Przestałem oglądać po 7 odcinku, w którym mogła dosłownie urwać mu własnoręcznie łeb. Wybaczyłbym jeszcze gdyby scenarzyści ruszyli łbami i wyjaśnili, że ludziom na posterunku wpoił jakieś zabezpieczenie na taką ewentualność... Co gorsze, cały odcinek opierał się na założeniu, że dziewucha trafi do więzienia o zaostrzonym rygorze, do którego adwersarz będzie musiał się osobiście pofatygować, dzięki czemu go dopadnie. Kilka chwil później ma go osobiście na wyciągnięcie ręki i co? Gówienko. Zły jestem bo takiej wtopy nie przeczuwałem.
"Co gorsze, cały odcinek opierał się na założeniu, że dziewucha trafi do więzienia o zaostrzonym rygorze, do którego adwersarz będzie musiał się osobiście pofatygować, dzięki czemu go dopadnie."
Nie o to chodziło. Rzecz miała polegać na tym, żeby uzyskać dowód, który mogłaby przedstawić w sądzie, że rzeczywiście istnieje człowiek o mocy kontroli umysłów. Jessica nie miała zamiaru zabijania go, nawet jeśli wewnątrz ją kusiło, bo czuła się zbyt odpowiedzialna za los Hope, osadzonej niesłusznie w więzieniu. Dlatego grała w gierki Kilgrave'a, mając nadzieję, że zbierze na niego jak najwięcej haków, by ocalić dziewczynę.