Serial ma kilka rzeczy ciekawych dla widza, ale to zbyt mało bym oceniał go pozytywnie. Przede wszystkim ma jakiś niezrozumiały rytm, wątki przeplatają się ze sobą w sposób taki że niektóre są za krótkie i nic nie wnoszą, inne przesadnie rozdmuchane. Często miałem problem w odbiorze, dialogi są często niezrozumiałe, nawiązujące do zdarzeń nieprzedstawionych w innej scenie przez co nad głową często pojawiał mi się pytajnik o czym do cholery mówią, o co im chodzi ? Brak muzyki która dopełniała by akcji. Generalnie miałem wrażenie jakby serial był oryginalnie dwa razy dłuższy i na końcowym etapie wycięto połowę scen. Nuda i niezrozumienie, a do tego wkurzające charaktery,
Bullock to straszliwy drewniak i generalnie wszystkie wątki po za tymi związanymi z Serengenem oraz Tulliverem (byli naprawdę świetnymi- charakternymi postaciami) to nuda i zapychacz czasu. Na początku jeszcze był dziki Bill i to też był spoko koleżka. Natomiast ilekroć widziałem wdowę Garrett ze swoimi idiotycznymi rozterkami miałem ochotę wymiotować.
Al Swearengen to jedyna dobrze skrojona i zagrana rola, mógłbym ewentualnie podciągnąć jeszcze doktora. Tulliver jest jeszcze w miarę ok, ale do w połowie wyciśnięta cytryna, kompletnie niewykorzystany potencjał. Bullock zamiast stanowić jeden z elementów głównej osi zdarzeń jest zwykłym npc, a jego mina jakby zmagał się ze skutkami środków przeczyszczających z każdym odcinkiem coraz bardziej mnie irytowała. Oceny krytyków są zaskakujące, nie traktuję ich już poważnie.