Nie rozumiem fenomenu "Elementary". Zszokowana jestem już pierwszym odcinkiem tego serialu. Być może to przez odbieganie od mojego oryginalnego wyobrażenia o Sherlocku Holmesie, ale czy mogłabym spytać co Was, drodzy fani tego serialu w nim naprawdę urzeka?
Na początku uważałam, że zamiana lekarza weterana Watsona w kobietę - terapeutkę ds. uzależnień od narkotyków może być ciekawym pomysłem na przyciągnięcie widzów do znanego Sherlocka, lecz w trochę innej scenerii. Jednak nie jestem pewna, czy mogę przełknąć postać uzależnionego od narkotyków, wytatuowanego, zdziwaczałego wręcz anglika. W szczególności, gdy przy pierwszym spotkaniu z piękną kobietą widzimy jego nagi tors i wystającą ze spodni różową bieliznę.
Kiedy założył na siebie koszulkę z napisem "I am not Lucky, I am good" zapytałam siebie w myślach "Gdzie się podział jego szyk? Jego elegancja, jego tajemniczość i wyrafinowanie?".
Poza powyższym:
Nowy Jork? Naprawdę?
Nie przeczę temu, że serial zgromadza bardzo dobrych aktorów i w istocie stanowi świeży, ciekawy pomysł na zrealizowanie starej, w kółko powtarzanej historii, ale nie widzę tego, co urzeka Was w nim bardziej niż w klasycznym jego odzwierciedleniu.