... jak wielkie oburzenie wzbudza czarny kolor skóry u pierwszoplanowych postaci w serialu, który w żadnym wypadku nie próbował być odwzorowaniem historycznym realnego świata. Ten serial ma być dokładnie taki, jakim go przedstawiono - kostiumowy, skrywający wyuzdanie pod przykrywką dworskiej etykiety, pełny przewrotnych dialogów i intryg. Gdyby ktokolwiek z komentujących wyjął na moment kij ze swoich czterech liter i raczył chociaż obejrzeć serial przed wystawieniem komentarza, może przekonałby się, że clue leży zupełnie gdzie indziej, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Niesamowite, jak wiele ludzi nie jest w stanie rozróżnić typowego serialu epokowego od groteski, łączącej klimaty camp, romansu i komedii. Ten pequel jest moim zdaniem dużo lepszy (a równocześnie głębszy i mroczniejszy) od swego pierwowzoru The Bridgertons. Został zrealizowany z niezłą chronologią i genialnym odwzorowaniem młodej królowej (a w każdym razie dużo lepszym, niż Lady Danbury). I choć ma formę dość lekką i zdecydowanie rozrywkową, twórcom udało się z ogromną wrażliwością, w sposób baśniowy poruszyć wątek choroby psychicznej, społecznego wykluczenia, czy poczucia samotności i wyalieniowania.