WWII.

Refleksja: kiedy wreszcie do filmowego show-biznesu dotrze, że podczas WWII w US Army obowiązywała segregacja rasowa? Żołnierz Medic Corps prędzej byłby Aborygenem niż czarnoskórym. Weteran z WWII oglądający rzeczony odcinek – zejdzie na zawał serca. Zejdzie zresztą nie tylko z tego powodu, ale z pięćdziesięciu innych pokazanych w krótkim 20-minutowym filmiku. Na dobrą sprawę Afroamerykanów nie było w ogóle w jakichkolwiek jednostkach bojowych w Normandii, choć odegrali arcyważną rolę na tym teatrze wojny później, ale w niebojowych formacjach tyłowych (patrz np. kroplówka pod postacią słynnego „Red Ball Express”). Wilkołaki w US Army także rzecz jasna nie występowały, podobnie jak w armii niemieckiej, czy we francuskim ruchu oporu. Tyle, że czarny medyk w epizodzie (wraz z setka innych drobiazgów) to skutek olewania realiów przez twórców filmu uznających, że widz / fan i tak wszystko „kupi” a wilkołak to skutek uszeregowania gatunkowego „Creepshow”.

Ocena – 2/10 (nie tylko za spadochroniarzy szukających punktu koncentracji ich zrzutu, umundurowanych jak zwykłe zające, czyli piechota. Za całokształt).



Odcinek 4 pt. The Finger" (“Palec”)
Opuszczony przez żonę, bezrobotny samotnik praktykujący nocami zbieractwo na ulicy znajduje… palec, czy raczej rodzaj zakrzywionego pazura. Przeglądając net próbuje ustalić do jakiego zwierzęcia należy znaleziony fragment. Skupiony na ekranie komputera wylewa niechcący picie na spoczywające na blacie stołu znalezisko. Ta chwila nieuwagi odmienia nieodwracalnie życie znalazcy…

Plusy – oryginalny pomysł, co prawda bardziej groteskowy (jeśli nie wręcz jajcarski) niż straszący, ale wpisujący się idealnie w konwencję starszych „Creepshow”.

Minusy – historia w pewnym momencie trochę kręci się w kółko. Epizod rozciągnięto z konieczności do ponad 20 minut, ale to, co się w nim dzieje można by z powodzeniem opowiedzieć w Polowie wzmiankowanego czasu, bez szkody dla fabuły.

Refleksja - czy tylko mnie pyszczek ulubieńca bohatera historii przypominał najwcześniejszą fazę Obcego z pierwszej części z 1979 – z ujęcia w którym Alien, jeszcze jako maluch wyskakuje podczas posiłku załogi statku z brzucha – Kane’a (granego przez Johna Hurta)? Natomiast pod względem całej głowy latający bohater noweli przypominał, jak dla mnie – Obcego z dreszczowca Sci-Fi „Life” z 2017 w reż. Daniela Esinosa.

Ocena – 5/10



Odcinek 5 pt. „All Hallows Eve"
Grupa nastolatków terroryzuje okolicę w Hallowen domagając się słodyczy i grożąc „psikusem” w razie odmowy. Domownicy otwierający im drzwi reagują z przerażeniem i złością na samo ich pojawienie się. Wkrótce okazuje się, iż nie jest to zwyczajne Hallowen będące polowaniem za słodkościami. Tym razem poluje się na coś innego…

Plusy – może ktoś się jakichś dopatrzy. Smutna historia, która być może część widzów wzruszy, ale mnie odrzuciła swoją infantylnością i brakiem pomysłu na coś bardziej wyrafinowanego.

Minusy – j.w.

Ocena – 3/10.



Odcinek 6 pt. „The Man in the Suitcase" (“Mężczyzna w walizce”).
Chłopak odbiera w bagażowni omyłkowo nie swoją walizkę. Po powrocie do domu funduje sobie zestaw przetrwania typowy dla nastolatków w jego wieku (z zestawu tego wymienię jedynie palenie zioła popijanego piwkiem: resztę obejrzycie sami). Gdy walizka porusza się - uznaje, iż to zioło było takie dobre. Gdy zaczyna dobiegać z niej szept – podejrzewa, ze to żart współlokatora. Gdy szept przechodzi w błagania o pomoc postanawia otworzyć walizkę…

Plusy – zwariowany pomysł na granicy głupoty ale ze sporym ładunkiem kreatywności i nietuzinkową koncepcją.

Minusy – wykonanie w praktyce tejże koncepcji. Wszystko razem po prostu poprawne. Raczej nie ma żonglowania napięciem, ciekawych zwrotów, czy trików wywołujących napięcie. Po prostu zwyczajnie śledząc historię łykamy scenę za sceną intuicyjnie wyczuwając, że wszystko to nie może się dobrze skończyć…

Refleksja – rozumiem, że to ta… jak jej tam… metafora szaleństwa w jakie wpada homo sapiens, gdy mu złotem zamachać przed oczami. Sama końcówka segmentu stanowi natomiast sprytne nawiązanie do znanego zbioru pok. 300 arabskich baśni („Tysiąc i jedna noc”, كتاب ألف ليلة وليلة), w którym się jako dzieciak zaczytywałem. Tylko tam gość zamieszkujący lampę był bardziej przyjaźnie nastawiony… :-)

Ocena 5/10.



Odcinek 7 pt. "The Companion" („Towarzysz”)
Prześladowany przez starszego brata chłopak chroni się na niezamieszkałej, pozornie opuszczonej farmie. W jej piwnicy dokonuje makabrycznego odkrycia a jakby tego było mało okazuje się, że miejsce mimo braku właścicieli wciąż jest przez kogoś pilnowane…

Plusy – wysoka wizualność historii korzystająca z najlepszych wzorców zapamiętanego przeze mnie kina grozy z lat 80. Sposób filmowania, aranżacja ujęć i specyficzne ustawienia kamery. Gdybyż tylko fabułę odcinka dopieszczono podobnie…

Minusy – powiedzieć, że scenariusz (opartego zresztą na niewiele ambitniejszym opowiadaniu) odcinka jest mocno wtórny to zdecydowanie za mało…

Ocena – 3/10



Odcinek 8 pt. "Lydia Layne's Better Half" („Lepsza połowa Lydii Layne”)
Szefowa działu w dużej firmie aby zachować przy sobie kochankę wstrzymuje jej drogę do dalszego awansu. Jako, że kobiety potrafią być jedna dla drugiej naprawdę bezlitosne – rozwścieczona podwładna urządza karczemną awanturę, grozi i zapowiada zemstę. Dochodzi do szarpaniny – w pustym korporacyjnym gmachu (pracownicy zaczęli weekend) w który nieoczekiwanie uderza wstrząs sejsmiczny…

Plusy – pomysł z potencjałem, muzyka współtworząca klimat, brak dłużyzn poza początkiem.

Refleksja – na jakiś czas zrezygnuję z korzystania z windy. Dopóki perypetie z nią związane przedstawione w odcinku nie zatrą się mi w pamięci.

Ocena – 5/10.



Odcinek 9 pt. "Night of the Paw" (“Noc łapy”).
Motyw pamiętany już z kilku starych filmów, ale tu całkiem umiejętnie poprowadzony. Małpia łapka spełniająca trzy życzenia i ludzie bezrefleksyjnie te życzenia wypowiadający…

Plusy – Kilka niezłych dialogów wplecionych w scenariusz (proponuję je wychwycić). Ponadto dobra rola Bruce’a Davisona dźwigającego w znacznej mierze cały odcinek. Do plusów zaliczyłbym też normalnie urodę Hannah Barefoot grającą Angelę, która wygląda zjawiskowo – ale tego nie zrobię w obawie przed zarzutami o seksizm. Zamiast tego bezpieczniej będzie Ją pochwalić za to, że.. fajnie zagrała.

Minusy – wątek mocno już zgrany, jeżeli ktoś od dekad śledzi anglosaskie kino grozy.

Ocena – 6/10. (Niby nic, niby proste, ale wg mnie jeden z bardziej udanych odcinków cyklu).



Odcinek 10 pt. "Times is Tough in Musky Holler" („Czasy są trudne w Musky Holler”)
W obliczu apokalipsy spadającej na ludzkość, charakteru której nie będę zdradzał, aby nie spoilerować, władzę w mieście przejmuje grupa mająca nie do końca czyste intencje. Mieszkańcy miasta rozsierdzeni nadużyciami zwracają się przeciw członkom grupy, której przewodzi samozwańczy burmistrz…

Plusy – nie dostrzegłem żadnych.

Minusy – domyślam się podprogowych intencji reżysera, czy autora scenariusza, ale siadając nastawiłem się na nowelę grozy a nie krypto ostrzeżenia przed wybranymi politykami. Gdyby jeszcze obudowano go jakąś przemyślaną fabułą, przekaz byłby do strawienia, ale twórcy poszli na łatwiznę dla której nie zamierzam być łaskaw. Mniej polityki a więcej inwencji oraz klasycznego straszenia a nawet mnie da się kupić.

Ocena – 1/10.



Odcinek 11 pt. "Skincrawlers"
Bohater noweli, gość cierpiący na wyraźną nadwagę, rozważa poddanie się nowatorskiej, czyniącej cuda kuracji odchudzającej. Gdy jednak poznaje związane z nią szczegóły – lęk z domieszką intuicji wyczuwającej niebezpieczeństwo podpowiada mu rezygnację. Wśród otyłego społeczeństwa żywionego fast foodami decyzja bohatera stanowi jednak przypadek odosobniony. Wkrótce następują nieoczekiwane wydarzenia weryfikujące trafność Jego decyzji…

Plusy – ciężko mi się ich było doszukać może poza rolą Dana Goulda grającego z lekko wyczuwalną, ale przyjemną dla mnie manierą.

Minusy - pomysł uważam za bardzo wtórny. Z przyswajanego w ciągu czterech dekad kina grozy zapamiętałem pół tuzina bardzo podobnych pomysłów, często znacznie bardziej udanych (jak choćby segment „Hair” z horroru „Body Bags” z 1993, w którym pechowego kuracjusza gra, zresztą z nutka dystansu do siebie – Stacy Keach). Dodatkowo przekalkowany pomysł dostałem opakowany w hektolitry krwi i fruwające flaki. Kombinacja tych dwóch atrybutów zawsze mnie odrzucała jeżeli fabuła nie uzasadniała ich nadużycia i dodatkowo nie towarzyszył im klimat grozy, czy próby budowania napięcia.

Ocena – 2/10 (Oczko wyżej w ocenie, gdyż bohater sięga na planie po lubiany przeze mnie gatunek pączków. I to sięga dwukrotnie. Rodzaju batonika w finale niestety nie rozpoznałem a, że powtórki seansu nie przewiduję, zdam się na spostrzegawczość innych.



Odcinek 12 pt. "By the Silver Water of Lake Champlain" („Przez srebrną wodę jeziora Champlain”)
Nastolatka żyje nadzieją wyśledzenia potwora zasiedlającego rzekomo pobliskie jezioro, tropionego wcześniej latami przez Jej nieżyjącego już ojca. Plus matka w depresji, ojczym pasożytujący na rodzinie i kolega bohaterki z nożem typu Rambo przy pasie, przerysowany jak cała opowieść…

Plusy / minusy – sympatycy dostający orgazmu na sam zarys pojawiającej się kryptydy, czy choćby rzucany przez nią cień, powinni być zachwyceni. Możliwe jednak, że tylko oni. Ubogi scenariusz, rozgrywający się statycznie, bez zwrotów akcji oraz o bardzo przewidywalnej fabule, może bowiem rozczarować nawet mniej wybrednego widza.

Refleksja – ja wiem, że twórcy serialu mieli dobre intencje i z premedytację zrezygnowali (prawie) z efektów komputerowych na rzecz animacji w starym stylu. Chwała im za to, gdyż tak stary pierdziel jak ja, ukształtowany na lepieniu potworów z modeliny, naprawdę odebrał ten zabieg z nostalgia przetykaną ciepłym rozrzewnieniem. Jednak mam wrażenie, umocnione zwłaszcza przez ostatni segment serii, że przez te ok. 3 dekady fachmani od efektów specjalnych tak dalece uzależnili się od technik CGI (obrazów generowanych komputerowo), że zrobienie przez nich czegokolwiek z gumy, gliny czy modeliny przyniesie opłakany skutek. 40 lat temu mistrzowie pokroju Carlo Rambaldiego potrafili wykonać kostium wilkołaka, który dystansuje wszystko, co widzimy na ekranie obecnie. Zrobiony przez Niego E.T. nawet obecnie zaskakuje autentycznością a kostium Obcego zaprojektowany przez Johna Mollo także i teraz wytrzymuje próbę czasu dalej z powodzeniem strasząc na ekranie. Ja rozumiem, że cały cykl „Creepshow” zrobiono z przymrożeniem oka i podobne założenie mamy i w bieżącej części. Niemniej gumowy mieszkaniec akwenu Champlain uderza tak wielką sztucznością i prezentuje się tak ubogo, że przypomina dużą zabawkę znalezioną na plaży. Dodatkowo znalezioną w okolicznościach bardzo niewybrednego scenariusza.
Zabrakło (wg mnie) i talentu, i pomysłu i inwencji w jego przedstawieniu. Moje rozterki zrozumie każdy pamiętający choćby segment „Raft” („Tratwa”) z „Creepshow 2” z 1987. Narzucona tam na wodę zwykła folia, imitująca morderczą „plamę oleju”, obudowana napięciem i garścią przemyślanych ujęć dała efekt wbijający w fotel, o którym animatorzy z najnowszej serii mogą wg mnie, niestety tylko pomarzyć.

Ocena: 3/10.



Mam nadzieję, że moje przydługie wypociny pomogą w podjęciu decyzji czy w ogóle serial oglądać a jeżeli już, to czy wszystkie odcinki jak leci.
Pozdrawiam,
jabu

jabu

To widzę, że szału nie ma niestety. Kultowe "Opowieści z krypty" nadal nie do pobicia. "Creepshow" na jakimkolwiek VOD jest?

ocenił(a) serial na 4
Pawuloniasty

Wydaje mi się, że część odcinków jest dostępna na CDA, ale czy wszystkie to nie wiem.

ocenił(a) serial na 7
jabu

Super szczegółowe opisy. Fajnie się czyta. Ja mam hopla na punkcie antologii horroru i sf - zarówno w formie seriali, filmów jak i książek. "Creepshow" jest nierówny, kilka odcinków naprawdę żenujących, ale kilka dobrych. "Lydia Layne's Better Half" bardzo przypomina ostatnią historię w antologii "Phobia", tylko tam akcja dzieje się w samolocie. "The House of the Head" podobało mi się chyba najbardziej.

ocenił(a) serial na 4
Sighma

"The House of the Head" też mi się podobało. Poza tym doceniam kreatywny pomysł, w dodatku nawiązujący do wcześniejszych "Creepshow" a jednocześnie wydaje się, że zrobiony pod względem nakładu - minimalnym kosztem. A, że seria jest nierówna to fakt. Pozdrawiam.

ocenił(a) serial na 7
jabu

Tak, gdy zobaczyłam Indianina, od razu skojarzyłam historię. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones