Zrealizowana przez telewizję BBC ekranizacja debiutanckiej powieści Sarah Waters pod tym samym tytułem. Koniec dziewiętnastego wieku, Nancy Astley, córka sprzedawcy ostryg, zafascynowana wodewilową artystką Kitty Butler, opuszcza rodzinną miejscowość i wyjeżdża wraz z swą nową przyjaciółka do Londynu, gdzie wciągnięta zostaje w świat teatru, przeżywa miłosne rozczarowanie, a opuszczona i zdana wyłącznie na siebie zarabia na życie jako przebrana za chłopca 'męska' prostytutka, by następnie... etc. Książkę czyta się znakomicie, film ogląda dobrze. Jest to mini-serial (3 godzinne odcinki) więc trudno tu oczekiwać jakiegoś specjalnego wyrafinowania czy twórczego artyzmu - liczy się przede wszystkim opowieść z jej fabularnymi niespodziankami i zawijasami, i pod tym względem 'Muskając aksamit' wypada całkiem nieźle, co w głównej mierze jest zasługą literackiego pierwowzoru. Osadzając akcję swoich (trzech pierwszych) powieści w pruderyjnej, wiktoriańskiej Anglii, Sarah Waters odsłania jednocześnie jej ukrytą, pochowaną po kątach bezpruderyjność, niejednokrotnie również mniejsze - większe perwersje, zepsucie. Ale to przede wszystkim tło. Pierwszy plan jest subtelniejszy i jak zawsze u tej autorki dotyczy miłości lesbijskiej. Młoda bohaterka 'Muskając aksamit' (fajnie, żywiołowo zagrana przez Rachael Stirling), która początkowo nie rozumie jeszcze 'dlaczego nie zależy jej na [jej chłopaku] Freddym tak jak powinno' z czasem przeobraża się tu w świadomą siebie, swojej seksualności dziewczynę, czy jak kto woli - kobietę. Zapewne nie do końca to zgodne z duchem epoki, ale właśnie o to chodzi, aby zgody nie było, a sama historia była czymś więcej niż tylko Davidem Copperfieldem w wersji dziewczęcej... Plus dla twórców, że temat ów udało im się pokazać w sposób (zaskakująco jak na telewizję) śmiały, ale też, kiedy trzeba subtelny, z humorem, lekkością. Niezła ekranizacja i sprawnie zrealizowany film z ładnym przesłaniem. Lepiej oczywiście przeczytać, ale obejrzeć też nie zaszkodzi
Ekranizacji jeszcze nie widziałam, ale książka wywarła na mnie duże wrażenie. Czyta się ją znakomicie, wprost trudno się oderwać, wraz z Nancy przeżywamy jej wzloty i upadki, bywa, że się zdrygamy przed jej wyborami i decyzjami, ale zakończenie dowodzi, że wszystko to, co stało się udziałem Nan pozwoliło jej zrozumieć co tak naprawdę się z życiu liczy, jak powinna wyglądać prawdziwa miłość i że piękno leży przede wszystkim w duszy człowieka.
Obejrzałam film z zaciekawieniem, chociaż na początku obawiałam się, że będę czuć odrazę. Bardzo dobrze odegrane role Keely Hawes oraz Rachael Sterling, dobra reżyseria i scenariusz. Niestety nie udało mi się wczuć w postacie bohaterek i nie wywarły na mnie wpływu emocje Nan. Myślę, iż wynika to z prostej przyczyny – związki homoseksualne nie są w stanie wywołać na mnie takich wrażeń, jak filmy, w których głównymi bohaterami są osoby płci przeciwnej. Jednakże całość w mojej ocenie 7/10.