Tokyo Vice (2022)
Tokyo Vice: Sezon 2 Tokyo Vice Sezon 2, Odcinek 9
Odcinek Tokyo Vice (2022)

Consequences

8,2 116
ocen
8,2 10 1 116
Tokyo Vice
powrót do forum s2e9

Cały 2 sezon tego serialu jest jakąś wybitnie nieśmieszną parodią nie tylko treści zawartych w książce, ale i zwykłej, obiektywnej prawdy, zaś ten odcinek przekroczył wszelki granice amerykańskiej ignorancji. Jak jeszcze pierwsza odsłona starała się ukazać japoński światek przestępczy i oddać klimat tego kraju, tak akcja drugiej mogłaby się równie dobrze dziać w Stanach Zjednoczonych - i może tak byłoby nawet lepiej, gdyż niczego by nie udawała.

Ale po kolei. Od ogółu do szczegółu. Amerykanie zapewne nigdy się nie nauczą, że nie cały świat wygląda tak, jak ich kraj. Że są zakątki, w których czasem wręcz próżno szukać podobieństw do ich ojczyzny. Można odnieść wrażenie, iż wychodzi to poza ich zdolności poznawcze. Wszędzie musi być tak, jak u nich. Tylko cały szkopuł w tym, że tak nie jest. Japoński wymiar sprawiedliwości to nie amerykański wymiar sprawiedliwości. Japońska policja to nie amerykańska policja. Japońskie dziennikarstwo to nie amerykańskie dziennikarstwo. Japoński rząd to nie amerykański rząd. Japońska mafia to nie amerykańska mafia. Japońscy obywatele to nie amerykańscy obywatele. Japonia to nie Ameryka. W pierwszym sezonie tego serialu twórcy starali się jeszcze o tym pamiętać. W drugim zupełnie o tym zapomnieli.

Nie będę rozwodził się nad każdym pojedynczym przypadkiem bezczeszczenia materiału źródłowego (co tak naprawdę jest również bezczeszczeniem prawdy). Wszystkich zainteresowanych odsyłam do lektury Tokyo Vice, aczkolwiek ostrzegam - jeśli podoba wam się serial, a zwłaszcza jego drugi sezon, na kartach powieści znajdziecie wyłącznie rozczarowanie (czy serialem czy książką, nie mi oceniać). Nakreślę jedynie kluczowy - zwłaszcza w przypadku tego konkretnego odcinka - kontekst. Trzy największe gangi Yakuzy zrzeszały w 2009 roku tysiące członków (akcja serialu toczy się mniej więcej w 2007; jest to trudne do oceny, gdyż część wątków jest skumulowana na ten okres, inne zaś są mocno zdynamizowane). Struktury w tych grupach są bardzo sztywne. Żaden gówniarz nie wspiąłby się tak szybko w kilkutysięcznej organizacji z pozycji zwykłego, nazwijmy to, rzezimieszka, do oyabuna organizacji. Co więcej, takiej organizacji nie dałoby się zniszczyć w jedną noc, tym bardziej bez wywołania wojny, która postawiłaby na nogi całą tokijską policję. Tylko żeby móc to zrozumieć, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jak wygląda struktura społeczna w Japonii, gdyż Yakuza jest tego odzwierciedleniem. Muszę się jednak poprawić - używanie określenia Yakuza w stosunku do grup przestępczych z tego serialu jest niewłaściwe. W drugim sezonie to jest po prostu mafia, która działa na zasadach świadomości amerykańskiej publiki. Cały ten zamach jednych na drugich wydaje się groteskowy. Chociaż twórcy znaleźli na to wytłumaczenie - 5 członków nie przyszło do pracy, zatem ich szeregi były wyraźnie nadwątlone.

Cóż można więcej rzec w kontekście tego sezonu, tego odcinka. Największym plusem jest chyba tylko to, że został zaledwie ostatni do obejrzenia. Choć z drugiej strony gdyby ten odcinek wyszedł w połowie sezonu, być może dałbym sobie już spokój - tak wystawiam się na kolejny seans, przez który me oczy mogą ponownie krwawić. Nie będę już się pastwił nad tymi wszystkimi bezsensownymi wątkami pobocznymi, które jedynie rozmiękczają fabułę. Choć w pierwszym sezonie dawały one nadzieję, że są wstępem do części kryminalnych historii z książki, w istocie okazały się niepotrzebnymi zapychaczami. Podzielę się tylko jednym absurdem z tego odcinka, który nie daje mi spokoju i może gdy wyrzucę go z siebie, da mi w końcu spokój. Gdy Misaki przychodzi do Samanthy szukając Jake'a, ta druga pyta ją, czy sprawdzała w jego mieszkaniu. W odpowiedzi słyszymy pełne przerażenia wyznanie, iż nikt nie może jej zobaczyć w tym miejscu. W następnej scenie z udziałem obu pań we dwie dobijają się do owego mieszkania. Aż szkoda nie zostawić przy tym jakiejś złośliwej puenty, lecz to się naprawdę samo komentuje.

Choć zdaję sobie sprawę, że tak długi post wymaga jakiegoś podsumowania, będę musiał je pominąć. Już i tak zbyt dużo energii poświęciłem temu serialowi pisząc te - narodzone z olbrzymiego rozczarowania - wypociny. Dla wszystkich zachęconych pierwszym sezonem i zawiedzonych drugim ślę przesłanie: sięgnijcie po twórczość Adelstein'a - warto!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones