Całus na pożegnanie Kendalla z ojcem skojarzył mi się z pocałunkiem Judasza, który w ten sposób zdradził Jezusa. No i chwilę później... ;)
Identyczne skojarzenie :)Zaraz potem gdy ojciec mu powiedział - nie nadajesz się ( na rządzenie imperium) bo nie jesteś zabójcą, Kendall już wiedział co ma zrobic...O ile w pierwszym sezonie Ken mnie wkurzał to zaczęłam go żałować w drugim gdy chodził za ojcem jak zbity pies, gotowy na każdy jego rozkaz...To co zrobił na koniec ( przy pomocy Grega- jak sądzę ) to było mistrzostwo...Trzy razy oglądałam ostatnie 15 minut tego odcinka by sie napawać :)
końcówka była świetna, pozostaje kwestia tego kto był realnym zwycięzcom w tym wszystkim, bo ewidentnym jest, że Logan nie zrezygnował z Kendalla, i przez cały sezon pracował nad nim, by uformować go na swój obraz, i widać to w ostatnich sekundach gdy na twarzy Logana pojawia się uśmiech, bo jest dumny z tego co zrobił Kendall, bo oznacza to, że zdołał zamienić go w bezwzględnego "zabójcę", co było konieczne by stał się jego godnym następcom. Ale czy było to warte tych poświęceń?
Kendall stał się zabójcą w końcu i Logan osiągnął swój cel. Myślę, że wyznaczenie córki też było podejściem, Jest dobra ale narwana i pełna pychy. A Kendall jest zupełnie innym człowiekiem, tylko potrzebował żeby go obciosać. I właśnie cały 2 sezon to było to szlifowanie. Czy Logan wyszlifował diament? jeszcze nie wiem, bo dopiero zaczynam 3 sezon.