Artykuł

Języki obce

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/J%C4%99zyki+obce-110920
W jakim języku mówią obcy? Głupie pytanie – oczywiście po angielsku. No chyba że nie mówimy o hollywoodzkim hicie, ale o japońskiej mandze, w której przybyszom niestraszne są kanji ani hiragana.

Jeśli kultura nasza nie umie asymilować sprawnie nawet ujęć powstających w głowach ludzkich, gdy wynikają poza jej centralnym nurtem, choć twórcy tych ujęć są przecież dziećmi tego samego czasu, co inni ludzie, jakże moglibyśmy liczyć na to, że będziemy zdolni skutecznie zrozumieć kulturę odmienną całkowicie od naszej, jeśli się ona zwróci do nas poprzez kosmiczny przestwór?

Beż żartów – pytanie należy do najpoważniejszych, nie tylko dlatego, że na poważnych uniwersytetach, pod różnymi poważnie brzmiącymi kryptonimami (exo-, xeno-, astrolingwistyka) łamią sobie nad nim głowę naukowcy. Doskonale sprawdza się ono jako miernik powagi także w naukowej fantastyce – sposób, w jaki pisarze i filmowcy przedstawiają komunikację z obcą cywilizacją, może pomóc w umieszczeniu ich twórczość na skali hard-soft. Nawet gdy sam problem nie jest częścią fabuły, łatwo wyobrazić sobie, jak w danym świecie zostałby potraktowany: czy prowokowałby pytania, testując giętkość wyobraźni, czy raczej zarzucał nas zbyt łatwymi odpowiedziami, podanymi w swojskim języku, z zachowaniem zasad ziemskiej gramatyki?


"E.T."
ZNAKI DYMNE I DYMNE ZASŁONY

Depeszę "Babcia umarła, pogrzeb w środę" można przełożyć na dowolny język – od łaciny i Hindu po dialekty Apaczów, Eskimosów czy plemienia Dobu. (...) Wynika to stąd, że każdy człowiek musi mieć matkę matki, że każdy umiera, że rytuały pozbywania się zwłok są kulturowym niezmiennikiem i jest nim również zasada rachuby czasu. Jednakowoż istoty jednopłciowe nie mogą znać rozróżnienia między matką a ojcem, a takie, które by się dzieliły jak ameby nie musiałyby utworzyć pojęcia rodzica nawet jednopłciowego. Nie doszłyby więc znaczenia "babci". Istoty, które by nie umierały (ameby, dzieląc się, nie umierają) nie znałyby ani pojęcia śmierci, ani pogrzebu.

Jeśli krótką wyobraźnię równoważy się wystarczająco długimi nogami to można nad problemem po prostu przejść do porządku dziennego. Widać leży kosmitom na sercu wygoda widzów, którzy nie cierpią czytać w kinie napisów. Niekiedy dla faktu, że kosmici upodobali sobie język Shakespeare'a (a wybitne jednostki w rodzaju sitcomowego Alfa potrafią sypać popkulturowymi żartami), znajdzie się jakieś grzecznościowe uzasadnienie. Okazuje się więc, że Obcy od lat podkradają naszą kablówkę, że uczą się na kursach korespondencyjnych albo że to oni przed laty zaszczepili nam swój system językowy. Bywa też tak, jak w "Simpsonach" czy serialowym "Hyperdrive", gdzie idealna zbieżność języka angielskiego i "kosmicznego" jest po prostu kosmicznym zbiegiem okoliczności.


"ALF"
Sprawę może też załatwić translator, który za pomocą czarnej magii zamienia obcy komunikat w poprawne gramatycznie (i idealnie dopasowane do ruchu warg aktorów) okrągłe zdania. W tej roli zwykle występuje jakieś tajemnicze pudełko albo niewidzialny układ elektroniczny (świat "Star Treka"), ale czarną robotę odwalać mogą także pożyteczne drobnoustroje, zagnieżdżające się w uchu czy mózgu ("Autostopem przez galaktykę", "Farscape"). Bądźmy jednak szczery – bez rezolutnego technologicznego czy biologicznego wyjaśnienia takie wynalazki to tylko kurtuazyjny gest w stronę czepialskich. Niewiele różni się on od konwencji, która każe nam wierzyć, że bohaterowie "Gwiezdnych wojen" posługują się jakimś kosmicznym językiem uniwersalnym (galactic basic), który jedynie dla wygody widza podmieniony został na coś bardziej ziemskiego. Tak jak w amerykańskich filmach wojennych, gdzie Rosjanie i Niemcy, nawet okopani w narodowych szańcach, rozmawiają ze sobą w angielszczyźnie kaleczonej stereotypowym akcentem. Technologia przyszłości może dać rezultaty doskonalsze niż internetowe słowniki, ale czy język obcych zechce łaskawie wpisać się w drzewo genealogiczne języków ziemskich, podzielić się na części mowy i poddać deklinacji, by nasz software skutecznie objął go swoim działaniem?

FAKULTET Z ASTROLINGWISTYKI

Spośród nieskończonego mnóstwa możliwych matematyk wybraliśmy jedną, przesądziła o tym nasza historia swoimi perypetiami jednorazowymi i nieodwracalnymi. Matematyką można zasygnalizować tylko, że się Jest, że się Istnieje. Jeżeli chce się działać na odległość bardziej efektywnie, przesłanie recepty produkcyjnej staje się nieuchronne. Ale recepta taka zakłada technologię, a technologia jest stanem ulotnym, przemijającym, przejściem od jednych surowców i sposobów do innych.

Kto chciałby zanurzyć się w obcym języku już teraz, może przebierać w popkulturowej ofercie. Od prostego "alieńskiego" z "Futuramy" (zaszyfrowany angielski), poprzez skromny, 400-wyrazowy  twór Luca Bessona i Milli Jovovich z "Piątego elementu", ancient z "Gwiezdnych wrót", po kompletne, złożone systemy językowe opracowane przez językoznawców, wśród których wyróżnia się język ludzi Na'vi z "Avatara" (opracowany przez Paula R. Frommera). I oczywiście najbardziej znany język klingoński ze "Star Treka" (autorstwa Marca Okranda), w którym najbardziej zdeterminowani fani mogą nawet poczytać arcydzieła światowej literatury. Wybór jest ogromny, nie brakuje jednak głosów wskazujących, że twórcą najdoskonalszego "obcego języka" jest... Tolkien, co prowadzi na niebezzasadny trop, że w kwestiach językowych science fiction sięga raczej po mechanizmy spod znaku fantasy niż science. Więcej bowiem w tych wszystkich językach egzotyki niż rzeczywistej "obcości". Zamiast przewidywać i prognozować, szyją one raczej fantastyczny kostium dla naszych wyobrażeń. Język krewetkowych stworów z "Dystryktu 9" może sprawiać problemy artykulacyjne, ale nie wykracza poza "ziemskie" pojęcie – znaczenia, zjawiska ortograficzne i fonetyczne mają tu swoje proste odpowiedniki. I nawet wymyślne litery są tylko odpowiednikami alfabetu łacińskiego.


"Dystrykt"
Nie są od tych schematów wolni nawet naukowcy zrzeszeni w inicjatywach CETI i SETI czy wolni strzelcy, pracujący nad systemami umożliwiającymi teoretyczny kontakt. Np. John Elliot z Uniwersytetu w Leeds, którego program skanuje komunikat, tropiąc strukturalne podobieństwa do języków zgromadzonych w bazie danych, wynajdując słowa pełniące rolę łączników albo czasowników. Więcej te próby mówią o nas, niż powiedzieć mogą o obcych cywilizacjach, w których język nie musi przecież występować w formie pisanej czy mówionej, wykraczając nawet poza śmielsze pomysły z telepatią bądź językiem ciała. Wspomnijcie nieudany kontakt międzygatunkowy z szympansem z "Projektu Nim", pomyślcie o mrówkach kontaktujących się za pomocą feromonów – może rację ma Laurance Doyle z SETI Institute, mówiąc, że powinniśmy zacząć od nawiązania kontaktu z inteligentnymi stworzeniami na ziemi (bo wykonywanie poleceń w zamian za nagrodę ciężko nazwać "kontaktem"). Może gdybyśmy posłuchali delfinów, dowiedzielibyśmy się – jak bohaterowie filmowej wersji "Autostopem przez galaktykę" – że przybyły one z kosmosu i przez lata próbowały ostrzec nas przed nadchodzącą zagładą?

ARCYDZIEŁO W NIEZNANYM NARZECZU

Czyż nie wyszliśmy z Projektu niezrównanie bogatsi, niż żeśmy wchodzili? (…) Zapewne. Ale rozmaite bywają korzyści. Mrówki, które napotkały w swej wędrówce nieżywego filozofa, też na tym skorzystały.

Jeśli nawet matematyka nie może się stać obiektywnym, uniwersalnym, wspólnym językiem (jak chciał Carl Sagan – autor powieściowego pierwowzoru "Kontaktu") , to może należy postawić na muzykę? Chyba tej tylko możliwości nie zanegował w "Głosie Pana" Stanisław Lem (stąd pokradłem te wszystkie nieopisane cytaty). Ta fascynująca powieść o kontakcie traktuje w zasadzie o jego absolutnej niemożności – niemożności na tak wielu poziomach, że od samego ich zliczenia może rozboleć głowa. W ręce najzdolniejszych ziemskich naukowców wpada tu kosmiczny komunikat, ale tylko po to, by pogrążyć ich w beznadziejnej gonitwie myśli i eksperymentów. Problem wspólnoty pojęć chowa się w cieniu enigmatyczności języka, kwestia języka blednie w obliczu zagadki systemu komunikacji ("Zarejestrowany rytm mógł stanowić np. same tylko znaki przestankowe, natomiast właściwe "litery" bądź ideogramy mogły nie dotrzeć wcale do powierzchni błony rejestrującej"). Odebrać wiadomość to szaleństwo, ale myśleć o odpowiedzi to już czysta głupota, bo w poszukiwaniu adresata sygnał musi tysiące lat błąkać się w kosmosie. Może to dobrze – Stephen Hawking przestrzegał kiedyś, że choć obce cywilizacje prawie na pewno istnieją, zamiast hałasować, powinniśmy raczej schylić głowy i cichutko zająć się swoimi sprawami, by nie skończyć jak Indianie witający nadpływającego Cortésa.


"Piąty element"
Ale jeśli niemożliwy jest kontakt, to czy możliwa jest w ogóle dobra, "prawdziwa" fantastyka naukowa? Czy nie powinna ona przemawiać językiem niezrozumiałym, odwołując się do obcych pojęć, nadając niejako ponad poziomem naszych prymitywnych "systemów odbiorczych", czyniąc nas wobec arcydzieł bezradnymi, jak bezradni są bohaterowie Lema wobec przesłania z gwiazd? Czy nie powinniśmy być w niej zagubieni jak w obcym kraju, w którym najbanalniejsze zdarzenia nabierają kolorów magicznego rytuału? Tłumaczyłoby to, dlaczego dzieła wyprzedzające swój czas umykają często uwadze współczesnych. Ale przecież nawet mrówka, która z apetytem przerabia znakomitego filozofa na białko czy "dzikus, który ogrzawszy się u płomienia podpalonych dzieł najmędrszych, uważa, że doskonale owo znalezisko wykorzystał", przeżywają  swoje pięć minut chwały. Więc i los konsumentów fantastyki nie musi być aż tak marny.

***

Po pocieszenie zwróćmy się do Wielkiego Pesymisty i Sceptyka, który tako rzecze w "Opowiadaniu Pirxa": "Dobre książki są zawsze prawdziwe, nawet gdyby opisywały rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły i nie wydarzą. Są prawdziwe w innym sensie – jeśli mówią, powiedzmy, o kosmonautyce, to tak, że poznaje się coś z tej ciszy, która jest zupełnie inna od ziemskiej, z tego spokoju, tak doskonale nieruchomego. Cokolwiek przedstawiają, mówią zawsze to samo, że człowiek, tam, nigdy nie będzie u siebie".

Wszystkich, którym nie w smak ten nieznośny optymizm, już dziś zapraszam do lektury kolejnego, ostatniego już tekstu z cyklu "Efekty specjalne".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones