Mówi się, że jedno pokolenie buduje majątek, drugie z niego żyje a trzecie - przepuszcza. Ja mam wrażenie, że stary weźmie swoją firmę do grobu. Wygląda mi na to, że tylko on jest tu biznesmenem i samcem - alfa z krwi i kości. A jego dzieci to stadko żałosnych pajaców. Najstarsza pacynka sadzi kaktusy na ranczu, bawi się w miłość z cwaną ku r ewką i w przerwach między tymi zajęciami - co za żałość! - tak sobie postanawia zostać prezydentem. Następny Infant - udaje agresywnego gracza ale bardziej interesuje go władza dla władzy, rywalizacja z ojcem i koks, a nie dobro firmy. Dalej mamy zaburzonego seksualnie kogucika wagi muszej i wreszcie jest i laska! Dziewczyna wydaje się być najbardziej ogarnięta (chociaż na winko to bym z nią nie poszła) ale w sumie to gra na siebie i dla siebie a nie dla przedsiębiorstwa. Po prostu cholernie chce się wykazać i coś udowodnić, jak to kobieta w męskim świecie. I ten jej żałosny mąż - karierowicz z miną zadziwionego idioty nie przydaje jej uroku. Kuzynek Greg - cwaniaczek i niby to niezdara, typu "ja ty tylko tak zostawię" nadaje się do skrytego podpijania brandy z barku wujka a nie do prowadzenia korporacji. Już najlepsza byłaby chyba ta ich prawniczka (ona jedyna sprawia wrażenie, że naprawdę pracuje a nie robi dynamiczny przeciąg), chociaż też nie wiadomo, czy zamiana pozycji szarej eminencji na front-woman wyszłaby firmie na dobre.