Generalnie nie przepadam za tym chińskim gównem, ale kiedy przypadkiem obejrzałem dwa odcinki i zaprezentowane tam „firmowe zagrywki”, w postaci zwalania pracy na kolegów z działu, wybielanie własnych błędów i zrzucanie odpowiedzialności na innych, kompletne oderwanie od rzeczywistości managerów wyższych szczebli, bo to nie oni muszą zacharowywać się w wyniku podjętych przez siebie poronionych decyzji, zarządu, który chce słuchać tylko że wszystko idzie dobrze i ma w dupie problemy w pracy, spychologii trudnych decyzji na niższe szczeble, to pomyślałem sobie: „Wow! To naprawdę niezłe.”
Takie zarys pracy w większej firmie na stanowisku managera średniego szczebla, który nic nie może i za wszystko odpowiada.
Zmieniłem zdanie. To jednak kolejna beznadziejna chińska bajeczka dla waifu i otaku zboczeńców.
Na początku myślałem, że kitajce wreszcie zrobili jakąś porządną animację. Temat wykańczającej pracy z trudnymi ludźmi jest dość nośny we współczesnym świecie. pewnie nieobcy jest też zapracowanym, wyzyskiwanym chińczykom.
No ale niestety, zamiast realistycznej psychodramy bohaterki, której dziecięce marzenia zderzają się z brutalnym światem biznesu dostajemy słodką bajeczkę jak to nie wspaniale, choć czasem trudno, robi się anime.
Pierwszych 10 odcinków jeszcze jakoś trzyma poziom. Widać w nich rozterki głównej bohaterki, która ciągle żyje z przeczuciem, że na resztę życia wtopiła w gównianej branży. Widać, że ktoś z ekipy chciał wtedy jeszcze robić zupełnie inny film, bardziej poważny, nieco mroczny.
Ale po 10 odcinku wszystko się sypie i mamy kolejną chińską serię animowaną o „mocy przyjaźni, podążaniu za marzeniami”.
Ech, dałem się nabrać kilkoma pierwszymi, dobrymi i dwuznacznymi odcinkami.
Tyle że branża rozrywkowa tak właśnie mniej więcej wygląda. Zespołowe robienie fabuł naprawdę polega na czymś innym, niż praca w stereotypowym korpo. Ten animiec chwilami jest szokująco prawdziwy.