Sam serial nieco rozczarowujący. Nie twierdzę, że to słaby obraz, ale z pewnością potężnie przereklamowany. Odnoszę wrażenie, że większość oglądających zanim obejrzała pierwsze dziesięć minut już była 'uświadomiona', że zobaczy arcydzieło. Natomiast pojawiające się tu i ówdzie określenia typu 'najlepszy serial wszech czasów' to nieśmieszny żart i egzaltacja, wymagająca chyba pomocy specjalisty.
Za to urzekła mnie od pierwszego odcinka muzyka Britella. Nie uważałem go za wybitnego kompozytora, nie powaliły mnie na kolana ścieżki ani z Moonlight, ani z If Beale Street... . A ta z Succession - tak. Zdecydowanie tak.