Jak w tytule. Dość męczące, zwłaszcza pierwszy odcinek. Widz jest zanudzany nic nie znaczącymi opowieściami o życiu osób występujących w miniserialu.
Tytuł powinien brzmieć: "Gil Carrillo: Polowanie na seryjnego mordercę". O wiele bardziej niż to czy pan detektyw płakał czy nie płakał, interesowałyby mnie opinie psychiatrów i innych specjalistów odnośnie Ramireza lub relacje osób, które go znały.
A mi się właśnie mega podoba, że w końcu serial, który nie rozkłada na czynniki pierwsze mordercy, tylko przyglądamy się jak działają detektywi. Wszyscy zawsze się skupiają na mordercach, nie na mordowanych, czy tych, którzy rozpracowują dupków. Dla mie za to mega plus.
Z jednej strony tak, a z drugiej... Takich ludzi jak Ramirez powinno się zostawić w zapomnieniu a nie gloryfikowac. Mnie też nudziły długie historie rodzinne policjantów, ale jednak podsumowując serial cieszę się, że Ramireza wspomnieli tak ogólnikowo, jakby umniejszając mu. Pokazali go jako tchórza uciekającego przed ofiarami, gdy te zaczynają się stawiać , kolesia cwaniaka, którego ostatecznie dopadła ekipa mieszkańców jakiegos osiedla i stłukła na kwaśne jabłko, jego fanki wyzwali od idiotek, puścili nagrania, w których prosił, żeby nagrań nie upubliczniać i na koniec jeszcze okazało się, że policjant modli się za niego do Boga a nie do Szatana. Myślę, że jakby Ramirez to obejrzał, to by go wpienił ten dokument. I może o to chodziło? :)