Nie bardzo rozumiem jakie znaczenie mają odcinki od 1 do 5 (5h prologu)?
To co było tam pokazane, zostało w tym odcinku wystarczająco uwypuklone, a mianowicie: król jest naiwny, linia dziedziczenia jest popieprzona, księżniczka się puszcza, księżniczka i królowa się przyjaźniły, typ od księżniczki to gej.
Polowanie, bitwa skorupiaków i gadanie rodem z mody na sukces z poprzednich odcinków wnosi bardzo niewiele. Na tyle mało, że dało się to przemycić w formie 15 minutowej retrospekcji, albo wpleść fabularnie. Dla przykładu maester mógł tłumaczyć dzieciom i wnukom króla rodowe zaszłości i wróżdy, lub na mieście mogło odbywać się teatralne satyryczne przedstawienie.
Odcinek, mimo wszystko, zdaje się najlepszy ze wszystkich - takie prawie 6/10. Byłoby lepiej, żeby historia zaczęła się od tego momentu, bo przeskok czasowy nie wyszedł. Aktorki zmienione, aktorzy nie. Cześć osób postarzona, a część nie. Kompletny nonsens.
No i wątek komediowy: białe dzieci księżniczki. Intryga miałaby sens, jakby trzymać się trochę bardziej logiki dobierając obsadę. Rozumiem, tatuś blondyn, synek brunet - król może mieć wątpliwości. A tak? Żenujące.
Przypomnę też, że rody Velaryon i Targaryen to starożytne rody z Valyrii, gdzie wszyscy mieli skórę i włosy jaśniutkie jak śnieg. Dość istotne, bo dziecko podobne do księżniczki, byłoby automatycznie podobne do "ojca".
Ja rozumiem, iż twórcy serialu to rasiści i musieli dobrać obsadę ze względu na kolor skóry, takie czasy. Jednakże trzeba było albo pójść za ciosem i pociemnić też Targaryenów, albo zostawić oba rody blade jak w oryginale, a ściemnić jakiś inny ród. Najlepiej taki, gdzie nie jest planowane wprowadzenie utajonych bękartów.
No i na co idzie ten ogromny budżet? Cały czas łażą po tych samych lokacjach i gadają.
Na pewno nie na aktorów, bo grają jak wystrugani z drewna. Być może winna słabo napisanych dialogów i marnego scenariusza? Nie wiem.