Też poproszę, "Madoffa" jeszcze nie obejrzałam, ale obie historie (i filmy) traktują o przekrętach na rynku finansowym. Rozumiem, że tu ta inna perspektywa polega na spojrzeniu od strony przekręciarza (albo po prostu gościa, któremu się nie udało, a nie chciał popłynąć, może też naiwnie wierząc, że los się musi odmienić), a nie osób, które się tylko przyglądają temu procesowi (w konsternacji, również moralnej). Perspektywa czarnego charakteru, ale problem ten sam. Ogólnie postać grana przez Bale'a też się mocno upierała przy swoim, a gdyby krach zdarzył się trochę później - z uwagi na zły tajming mógłby popłynąć z całą kasą swoich inwestorów, pytanie czy by się pakował w piramidę finansową...
Ogólnie sukces od porażki dzieli mały krok, podobnie szaleństwo do geniuszu. Jak ktoś za bardzo wierzy w swoje możliwości, których pozytywnie nie weryfikują wyniki (lub choćby brak szczęścia) to upadek jest tym gorszy, że uderza nie tylko w rozbujałe ego jednostki. To się nazywa odpowiedzialność, cnota której brak jest największym grzechem rynku finansowego, grzechem którego nie da się "uregulować".