po oddelegowaniu niejakiej julki do szpitala zbytecznej wiary i niepoprawnej nadziei w siczkach pod radomiem, będąc na półmetku powyższego cudum cudowatum - bo po dwudziestu pięciu odcinkach zaledwie - przewiduję, iż program wygrają kochliwy mateusz pokraka (herbu ostoja ci ja mamma mia) oraz niezbyt kochliwa, acz urocza i urodziwa agata (spod poznania), ale ich nieco smutny, ale na pewno szczęśliwy związek nie przetrwa zbyt długo w warunkach polskiego lata:
po bohaterskim pokonaniu wszystkich wiraży życiowych i skrętów sytuacyjnych, przy odpowiednim nastawieniu (głośności muzyki w pomieszczeniu) oraz właściwym doborze menu (zakładającym umiejętne odróżnianie jastrzębia od czapli, misia bubu od miseczki bobu, a miseczki bobu od didżeja bobo) (oraz jelit tego ostatniego od bigosu), obopólnej chęci do terapeutyzacji oraz wspólnego uprawiania radosnej dygresji, niechęci do metanolu, wstręcie do nikotyny, pomyślnych wiatrach północno-zachodnich i na bieżąco aktualizowanym numerze telefonu do zaufanej ekipy remontowej, daję im siedemdziesiąt pięć lat co najwyżej..
ale, oczywiście, mogę się też mylić.
w świecie jeszcze żywych na pół martwych obywateli pławiącego się w luksusach i dobrobycie chrystusa narodów wszystko się może zdarzyć..