PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=559539}

Śpiąca piękność

Sleeping Beauty
5,3 13 609
ocen
5,3 10 1 13609
5,4 7
ocen krytyków
Śpiąca piękność
powrót do forum filmu Śpiąca piękność

... o co w tym filmie chodziło? Dziękuję :)

ocenił(a) film na 10
udkojagniece

------------------------ SPOILER ----------------------------------


Jeśli porównywać do baśni o Śpiącej Królewnie, to ciekawie wypada moment przebudzenia. W baśni królewnę budzi przystojny młody książę i budzi ją do życia (jej sen był podobny śmierci), w dodatku szczęśliwego życia. W realiach Lucy jej przebudzenie następuje przy martwym starcu, co jest ogromnym kontrastem w stosunku do młodego księcia. Lucy budzi się w towarzystwie śmierci. Tak więc już samo to jest dość fatalne. Przez cały film jest jakby zawieszona w życiu, nie do końca rozbudzona, a kiedy wreszcie na końcu budzi się, nie budzi się do życia, a do śmierci. Pułapka absolutna. W tej sytuacji chyba lepiej było spać niż się przebudzić. Przychodzi mi do głowy cytat z książki Ursuli Le Guin: "Żyję w koszmarze, z którego od czasu do czasu budzę się w sen". Lucy żyje w koszmarnym śnie, z którego budzi się w jeszcze większy koszmar.

Jeśli chodzi o jej sen dosłowny - w tym specyficznym domu publicznym - sytuacja ma się podobnie. To, co dzieje się z nią we śnie może być dla niej intrygujące i jest oczywiście, ale po tym, co zaprezentowano w filmie jedyny wniosek jest taki, że byłoby dla niej lepiej żyć w nieświadomości niż wiedzieć co robią z nią ci mężczyźni. Tak naprawdę nie jest to wcale praca łatwa i przyjemna. Idea tych usług dla wielu osób wydaje się raczej dość nieszkodliwa i mniej poniżająca niż praca prostytutki. Może się wydawać łatwiejsza ponieważ dziewczyna jest nieświadoma zdarzeń, wystarczy, że po prostu jest. Czy można nazwac to prostytucją? Według mnie nie do końca. Założenie braku penetracji, choć przez większość klientów zapewne łamane, ma wykluczać współżycie, natomiast prostytucja wiąże się ze współżyciem za pieniądze. Dziewczyna śpi i prawdopodobnie większość osób zakłada, że w związku z tym wszystkie te akty nie będą mieć dla niej żadnych traumatycznych konsekwencji. Nie wydaje mi się żeby w istocie tak było. Myślę, że zasada działania tego na dziewczynę jest taka sama jak wtedy, gdy jest gwałcona czy molestowana i usiłuje wyprzeć to ze świadomości, odciąć świadomość od swojego ciała. Taki mechanizm samoobrony świetnie działa i w końcu po to zachodzi, by chronić psychikę przed rzeczami nie do wytrzymania. Problem w tym jednak, że te rzeczy nie znikają. Kumulują się w podświadomości i "wypływają" w snach i codziennym życiu. Wpływają na wszystko. Myślę, że efekt psychologiczny takiego "zawodu" może być gorszy niż wykonywania normalnej prostytucji. Dużo łatwiej odreagowywać przeżycia, których jest się świadomym. Ludzie latami chodzą na psychoterapię, by wydobyć różne "śmieci" z podświadomości, przenieść je na poziom świadomości, skonfrontować się z nimi i móc je przepracować, by się od nich uwolnić. Już sama ta kwestia - wpływu takiego "zawodu" na psychikę jest bardzo intrygująca. Sam fakt jak zwodnicze jest zdroworozsądkowe myślenie, że skoro ktoś śpi, to nie ma dla niego znaczenia co się z nim robi, nie wykonuje żadnej pracy, niby nic nie czuje, nie ma to na niego wpływu i jeszcze dostaje za to pieniądze. Te pieniądze choć spore chyba jednak nie wystarczą na zlikwidowanie szkód. I też nie wszystko da się uzyskać za pieniądze. Uważam za bardzo ciekawe to drążenie kwestii znaczenia świadomości, samostanowienia, wolnej woli.

Gdzie leży granica między świadomym, a nieświadomym działaniem. Czy wystarczy nie spać, by faktycznie świadomie działać? Kiedy fizycznie Lucy nie śpi (prowadzi codzienne życie) - także nie wydaje się w pełni świadoma. Żyje. "Jakoś ciągnie". Mechanicznie powtarza, że u niej wszystko w porządku i czuje się świetnie. Cały czas jednocześnie raczej ma przynajmniej odrobinę ochoty na przebudzenie. Odrobinę czuje swój brak świadomości. Daje się ponieść chwili, spontanicznie zgadza się na seks z nieznajomymi, zażywanie narkotyków. Zasadniczo te dość skrajne zachowania powinny ją wybudzić. Jednak nie wybudzają. Chodzi na studia, ma kilka zajęć, ale niezbyt dobrze płatnych, więc w końcu zatrudnia się w tym "dziwnym domu". Przesuwa się na granicę wytrzymałości psychicznej i emocjonalnej. Po pierwszym razie - samej obsłudze przyjęcia - usiłuje to odreagować przypadkowym seksem. Ktoś w tym, albo innym temacie pisał, że Lucy niby puszcza się za pieniądze w klubach, ale mi się wydaje, że nie ma żadnej sceny, która by to sugerowała. Myślę, że uprawia przypadkowy seks i jest to w jej życiu dość ważne, bo jest to ostatni przyczułek jej decyzyjności. Robi to z własnego wyboru. Pod wieloma względami ulega w życiu innym osobom, potrzebuje więc trochę sytuacji, w których ona decyduje. Dzięki temu zachowuje pewną równowagę. Wiele osób nie rozumie psychologicznego znaczenia przypadkowego seksu czy nawet prostytuowania się ale na zasadzie, że robi się to z własnego wyboru, że jest to nasza decyzja. W wielu przypadkach w takim zachowaniu chodzi o udowodnienie sobie tego, że można sprawować kontrolę. Nad inną osobą, nad sytuacją. Chodzi o udowadnianie sobie, że przynajmniej część rzeczy robi się z własnego wyboru, że nie ulega się tylko wyborom i władzy innych. W przypadku Lucy jest to bardzo istotne.

Lucy dostaje pieniądze za usługi w "dziwnym domu" - dostaje sporą kwotę, więc niby wszystko poszło świetnie, ale jak widać nie czuje się z tym dobrze, te pieniądze nie mają już takiej wartości jak wcześniej, nagle zrobiły się na tyle nieważne, że jest w stanie spalić banknot. Jakaż różnica. A spowodowana tym skąd pieniądze się wzięły. Nie wiem czy ona zapłaciła za czynsz, wydaje mi się, że tak, ale może nie, a może i zapłaciła, ale wkurzała współlokatorów choćby tym, że płaciła z opóźnieniem i wyrzucili ją bez względu na wniesienie opłaty. I znowu ciekawa sytuacja. Ponieważ Lucy chodzi do tego "dziwnego domu" częściej ma już pieniądze. Kolejne osoby ją olewają, stacza się coraz bardziej - nie to, że w sensie moralnym - w sensie posiadanych stosunków międzyludzkich, odnajdywania się wśród ludzi, posiadania kogoś bliskiego, choćby przyjaciół. Nikomu na niej nie zależy, więc i jej na nikim nie zależy. Jedyny ważny dla niej przyjaciel alkoholik umiera. Nie widzę nic dziwnego w tym, że Lucy wynajmuje drogi apartament, bo w tym momencie te pieniądze nie mają już takiego znaczenia jak wcześniej. Co za różnica ile wyda. To jak się na takie rzeczy patrzy jest kwestią tego na ile wierzy się w sens swojego życia czy w posiadanie jakiejkolwiek przyszłości. Lucy nie wygląda na osobę wierzącą w którąkolwiek z tych rzeczy, więc daje się unosić życiu. Na końcu filmu jej pragnienie przebudzenia ziszcza się, tyle że budzi się w otoczeniu śmierci. To tak jakby jej dobitnie powiedzieć, że jeśli coś na nią czeka, to tylko coś gorszego niż dotychczas, nie ma przyszłości, nie ma sensu. Lepiej żeby spała jak wcześniej, bo przynajmniej była spokojna. Dawała radę trwać, a bycia w pełni świadomą raczej nie wytrzyma. Dlatego krzyczy. I chyba dlatego jest na samym końcu fragment nagrania z kamerki pokazujący dla kontrastu jaka była spokojna, kiedy spała. Obie sytuacje - bycia przytomną i nieprzytomną - są fatalne.

Jeszcze odnośnie kwesti łatwego wydawania pieniędzy pochodzących z usług świadczonych w "dziwnym domu". Kiedy uzyskuje się pieniądze za coś, czego do końca lub w całości nie akceptuje się pod względem moralnym ma się odruch by jak najszybciej pozbyć się ich. To jest bardzo popularny odruch. Te pieniądze uosobiają tę konkretną czynność/zdarzenia/zachowania, o których wolałoby się zapomnieć, których można się wstydzić. Pozbywanie się ich działa jak pozbywanie się wyrzutów sumienia, dowodów "przestępstwa". Ludzie bardzo często w ten sposób reagują, więc naprawdę nie ma nic dziwnego w tym, że Lucy szasta pieniędzmi zarobinymi w ten określony sposób.

Co do "historyjki dziadka", opowiada o człowieku, który najpierw usiłuje ucieć od swojej rodziny, otoczenia, miejsca zamieszkania, stylu życiu. Usiłuje od nich uciec, bo go paraliżują, bo nie czuje się sobą przy nich, czuje się martwy. Chyba wiele osób rozumie ten problem - to, jak nas wyznacza i ogranicza nasze otoczenie "wstępne", nawet samo wyobrażenie innych osób na nasz temat - zwykle jest silniejsze od naszej prawdziwej natury w związku z czym zwykle uznaje się je (mniej lub bardziej świadomie) jako swoją naturę i osobowość. Człowiek z historyjki ma jednak świadomość swojej martwoty, więc chce to zmienić - obudzić się - ożyć. Podróżuje itd., miewa rózne pomysły bez rezultatu. W końcu ma wypadek. Dopiero wtedy następuje przełom, przemianowuje swoje wartości, orientuje się na czym polega sens życia. Coś w tym stylu, że wcześniej źle pojmował sam sens życia - szukał go tam, gdzie nie trzeba, jakby na zewnątrz/obok faktycznego sensu. Po tym "olśnieniu" może wyzdrowieć i żyć - w zasadzie ożyć (przebudził się) -> jego kości nie są połamane. Myślę, że niekoniecznie chodzi tu o dosłowny wypadek, może raczej symboliczny, jakieś wydarzenie pozwalające się przebudzić i zrekonstruować od początku (połamać kości, żeby móc je od początku złożyć) - z prawdziwego siebie, a nie ze złudzenia siebie - cudzych wyobrażeń na nasz temat i nawyków. Lucy jest w podobnej sytuacji. Na ile jej osobowość i zachowania wynikają z prawdziwej niej, a na ile z tego, czego oczekują po niej inni? Ludzie rzadko o tym myślą, ale większość zachowań wynika nie z nas, a z tego, co inni sobie na nasz temat wyobrażają, czego się po nas spodziewają. Nawet kiedy ma się wysoką samoświadomość trudno uciec spod tego wpływu zewnętrznego. Zazwyczaj bardzo trudno uświadomić sobie, że można zrobić różne rzeczy mimo że faktycznie można. Lucy wydaje się osobą z całkiem sporymi możliwościami, ale w ogóle tego nie widzi, nie czuje. Widzi siebie taką, jaką widzą ją inni - czyli z miernymi możliwościami, niegodną zaufania, taką, na której nie można polegać. Lucy myśli, że może załatwiłoby coś posiadanie męża - taka wymuszona stabilizacja społeczna. Ciekawe, że przychodzi jej to do głowy choć równocześnie widać, że wcale nie ma na to ochoty. To następny element jaki zasymilowała z otoczenia i wpoiła sobie jako własne dążenie.

I wracając do "historyjki dziadka", dostał książkę z tą historią mając 30 lat. Gdyby wtedy zrozumiał to opowiadanie mógłby stwierdzić, że nie ma połamanych kości. Miał szansę. Nie zrozumiał jednak i dalej prowadził "poczciwy żywot", ożenił się, założył rodzinę. Wszystko według standardów tego, czego się oczekuje po ludziach. Przez całe życie nie uświadomił sobie, że nie musi mieć "połamanych kości", że mógłby wstać i żyć. Będąc już starcem zrozumiał opowiadanie, tyle że za późno. Mówi: "zawsze to wiedziałem, choć nie do końca świadomie, że podstawowe prawdy nie kryją niespodzianek". Rozumiem to tak, że podstawową prawdą było to, że mógł zacząć żyć np. w tym 30tym roku życia, uświadomić sobie ten przecież oczywisty fakt, że żeby czuć sens życia trzeba skoncentrować się na tym kim się jest, poznać siebie i w tym swoje dążenia, cele, zalety i wady - ogólnie siebie prawdziwego, a nie wypełniać role życiowe przypisane nam przez rodzinę i społeczeństwo - nie przesypiać życia odgrywając te role. To podstawowa prawda i nie ma w tym niespodzianki, bo jest to oczywiste. "Podstawowe prawdy nie kryją niespodzianek." Cały film obraca się wokół kwestii tego na ile faktycznie kierujemy swoim życiem i wytyczamy naszą osobowość, zachowanie. Na ile jesteśmy świadomi. Na ile jesteśmy prawdziwym sobą, a na ile śnimy cudze sny na nasz temat. Lucy pracując w "dziwnym domu" zrzeka się swojej decyzyjności w sposób całkowity. Śpi w sensie dosłownym, a przychodzący mężczyźni posługują się nią do stworzenia jakiegoś wyobrażenia osoby i sytuacji. Przy pomocy Lucy odgrywają swoje wyobrażenie, swoją fantazją. Jest to świetne symboliczne zobrazowanie zjawiska odgrywania ról, które wymyślają dla nas inni (rodzice, społeczeństwo itd.), postępowania wedle ich wyobrażeń. Zwykle ludzie nie zwracają na to uwagi, ale rzadko kto faktycznie sam, choćby w części, wytycza swoje życie. Wiele osób myśli, że mnóstwo decyzji jest ich decyzjami, mnóstwo ich zachowań wynika z nich samych, faktycznie jednak jest to bardzo rzadkie zjawisko. Bardzo trudno robić coś, czego samemu się chce nawet jeśli nie będzie to bardzo nietypowe zachowanie. Ten problem jest też świetnie przedstawiony w filmie "Mniejsze niebo" Janusza Morgensterna.

Kiedy staruszek opowiada całą tę historię jest już stary i ma życie za sobą, dlatego mówi, że w tym momencie jego kości są już połamane. Znaczy to tyle, że już nie ma możliwości zacząć żyć, bo już jest za stary. Jedynym jego pragnieniem - jego własnym pragnieniem - będzie już tylko to, by któregoś dnia umrzeć "na własnych warunkach" - czyli wybranego dnia i leżąc u boku wybranej dziewczyny. Nie np. żony, nie tak, jak myślą inni, że powinno się chcieć umrzeć - w otoczeniu bliskich itd. I to właśnie robi na końcu filmu. Myśle, że Lucy nie przeraża tak bardzo sam fakt, że on nie żyje, choć to też oczywiście ma duże znaczenie, bo przebudziła się w otoczeniu śmierci. Spodziewała się być może naprawdę fatalnych upokarzających rzeczy, które no cóż.. były raczej oczywiste, ale ta śmierć przepełniła czarę - przekroczyła granice jej wytrzymałości. Wykorzystano ją w sposób jakiego sobie nie wyobrażała. Nie tyle chodzi o to czy było to straszne, albo na ile, ale też o to, że przekroczyło granice jej wyobraźni. Nie była w stanie wyobrazić sobie wykorzystania w ten sposób (a przynajmniej tak zakładam, bo raczej trudno coś takiego wymyślić) - to jakby maksymalny dowód na ogrom jej nieświadomości. Wcześniej myślała, że robią z nią różne "świństwa". Nie kontrolowała tego, ale myślała, że i tak mniej więcej wie czego się spodziewać, czyli że może łudzić się namiastką zachowania własnej woli. Myśląc, że chodzi o seks mogła potem pójść do pubu i puścić się z przypadkowym facetem - ze własnej woli, ze swojego wyboru. W ten sposób odzyskiwała kontrolę, udowadniała sobie, że sama o sobie decyduje, że sama soba zarządza. Że to, co się działo w "dziwnym domu" nie było całowitym oddaniem się, bo przecież w każdej chwili może przejąć kontrolę, co sobie właśnie udowodniła przypadkowym seksem.

Bardzo ciekawie wypada także drążenie kwestii psychologicznej tego na ile można sobie pozwolić w stosunku do innej osoby. Gdzie i dlaczego przekracza się etyczną granicę. Dlaczego tak wielki wpływ na psychikę człowieka ma to, co robi się z jego ciałem. Dlaczego nie można w prosty sposób powiedzieć, że to, co zrobiło się z czyimś ciałem nie jest takie ważne, trwało chwilę i to było "tylko" ciało. Po przemyśleniu tych kwestii zaczyna się lepiej rozumieć dlaczego przeżycia seksualne mają tak wielki wpływ na psychikę. Dlaczego gwałt tak mocno i wszechstronnie niszczy. Zawsze powtarza się przy tego typu tematyce, że chodzi o kontrolę, myśląc zazwyczaj o kontroli psychicznej. Ciało jest jakby i tak odgradzane od psychiki i traktowane jako dodatek. Jakby kontrola nad ciałem była jedynie dodatkiem do kontroli psychicznej. Faktycznie jednak ciało samo w sobie jest bardzo ważne. I sama w sobie kontrola nad własnym ciałem. Myślę, że ten film znakomicie to ilustruje. Wykorzystanie kogoś, kto jest nieprzytomny jest naruszeniem ostatniej granicy tej osoby. Sam fakt, że ktoś nie wie co się z nim robi - jego ciałem - właściwie określa to działenie jako gwałt, ponieważ gwałt jest czynnością wbrew czyjejś woli, a tutaj nie można określić czy coś jest wbrew woli tej osoby czy nie, bo będąc nieprzytomną ta osoba jest bezwolna. To jest jak wtargnięcie na ostatni przyczułek wolności człowieka. Zniewolenie całkowite. Daleko bardziej posunięte niż w przypadku gwałtu świadomej osoby.

Co do scenki, kiedy Lucy wypuszcza z ręki jarzębiny w limuzynie, to może chodzi o to, że zanieczyszcza to miejsce zwykłym, codziennym światem - symbolicznie miesza otoczenie poza limuzyną z tym w limuzynie i dalej w tym "dziwnym domu" (limuzyna jest wstępem - "korytarzem" do świata "dziwnego domu"). Oswaja w ten sposób ten swój "zawód". Usiłuje zrobić mniej nienormalnym. Przemyca element ze świata jawy do świata snu. Może też można zrozumieć to tak, że jest to akt jej woli. Kiedy leży uśpiona jest bardzo podobne zbliżenie na jej rękę z tymże wtedy z powodu uśpienia jest bezwolna. Te jarzębiny to oczywiście nic wielkiego, ale jakiś taki mały gest wynikający z jej własnej woli i jednocześnie będący pewnym oporem przeciwko zasadom - takie małe złudzenie, że nie oddaje całej kontroli w cudze ręce. Komuś tu wyżej też przyszło do głowy fajne skojarzenie z Jasiem i Małgosią - ze znaczeniem drogi okruszkami chleba. Podoba mi się. Niby daleko posunięte skojarzenie, ale pełne uroku. W końcu Lucy też jest zabierana z normalnego, bezpiecznego (powiedzmy) świata do niebezpiecznego i dziwnego, w którym zostaje zagubiona i zniewolona, pozbawiona świadomości i woli. Fajne jest więc skojarzenie, że usiłuje znaczyć drogę powrotną, by nie zagubić się w tym "złym" świecie, by móc z niego wrócić. Fajne jest też zestawienie tego jej mini buntu z kompletnym zniewoleniem. Zgadza się na to zniewolenie, ale jak każdy próbuje jednak dokonywać małych aktów nieposłuszeństwa - a to barwa szminki, a to jarzębina, a w końcu kamera w pokoju.

użytkownik usunięty
Eleonora

Odnośnie pieniędzy - jest scena, kiedy ona sama dzwoni do Thomasa z zapytaniem o możliwość zarobku, więc to nie będzie tak, że zarobione w agencji pieniądze nie mają dla niej żadnego znaczenia.
Wcześniej pracuje w kilku niezbyt przyjemnych miejscach (i chyba jednak puszcza się, a swobodny wybór przygodnego seksu miał miejsce tylko w scenie z chłopakiem z baru, ale nieważne), bo prawdopodobnie finansuje matkę, być może też przyjaciela Birdsmana.

Coś mi się też nie zgadza z interpretacją wszystkiego jako opozycji własna wola - wpływ otoczenia
oraz "historyjki dziadka" tylko jako stwierdzenia, że gdy coś zrozumiał, to był już za stary by zacząć od nowa. Wydaje się, że raczej był zmęczony swoim dotychczasowym życiem, co do którego pojął, że nie było "należyte" i dlatego jego "kości są połamane". Ona też była jakąś taką senną, nie całkiem świadomą osobą, która dryfowała przez życie od przypadku do przypadku. To jest częściowo zgodne z Twoja interpretacją, ale mniej w tym chodzi o wpływ innych ludzi i warunków [jedna z opcji], a bardziej życia jako takiego [najszersza opcja].
Taka swoista pasywność, senność, uczucie bycia nie na swoim miejscu i ogólnego bezsensu (znam takie postawy;), a nie tylko naciski otoczenia, odgrywanie ról i zniewolenie społeczne, choć też oczywiście mogą one występować. Ale tylko przy okazji.

Pytanie bowiem, jakie miałoby być to lepsze, świadome życie? Gdyby, załóżmy, staruszek w wieku 30 lat zrozumiał przeczytane opowiadanie i chciał iść "własną drogą", to co? Nic, bo w filmie nie została przestawiona żadna alternatywa, ani dla niego, ani dla niej. Oboje byli wewnętrznie puści, nikogo naprawdę nie pokochali, ani niczym się nie zafascynowali. Nie chodziło o to, że nie mogli pójść własnym torem wbrew oczekiwaniom otoczenia, tylko że NIE MIELI takiego własnego toru (i dlatego przystosowywali się do otoczenia, a ona łatwo godziła na taką pracę). W ogóle go nie mieli. Ja ten film tak zrozumiałem.

Przy takiej^ interpretacji wszystkie te kwestie zniewolenia, naruszenia prywatności innej osoby itp. są prawdziwe, ale mniej istotne, w sumie występują tylko na marginesie.

Cała opowieść staruszka: http://flautapantera.tumblr.com/post/11512571907/all-of-my-bones-are-broken
a wspomniane w niej opowiadanie to "Das dreißigste Jahr" Ingeborgi Bachmann, niestety znalazłem opis tylko po niemiecku
http://de.wikipedia.org/wiki/Das_drei%C3%9Figste_Jahr#Das_drei.C3.9Figste_Jahr


P.S. Jarzębina - też mi się skojarzyło z jakimś znaczeniem drogi, pozostawianiem własnego śladu na obcym terenie, coś w tym stylu.
I jeszcze jednej rzeczy nie zinterpretowałaś, scenki w jeziorze ;)

ocenił(a) film na 10

Ale ja przecież nigdzie nie piszę, że zarobione w agencji pieniądze nie mają dla niej żadnego znaczenia. Jest po prostu taki dość powszechny psychologiczny odruch, że jeśli czuje się (co zachodzi w większości wypadków nieświadomie), że pieniądze nie należą się nam, albo są związane z czymś od czego chcielibyśmy się odciąć, to staramy się ich jak najszybciej pozbyć. To może być kwestia pieniędzy uzyskanych np. z kradzieży, jakiegoś oszustwa - ogólnie czegoś, co potępiamy mimo, że jednocześnie zrobiliśmy to właśnie w celu zdobycia pieniędzy lub choćby pieniędzy, które otrzymaliśmy mimo, że uważamy, że na nie zasłużyliśmy (nie muszą pochodzić z jakiegoś amoralnego źródła). Ludzie pozbywają się takich pieniędzy roztrwaniając je i praktycznie zawsze jest to działanie nieświadome. Nie starali się o nie przecież po to, żeby się ich pozbyć. Na tym polega urok tego mechanizmu - taka walka świadomości z podświadomością. Pisząc to, co napisałeś zakładasz, że ludzie kierują swoim postępowaniem świadomie, natomiast faktycznie większość zachowań wynika z podświadomości. W przypadkach takich jak Lucy dziewczyna może chcieć brać coraz więcej zleceń i coraz więcej zarabiać - to będzie wynik jej świadomego myślenia, jednak jednocześnie będzie te pieniądze roztrwaniać, co będzie wynikiem jej podświadomych dążeń. Gdyby uzyskała te pieniądze w jakiś inny sposób, który byłby z nią w pełni zgodny (przeciwko któremu jej część nie buntowałaby się) nie miałaby tej tendencji do szybkiego pozbywania się ich.

Co do puszczania się, to jednak właśnie jest to ważne, a nawet wręcz kluczowe, bo dla kobiety ma to bardzo istotne znaczenie psychologiczne. Większość mężczyzn raczej tego nie zrozumie, bo traktuje seks jak i "puszczanie się" z mocno innej niż kobieca perspektywy podyktowanej zupełnie inną rolą seksualności w ich życiu oraz zupełnie innym charakterem roli mężczyzny w samym akcie seksualnym.

Co do historyjki dziadka, to nie za bardzo rozumiem Twoje stwierdzenie, że "był zmęczony swoim dotychczasowym życiem, co do którego pojął, że nie było "należyte"" no bo, że zmęczony to ok, ale nie rozumiem tego, że jego życie nie było należyte. On sam stwierdza, że prowadził "poczciwy żywot" i to był właśnie problem. Dosłownie fragment jego monologu wygląda tak:
"Słyszałem, mówiono mi...zawsze to wiedziałem, choć nie do końca świadomie, że podstawowe prawdy nie kryją niespodzianek. Lecz co ja wtedy zrobiłem? Żyłem dalej. Prowadziłem dalej poczciwy żywot. Elisabeth i ja byliśmy szczęśliwym stadłem. Tak nas postrzegano. Lecz w istocie nie kochałem mojej żony. Ani przyjaciół. Ani nawet dzieci. Tylko... żyłem dalej. Odnosiłem sukcesy. Wiodło mi się. Lecz z każdym krokiem czułem niechęć. Wycofywałem się, byłem w defensywie."
Jednym słowem żył tak jak się oczekuje po ludziach, że żyć powinni. Mieć dobrą pracę, odnosić sukcesy, założyć rodzinę i mieć dzieci. I sam początek wypowiedzi jest tu istotny. Dostał książkę, ale jej nie zrozumiał. I co wtedy zrobił? Żył dalej, prowadził poczciwy żywot, założył rodzinę itd. Jak dla mnie to brzmi bardzo jasno. Doszedł do momentu, w którym zrozumiał, że jego kości są połamane. Wie, że mógłby się poskładać na nowo, ale jest już za stary na nowe życie. Może jednak złożyć się na nowo na tyle na ile pozwala mu na to jego wiek i sytuacja - może wziąć w swoje ręce swoją śmierć. Czy to dobry wybór, to inna sprawa, ale przynajmniej jego własny.

Co do tego fragmentu: "nie tylko naciski otoczenia, odgrywanie ról i zniewolenie społeczne, choć też oczywiście mogą one występować. Ale tylko przy okazji. "
Nie chodzi o zniewolenie społeczne i jakieś widoczne naciski. Chodzi o to, co występuje u każdego w codziennym życiu. Nie ma osób, na które nie wpływa otoczenie. To jak będą Cię postrzegać np. rodzice ukształtuje ogromną część tego, co potem będziesz nazywać swoją osobowością i co będziesz uważał za wynikające z Ciebie i Twoje własne (własne pomysły, zainteresowania, dążenia itd.). Tak jest w przypadku każdego człowieka i dlatego jest to takie ciekawe. Dlatego napisałam, że nawet ludzie o wysokim stopniu samoświadomości nie są od tego wolni. Różnica jest tylko taka, że bardziej sobie zdają sprawę z istnienia tego zjawiska. Ogromny wpływ na ludzi mają wyobrażenia innych ludzi na ich temat. To nie są żadne widoczne naciski. Tego, co najważniejsze - najmocniej na nas wpływające - właśnie zwykle się nie zauważa i poniekąd dlatego tak łatwo przychodzi nam myślenie, że efekty tych wpływów nie są związane z żadnymi wpływami, a pochodzą z nas samych.

Co do tego jakim życiem żyłby staruszek, gdyby wcześniej zrozumiał to, co zrozumiał później. Żyłby innym życiem po prostu. Bardziej świadomym. Czy lepszym czy gorszym to zależy od tego kto i według jakich norm ocenia. Według norm powszechnie akceptowanych jego życie poczciwe - w formie takiej w jakiej je przeżył - było życiem udanym. Nie ma sensu ocenianie tego rodzaju. Ja osobiście nie widzę podstaw by powiedzieć, że Lucy albo ten staruszek byli osobami wewnętrznie pustymi. Piszesz, że nikogo nie pokochali, ale ona wydawała się kochać tego alkoholika. Czy się czymś fascynowała nie wiadomo. Chodziła na jakieś studia - nie wiem co to było dokładnie - może to ją fascynowało, a może nie. Z filmu nic nie wiadomo na ten temat, poza tym to w końcu młoda dziewczyna i trudno po obejrzeniu takiego fragmentu jej życia orzec, że pusta albo niezdolna do miłości. Co do staruszka, to być może gdyby pozwolił sobie na własne wybory i w tym popełnianie błędów, to może nie miałby kariery, ale znalazłby osobę, którą by pokochał. Nie przewidzisz tego. Po tym, co widzimy w filmie wygląda na miłego człowieka raczej właśnie zdolnego do miłości. Fakt, że nie kochał żony nic złego o nim nie mówi. Wiele osób nie kocha swoich małżonków tylko po prostu tego nie mówią. Życie wbrew sobie i w zakłamaniu jest bardziej popularne.

Jakiej scenki w jeziorze?

użytkownik usunięty
Eleonora

Gdzieś wyżej jest właśnie o takich pieniądzach, zwanych profanicznymi ;) To była tylko taka luźna uwaga.
I jeszcze jedna uwaga na marginesie: ona wcale nie miała wiele p-ko temu, co robiono z jej ciałem, mówi przecież na początku wyraźnie, że jej cipka nie jest żadną świątynia, a kwestia "niepenetracji", ważna dla Clary, pozostawia ją obojętną. To jest jak wzruszenie ramion 'postępowej' dziewczyny na wzmiankę o dziewictwie. Lucy początkowo ma to gdzieś. Potem budzi się za każdym razem nieuszkodzona fizycznie i nietknięta, więc pod koniec oczywiście zaczyna ją ciekawić, co oni tak w ogóle robią, skoro jej nie biorą. I tyle. Nie można tworzyć na tym aż tak rozbudowanej teorii gwałtów i kontroli, choć film dotyka też i tego problemu, ale jako osoby straumatyzowane przedstawieni są raczej klienci.

Co do historyjki - dlatego słowo "należyte" w cudzysłowie (nie chodzi o życie "poczciwe i dobre"), szło mi o jakość życia z indywidualnego punktu widzenia. O to, że on sam nie uznawał własnego żywotu za satysfakcjonujący.
Nie łapmy za słówka, może napisałem dalej z przesadną emfazą "naciski", ale wiemy o co Tobie i potem mnie chodziło, o kształtowanie nas przez otoczenie i oczekiwania innych ludzi. To jest rzecz oczywista, tylko że według mnie nie o tym głównie traktuje ten film. Starzec mówił, że prowadził "poczciwe" życie nie dlatego, że warunkowanie go do tego skłoniło i mu się poddał, tylko dlatego że nie miał nic co mógłby zrobić innego.

Bo popatrz, w filmie wcale nie idzie o tego rodzaju ukształtowanie starca przez otoczenie/rodzinę/społeczeństwo WBREW czemuś, nie ma opisanej sytuacji, żeby on w głębi duszy chciał zrobić coś innego, a tylko warunkowanie życiowe mu nie pozwoliło i podjął złą decyzję. A przecież aż by się prosiło o taką wzmiankę w długiej rozmowie z Clarą, gdyby o to szło. Wręcz przeciwnie, starzec był człowiekiem sukcesu i jak widać po organizowanych imprezach zarówno mógł sobie pozwolić, jak i miał fantazję żeby czynić, co tylko chciał, w każdej chwili.
A jednak uznał swoje życie za nudne i bezsensowne. Bowiem jego problem polegał na tym, że nie znalazł w życiu nic, czego by naprawdę bardzo chciał.

Nie twierdzę też, że oni nie byli zdolni do miłości, tylko że akurat nikogo nie pokochali. Więc "puści" nie w znaczeniu pustoty polskich celebrytów :), lecz chodzi o brak czegoś, co byłoby dla nich ważne w życiu. U obojga brak pałeru, fascynacji czymś, poświęcenia dla czegoś.
Lucy ewidentnie w całym filmie przedstawiona jest jako taka osoba - jak mówi Pismo - nie zimna, nie gorąca, ale letnia. Taki snój, jakby cały czas przymulony lekkim ogłupiaczem. Po śmierci jedynego przyjaciela /może miłości/ trochę rozpacza, ale nie jakoś przesadnie. Proponowana praca okazuje się dziwna i niemoralna - okey, no problem. Później widzi wyprowadzaną oszołomioną narkotykiem dziewczynę – nie ma sprawy, wchodzę w to. Kumpel z baru proponuje jej jakiś narkotyk, nie potrafi powiedzieć co to jest, ale ona i tak bierze, na zasadzie "co mi tam". Potem ląduje z nim w łóżku, mimo że wcześniej będąc w lepszym nastroju nie chciała go znać (i właśnie tej nocy jest scenka, kiedy oboje wydają się po tych prochach tonąć w jeziorze, czy morzu;). Generalnie dziewczyna daje się unosić życiu, dryfuje, bierze co dają, trochę aktywności wykazuje tylko odnośnie zarabiania pieniędzy.
Starzec, z tego co o nim w filmie powiedziano, również. Nic go we własnym życiu nie obeszło, z niczego nie miał prawdziwej satysfakcji.
Zwróć jeszcze raz uwagę, brak jakiejkolwiek wzmianki, żeby oboje choćby próbowali robić coś innego, tylko uwarunkowanie im nie pozwoliło. Żadnych dylematów, zero innych celów, najmniejszej wzmianki by np. zamiast żony czekała gdzieś prawdziwa miłość. Lucy robi w życiu co zechce, dokonuje własnych wyborów, żadne cudze oczekiwania jej nie przeszkadzają, chce być dziwką - proszę bardzo (a wątpię, by jej matka to pochwalała), jeszcze dobrze na tym zarabia. Jasne, możesz powiedzieć, że starzec miałby inne życie i może coś lepszego i że tego nie da się przewidzieć. Może i miałby, tylko że w całym filmie nie ma ku temu żadnych przesłanek. On nie wyraża żadnego żalu za czymś, czego nie zrobił w młodości, a chciałby.
Bohater opowiadania, które czytał, też jest właśnie taki, BRAK MU CELU I SENSU, jeździ gdzieś, próbuje się zająć czymś nowym, ale nic z tego. Dopiero przypadkiem wypadek pobudza go do prawdziwego życia. A starzec takiego wypadku NIE PRZEŻYŁ, więc nie znalazł celu i to jego kości okazują się być połamane, nie zaś tego, który miał je połamane fizycznie, ale dzięki temu odnalazł chęć życia.

Powtórzę jeszcze raz, ja spotkałem się z takimi osobowościami i dlatego to właśnie akcentuję. Nie fakt, że bohaterowie postępowali według ustalonych wzorców zamiast odkryć w sobie wewnętrzną samoświadomość, bo to jest oczywiste i tu pełna zgoda. Tylko fakt, że nigdy się nie zbuntowali p-ko takim pustym żywotom, bo byli "letni", nic ich nigdy wystarczająco nie zafascynowało. To nie jest depresja czy choroba, ale jakiś rodzaj braku chęci życia i zmęczenia życiowego mimo braku dużej aktywności, może częściowego zobojętnienia i melancholii. Według greckiej klasyfikacji chyba byłaby to osobowość częściowo flegmatyczna, częściowo melancholijna z bardzo wysokim progiem motywacji. On był znużony wyraźnie, ona też robiła wszystko jak we śnie, bez silnych uczuć i związku emocjonalnego.
Również tytuł filmu i archetyp śpiącej królewny potwierdzają taką wersję - dziewczyna niemal dosłownie spała i potrzebowała jakiegoś przebudzenia, niestety, film jest przewrotny, trafiła jeszcze gorzej, bynajmniej nie na pięknego księcia, lecz na ludzi umierających przy niej, bo tak to zrozumiała (nie znała sytuacji starca i innych klientów). W czym zresztą jest też drugi morał, nie należy być dziwką, bo to się zemści mimo pozornych korzyści i współczesnej swobody obyczajowej. Starzec przynajmniej umarł, jak sobie sam wybrał, tyle że w poczuciu niespełnienia.
Reasumując, to wszystko co Ty piszesz jest prawdą, ale to nie był film mówiący głównie o niemożności wyrwania się z uwarunkowania przez otoczenie, lecz film o ludziach nie mogących odnaleźć sensu lub chęci życia.

użytkownik usunięty

Aha, jeszcze jedno, wciąż uważam że Lucy już przed pracą w agencji puszczała się za pieniądze.
W rozmowie z Clarą wyraźnie wskazuje, że seks za pieniądze nie byłby dla niej problemem ani nowością. A sceny (dwie) kiedy chodzi do lokalu i oddaje się jakimś facetom są przeplecione ze scenami innych zajęć zarobkowych, biura, pucowania stołów, badań. To wyraźnie sugeruje "pracującą dziewczynę". Wygląd, zachowanie i dialogi z tymi mężczyznami także raczej nie pozostawiają wątpliwości.

ocenił(a) film na 10

To nic nie sugeruje. Pokazują po prostu jej życie. Pracuje, odwiedza przyjaciela alkoholika, śpi, studiuje, rozrywa się w lokalu. To po prostu elementy jej życia. Naprawdę nie rozumiesz stosunku kobiet do seksu.

Co do rozmowy z Clarą, to przecież pojechała do tej pracy z ogłoszenia, a w ogłoszeniu na pewno było coś w tym stylu, że szukają bezpruderyjnych kobiet - musiało być coś sugerującego związki tej pracy z seksem czy choćby nagością, bo inaczej ogłoszenie nie miałoby sensu. Lucy nie miała kasy, więc stwierdziła, że może to zrobić. Nie brała pod uwagę jaki to będzie mieć wpływ na jej psychikę.

użytkownik usunięty
Eleonora

Sugeruje, bo układa się w taki przekaz, poza tym przesłanek jest łącznie kilka.
Reszta - patrz niżej.

ocenił(a) film na 10

Nie, Martin, to co ktoś pisze wyżej o "pieniądzach profanicznych" to zupełnie co innego. Użytkownik wyżej wprowadza jakieś dziwaczne rozróżnienie na pieniądze (pochodzące z jednego źródła!), które się planuje wydać na to lub na tamto, a ja piszę o czymś zupełnie innym. Naprawdę nie rozumiesz o co chodzi czy się wygłupiasz?

@ "I jeszcze jedna uwaga na marginesie: ona wcale nie miała wiele p-ko temu, co robiono z jej ciałem, mówi przecież na początku wyraźnie, że jej cipka nie jest żadną świątynia, a kwestia "niepenetracji", ważna dla Clary, pozostawia ją obojętną. ..."

Nie rozumiesz kobiet i stosunku kobiety do swojego ciała jak i seksu. Też zawsze byłam przeciwna traktowaniu cipki jak jakiejś świątyni, albo spojrzeniu w rodzaju "oddając się tobie daję ci swój najcenniejszy kwiat" :P Większość normalnych kobiet raczej się wzdryga na tego typu teksty i nie za bardzo je akceptuje. Jednocześnie jednak nie znaczy to, że nie mają nic przeciwko gwałtom czy poniżaniu. Nie wiem na ile Lucy była zorientowana w momencie tamtej rozmowy na czym ma polegać jej praca, ale żeby zarobić była gotowa się prostytuować, więc stwierdziła, że zgadza się na penetrację. Natomiast co do pracy jako śpiąca kukła do zabawy dowolnej, to nie sądzę by brała pod uwagę jaki coś takiego ma wpływ. Większość osób nie zastanawia się nad takimi rzeczami i w związku z tym nie jest w tych kwestiach zorientowana.
Tobie się wydaje, że przy takim zawodzie można się jedynie zaciekawić co się dzieje podczas sesji, że to jest tylko kwestia ciekawości. Niestety nie jest tak. Rzeczy, które robi się z człowiekiem w czasie snu mają na niego wpływ, a wykorzystywanie seksualne ma zadziwiająco rozległe i silne negatywne konsekwencje. Ty myślisz na zasadzie "jak można zgwałcić dziwkę skoro jest dziwką". Nie piszę tu konkretnie o Lucy, ale chodzi mi o sposób Twojego podejścia. Nie rozumiesz wpływu przeżyć związanych z seksem na człowieka, a w szczególności kobietę. Przez to wydaje Ci się, że seks to tylko seks, dziwki nie da się zgwałcić, a dziewczyna zgadzająca się na przypadkowy seks chętnie zaliczy każdą penetrację i nie przykłada do seksu uwagi, bo jest taka wyzwolona (oczywiście w sensie Twojego rozumienia tego określenia, bo normalnie to nie ma takiego znaczenia).

Co do historyjki dziadka, nie łapię Cię za słówka. Wydaje mi się, że jednak nie rozumiesz o co mi chodzi z wpływem innych osób i stereotypów społecznych, bo raczej nie bierzesz pod uwagę takich wpływów jak np. cudze myśli. Skupiasz się na bardzo widocznych naciskach i to takich, które byłyby w dodatku w widoczny sposób wbrew osobie, na którą ten nacisk jest wywierany. W takiej sytuacji nie widzę związku między Twoją interpretacją, a historią przedstawioną w filmie. Opowiadanie przytoczone przez staruszka ma konkretny wydźwięk. Jego bohater długo usiłuje nadać sens swojemu życiu aż w końcu dochodzi do wypadku. Połamane kości później na nowo poskładane dające mu możliwość wstania/przebudzenia się/ożycia bardzo wyraźnie symbolizują konieczność przeżycia pewnego wypadku, zdarzenia powodującego rozsypanie się naszego początkowego życia/ja, by później móc się poskładać na nowo. Proces rozwoju zawsze wygląda w ten sposób. Najpierw trzeba przeżyć ten rozpad, by potem można było zbudować coś nowego. Ten przełom jest konieczny. Przy Twoim podejściu, o ile dobrze je rozumiem, połamane kości mają odzwierciedlać zniszczenie i zmęczenie staruszka nieudanym życiem. Jak coś takiego odnieść do przytaczanego przez niego opowiadania z książki? Na tym opowiadaniu zasadza się sens jego wypowiedzi, a w Twojej interpretacji nie widzę żadnego związku między historią z książki, a życiem staruszka.

Tak patrzę na swój pierwszy tutaj wpis i trochę źle to sformułowałam odnośnie tego staruszka, więc sprostuję. Stan posiadania połamanych kości jest momentem kluczowym, bo umożliwiającym poskładanie siebie na nowo. Staruszek jest dość przygnębiony, że dopiero w tak zaawansowanym wieku zrozumiał opowiadanie i może uważać, że za późno już na nowe życie. Może, ale nie musi - to jest w sumie istotne, bo jak najbardziej może wychodzić z założenia, że śmierć w tym momencie jest prawidłowym kolejnym etapem. Osiągnął zrozumienie pewnych kluczowych kwestii, więc może sobie pozwolić na przejście do następnego etapu.
Dla osób silnie związanych ze światem fizycznym i wierzących, że żyje się tylko raz śmierć ma jedynie negatywny wydźwięk. Dla osób nie zakotwiczonych w świecie fizycznym jest to po prostu koniec życia i przejście do kolejnego etapu. Dla osób, które wierzą, że po śmierci się znika, ale nie są silnie przywiązane do świata fizycznego śmierć potrafi być upragnionym końcem często bezsensownego trwania.
Tak więc niezbyt dobrze wyraziłam wcześniej tę kwestię połamanych kości u staruszka, bo adekwatnie do przytaczanego przez niego opowiadania, jest to pewien przełomowy moment. Zawsze przykry, ale konieczny do przejścia do dalszego etapu.

@ "Bo popatrz, w filmie wcale nie idzie o tego rodzaju ukształtowanie starca przez otoczenie/rodzinę/społeczeństwo WBREW czemuś, nie ma opisanej sytuacji, żeby on w głębi duszy chciał zrobić coś innego, a tylko warunkowanie życiowe mu nie pozwoliło i podjął złą decyzję. A przecież aż by się prosiło o taką wzmiankę w długiej rozmowie z Clarą, gdyby o to szło. Wręcz przeciwnie, starzec był człowiekiem sukcesu i jak widać po organizowanych imprezach zarówno mógł sobie pozwolić, jak i miał fantazję żeby czynić, co tylko chciał, w każdej chwili. "

Nie rozumiem Cię. Jak postrzegasz wpływ otoczenia na człowieka? Że to muszą być jakieś hamujące warunki, jakaś walka, jakieś ostentacyjne narzucanie czegoś? Nie o to chodzi. Piszesz, że on osiągnął sukces, ale przecież on sam wyraźnie pokazuje, że nie postrzega tego jako sukcesu. I nic dziwnego, bo większość tzw. osób sukcesu ma bardzo niski poziom samoświadomości lub wręcz zerową samoświadomość w związku z czym nie są w stanie poczuć sensu życia. Postrzegasz sukces materialny, który odniósł ten staruszek, jako wyznacznik udanego życia. Przedstawiasz dokładnie ten stereotyp myślenia o jakim była mowa w tym filmie. Docieranie do swojej jaźni rozpoczyna się od uzmysłowienia sobie jak wiele w nas - w tym, co postrzegamy jako siebie, swoją osobowość - nie ma związku z nami, nie wynika z prawdziwych nas. Innymi słowy w procesie osiągania świadomości musisz najpierw zniszczyć całą swoją pseudoosobowość, którą wcześniej postrzegałeś jako siebie. Jedni mówią o zniszczeniu ego, inni o oczyszczeniu ego - w zależności co dokładnie ktoś przez ego rozumie. W każdym razie zawsze sprowadza się to do konieczności rozbicia tego tworu, który postrzegało się jako siebie, by dotrzeć do siebie prawdziwego. Każdy człowiek ma co rozbijać, dlatego że w toku życia zawsze ta pozorna osobowość się kształtuje. Absolutnie nie chodzi o to, że ktoś ma być poddawany jakimś szczególnym naciskom, o których ten staruszek miałby opowiadać Clarze. To jest rzecz uniwersalna, dotycząca każdego człowieka. Staruszek nie jest w tym momencie kimś wyjątkowym. Wyjątkowe jest jedynie to, że w końcu zrozumiał ten mechanizm. Przygnębiło go, że zrozumiał to tak późno, ale zasadniczo rzecz biorąc powinien być szczęśliwy, że w ogóle zrozumiał, że zauważył. Bardzo wiele osób przeżywa całe życie bez uświadomienia sobie tego. To jest rzecz podstawowa - ta podstawowa prawda nie kryjąca w sobie niespodzianek.

Nie powiedziałabym, że Lucy "tylko trochę" rozpacza po śmierci przyjaciela. Według mnie bardzo mocno to przeżywa i ładnie to ukazano, bo załamanie czy mocne przygnębienie właśnie zazwyczaj wygląda jak takie bycie cichym i ogłupiałym. Na końcu filmu, kiedy budzi się u boku martwego staruszka wszystkie nagromadzone w niej emocje wybuchają. Jej krzyk odzwierciedlający całość napięcia i rozpaczy dotychczas w niej nagromadzonych jest chyba najlepszym obrazem tego jak bardzo czuła się zmaltretowana. To nie jest "tylko trochę".

Masz takie dziwnie proste podejście do tych kwestii moralności i niemoralności. Dziewczyna potrafi się przespać z nieznajomym, to już jest dziwka. Nie może związać końca z końcem wykonując kilka prac, więc decyduje się na wysokopłatną niezbyt miłą pracę związaną z jej wykorzystaniem, to najwidoczniej jej to nie przeszkadza. Bardzo proste spojrzenie. Ludzie nie są tacy prości.

Scena w wodzie - ta kilkusekundowa - nie wiedziałam, że o to chodzi. Jeśli na serio mam to interpretować (a nie kpisz z mojej skrupulatności :P ), to rozumiem to jako pójście na całość, zagłębienie się w chwili (mocniej niż oddanie się chwili) tak jak właśnie w wodzie. Zanurkowanie. Wcześniej Lucy jeszcze stara się uważać na siebie biorąc pod uwagę, że następnego dnia będzie pracować w agencji, a w tym momencie filmu (tuż przed tą sceną wodą) stwierdza, że to napięcie ją wykańcza i "olać to, weźmie dragi i zaszaleje". Wiedziała, że ryzykuje biorąc narkotyk i właśnie dlatego go wzięła. Nie mimo to, a dlatego. Chodziło o zbliżenie się do śmierci. Zatopienie się w ryzyku. Tyle już przeszła, że chce się posunąć dalej. Właśnie w tym rzecz, że jest już tak mocno załamana, że w tym momencie ryzyko jest wręcz ocucające, a śmierć nie wydaje się niczym przed czy warto uciekać, a nawet mogłaby być mile widziana dając jej ulgę. Uciekanie przed ulgą jest śmieszne. "Strach przed śmiercią to żart.".

Wcześniej jest też fajna scena w pociągu, kiedy Lucy przygląda się śpiącej kobiecie i to ją w jakiś sposób przeraża. Fakt tej całej bezwolności jest upiorny.

Według mnie ten film jest bardzo dobrze skonstruowany, zachowanie Lucy bardzo wymownie zilustrowane. Całe to jej robienie dobrej miny do złej gry, kiedy widać, że w środku już prawie całkowicie się rozpadła. Napięcie pod fasadą pseudo spokoju i bezsilność. To jest bardzo realistyczne, takie "z życia wzięte", bo najczęściej wygląda to właśnie tak, że krzyczy się w środku, a na zewnątrz wygląda się tak cicho. W końcu jednak Lucy nie wytrzymuje i w ostatniej scenie przeraźliwie krzyczy.


Co do osób, które określasz letnimi, to nie przekonuje mnie uzasadnienie, że spotkałeś takie osoby, bo spotyka się w życiu różne osoby i część można określić takim mianem (wiem o co chodzi), tyle że to jest bardzo powierzchowne patrzenie na samą istotę człowieka. Pewna ospałość człowieka czy jakieś otępienie nie jest cechą pierwotną tej osoby. Nie wiem jak to napisać, ale jest cały przeogromny "magiczny" świat różnych zahamowań i stanów psychicznych, które wcale nie zmniejszają wartości tych ludzi, a wręcz przeciwnie, bo są koniecznym stadium wyjściowym do osiągnięcia zrozumienia pewnych kwestii i docierania do swojego wnętrza. Na pierwszy rzut oka tacy ludzie wydają się otępiali, ale wewnątrz nich potrafi być istna burza. To tak jak z katatonią. Na zewnątrz cisza i spokój posunięte aż do bezruchu.

To pouczenie, że nie powinno się być letnim odnosi się do tego, że nie powinno się zawsze być pośrodku. Niczego się nie osiągnie będąc zawsze pośrodku - to dokładnie znaczy bycie letnim. Nie można być prawdziwie dobrym nie dotknąwszy zła. Trzeba zaliczyć "wychylenia" w obie strony, by osiągnąć prawdziwą równowagę i zrozumienie, bycie letnim na starcie, to tylko udawanie tej równowagi. O to chodzi w tym pouczaniu by być gorącym niezależnie w którą stronę. Niczego faktycznie się nie zrozumie, jeśli się nie doświadczy, teoria nigdy nie wystarcza. Tak więc w odniesieniu do Lucy, to akurat jak najbardziej prawidłowe jest to, że przeżywa te wszystkie nieprzyjemne rzeczy, że się puszcza itd. Gdyby tego nie przeżyła nie zrozumiałaby. Niestety praktycznie zawsze trzeba cierpieć, żeby osiągnąć zrozumienie.
Ci ludzie mający jakieś pasje, o których piszesz, mogą się wydawać pełni życia i tacy poprawni/prawidłowi, bo tacy żywi, ale jeśli chodzi o kwestie rozwoju duchowego i samoświadomości, to tacy ludzie zazwyczaj stoją w miejscu przez to właśnie, że tak bardzo są skupieni na tej swojej pasji, która zajmuje ich wszystkie myśli i nie pozwala nawet na chwilę zastanowienia nad samym sensem istnienia i tym podobnymi zagadnieniami. Z punktu widzenia stereotypów społecznych, to takie super osoby, bo "tak dobrze sobie radzą", ale w tym sęk, że w ten sposób określana wartość człowieka czy życia, nie przekłada się na prawdziwą wartość człowieka/prawdziwy sens życia.

Gdyby Lucy naprawdę cały czas było tak wszystko jedno, jak to odbierasz, nie krzyczałaby na końcu filmu w ten sposób, w jaki krzyczy.

użytkownik usunięty
Eleonora

Eleo, znowu to robisz :(
Wkładasz mi w usta jakieś swoje fobie i rozumienia, a nie czytasz co piszę lub nie podążasz za sensem wypowiedzi. Ja przeczytałem uważnie twoje słowa i odnoszę się do nich, oraz wskazuję że sam rozumiem film trochę inaczej. Ty wymyślasz jakieś "cosie" i następnie z werwą zwalczasz, jakbym naprawdę takie bzdury napisał, przy okazji już zaczynając wycieczki osobiste (nie znasz, nie rozumiesz, prezentujesz proste rozumienie – gdy sama w oczywisty sposób prostych rzeczy nie rozumiesz /przykład: pieniądze - patrz na końcu/). Weź się trochę ogarnij, bo znowu się bez sensu pokłócimy.

No wiec krótko, źle ci się wydaje. Nie "skupiam się na widocznych naciskach", lecz ogarniam całość tej koncepcji, nie jest ona zresztą dla mnie niczym nowym (pisałaś jednak tylko o wpływie z zewnątrz, więc i ja o tym). Nie zagłębiam się w ogóle, w przeciwieństwie do Ciebie, w stosunek kobiet do swojego ciała, tylko zwyczajnie uważam że w filmie wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, iż bohaterka zarobkowała prostytucją, mogę się też założyć, że większość widzów tak to właśnie odebrała (natomiast w domu Clary nie była bezpośrednio wykorzystywana seksualnie, zarówno ze względu na zakaz, jak i fakt że klientami byli staruszkowie, którzy raczej już nie mogli). Nie rozumiem opacznie stosunku kobiet do seksu i nie uważam, że "dziwki nie można zgwałcić", tylko nie poświęcam temu uwagi, bo skupiam się na czymś innym. Nie postrzegam sukcesu materialnego jak celu życia. Nie jestem też wielbłądem.
Dalej zaś zajmujesz się kwestiami rozwoju duchowego i samoświadomości oraz koncepcjami pośmiertnymi – tylko że w filmie tego NIE MA. Rozmawiamy tu o filmie, nie o całej filozofii życiowej.
W dziele filmowym postrzega się skondensowaną całość przekazu. Możesz sobie np. tłumaczyć, że Lucy bardzo mocno cierpiała po śmierci Birdsmana, tylko że jej obraz w oczach widza układa się inaczej – w ten sposób, że przez cały czas była jakaś przytłumiona, więc tę kwestię też traktujemy jako kolejny przykład takiego zjawiska. Bo wymyślić i uzasadnić sobie zawsze można wszystko, ale powtarzam, rozmawiamy o filmie i przekazie jaki w miarę bystremu widzowi pozostaje po jego (zwykle jednokrotnym) obejrzeniu.

Po koniecznym, acz skróconym wyprostowaniu, teraz przeczytaj moje posty ponownie i ze zrozumieniem.
Dla jasności dodam jeszcze jedną uwagę – to nie jest film o kobietach, tylko o ludziach. Starzec jest tu postacią tak samo ważną i nośną, jak Lucy, jednak większość Twoich przemyśleń do jego sytuacji w ogóle się nie odnosi, bo jest mężczyzną. Może trochę spłycam stosunek Lucy do tego, co z nią robiono podczas snu, jednak to dlatego, że Ty go za bardzo wybijasz. Tymczasem – i wciąż to podtrzymuję – to jest film o ludziach bez poczucia sensu / celu w życiu, śpiących na jawie. Inne kwestie pojawiają się przy okazji, choć sam archetyp 'sleeping beauty' jest bardzo nośny i bogaty w znaczenia, tylko że tym razem skupmy się raczej na głównej osi filmu.
No dobrze, dla jasności jeszcze druga rzecz, bo bzdur powypisywałaś strasznie dużo. Cały akapit "Nie rozumiem Cię. Jak postrzegasz wpływ otoczenia na człowieka? Że to muszą być jakieś hamujące warunki, jakaś walka (...)" jest bez sensu (ciekawe skąd ty bierzesz te dziwne rzeczy, które mi wkładasz w usta?). Przeczytaj jeszcze raz oba moje posty, nie chodzi o walkę, to tylko przykład, chodzi o to że nie było nic innego!! Otoczenie lub zahamowania wewnętrzne nie przeszkadzały starcowi zrobić co chciał, problem w tym że on NIE MIAŁ na horyzoncie nic, czego by chciał. Cytowane opowiadanie też mówi właśnie o tym, o człowieku który szukał sensu życia, bo czegokolwiek nie zrobił, gdzie nie pojechał, to go nie czuł. "Postrzegasz sukces materialny, który odniósł ten staruszek, jako wyznacznik udanego życia (...)" – boże święty, gdzie tak napisałem? Zauważam, że miał fantazję i możliwości by zrobić, co by mu przyszło do głowy. W którymkolwiek momencie po stwierdzeniu że nie kocha rodziny, nie satysfakcjonuje go życie, mógł podjąć dowolną inną akcję (w przeciwieństwie do większości ludzi, która jest w jakiś sposób obiektywnie ograniczona sytuacją materialną i horyzontami myślowymi również).


P.S.
- Krzyczała, bo się wreszcie obudziła, a zwykle fajniej jest spać niż osiągać bolesne przebudzenie (trochę i o tym jest ten film); noworodek na początku swojej drogi też krzyczy. Witamy w naszym świecie.
- Pieniądze profaniczne to właśnie te zarobione w sposób niegodny, a mowa o środkach z RÓŹNYCH źródeł, to ty nie załapałaś konceptu.
- W cytacie biblijnym nie chodzi o to (a dosłownie autorowi szło o jeszcze coś innego); jest to natomiast powszechnie znana metafora ludzkich postaw i w tym znaczeniu go używam.
- Nie "spotkałem" osób letnich, lecz znam takie i to bardzo dobrze, a Lucy dość dokładnie mi do tego typu osobowości pasuje. I nieważne w tej chwili co się takiej osobie kotłuje w środku, omawiamy behavior (a ty piszesz w cały świat, bez jakiejkolwiek dyscypliny logicznej, o wszystkim co ci przyjdzie do głowy – w ten sposób zawsze możesz rozmówcy zarzucić, że pojmuje coś zbyt płytko).

ocenił(a) film na 10

Oj, Martin, fobie? Mogę Cię źle zrozumieć i Ty mnie możesz źle zrozumieć w związku z czym coś, co napisałeś wcześniej w komentarzu do mojej wypowiedzi mogło wynikać ze złego mnie zrozumienia, ale dlaczego przypisujesz mi jakieś fobie?? I jakie to mają być fobie? Weź wyjmij je sobie z ust i mi pokaż, bo nie mam innej osoby, którą bym mogła o to poprosić.

Jeśli mamy schodzić na nasz prywatny odbiór siebie nawzajem, to mogę powiedzieć, że znowu zaczynasz mi wmawiać jakieś tajemnicze dla mnie intencje i poglądy dotyczące tematów, których nawet nie zdążyłam jeszcze poruszyć. Tak, tak -> znowu to robisz :( -> Prawdę mówiąc to na serio nie jest zabawne, bo jest straszliwie męczące, bo zawsze w ten sposób odbiegasz od faktycznego tematu dyskusji. Odpowiem na ten post, ale tego rodzaju rozmowy z Tobą uważam za męczącą stratę czasu o czym zresztą już Ci pisałam i myślałam, że raczysz się zlitować i ograniczyć zapędy w tym kierunku.

Fajnie, że przeczytałeś uważnie moją wypowiedź, ale wielu jej elementów nie zrozumiałeś. Nie ma w tym nic złego, zwłaszcza, że może to wynikać z mojego nie dość dobrego ujęcia tego w słowa, tylko nie rozumiem dlaczego zakładasz, że skoro się starałeś, to na pewno wszystko prawidłowo zrozumiałeś, a jeśli ja się z Tobą nie zgadzam w jakiejś Twojej interpretacji mojej wypowiedzi, to wynika to z mojej złej woli. Naprawdę przesadzasz. Bądź sprawiedliwy i traktuj mnie na równi ze sobą, czyli, że tak jak ja mogę Cię nie zrozumieć czy źle zrozumieć, tak i Ty możesz mnie źle zrozumieć lub w ogóle nie zrozumieć, a także każde z nas ma prawo nie zgadzać się z poglądami drugiego.

Piszesz, że ja prostych rzeczy nie rozumiem, ale jednocześnie według Ciebie nie mam prawa czegoś nie rozumieć - jeśli nie rozumiem to po prostu nieuważnie przeczytałam - jak bym się wysiliła, to bym zrozumiała. To chyba nielogiczne. Jeśli przyjmujesz, że nie rozumiem, to dlaczego jednocześnie twierdzisz, że kiedy piszę coś, co Ci się nie podoba, to wynika to z moich złych intencji? Albo jedno, albo drugie.
Napisałeś: "sama w oczywisty sposób prostych rzeczy nie rozumiesz /przykład: pieniądze - patrz na końcu/" i faktycznie nie wiem o co w tym fragmencie chodzi. Ciekawa składnia. Jak z Tobą dyskutować? Nie uwierzysz mi, że nie wiem o co Ci w tym chodzi, albo napiszesz, że się nie staram czy Bóg wie co.
Może chodzi Ci o koniec tego postu i te nieszczęsne pieniądze profaniczne? jeśli tak, to ponownie wyszło na to, że Ty nie zrozumiałeś tego o czym ja pisałam, ale oczywiście nie jesteś w stanie tego zauważyć (co raczej wynika z niechęci, a nie niemocy).

Obraziłeś się, że napisałam, że nie rozumiesz stosunku kobiet do seksu, ale no nie rozumiesz. Pisałeś wyraźnie o Lucy tak jakby było rzeczą oczywistą, że skoro uprawia przypadkowy seks, to chętnie zaliczy dowolną penetrację. Założyłeś pod tym filmem temat tylko o kwestii penetracji, w którym piszesz, że nie rozumiesz skąd ten zakaz w tej agencji. Kurcze no, sam się przyznajesz, że tego nie rozumiesz, a to jest zdecydowanie istotne. Do tego piszesz w tamtym temacie, że cytuję: "Przecież to były dziwki i każda by się chętnie zgodziła". Wybacz, ale już choćby to dobitnie pokazuje, że nie rozumiesz stosunku kobiet do seksu. Nie ukrywasz tego, więc dlaczego się teraz obrażasz? Zresztą założę się, że wielu mężczyzn nie rozumie tych kwestii. Nie ma o co się obrażać.

@ "Nie "skupiam się na widocznych naciskach", lecz ogarniam całość tej koncepcji, nie jest ona zresztą dla mnie niczym nowym (pisałaś jednak tylko o wpływie z zewnątrz, więc i ja o tym"

Nie rozumiem tego stwierdzenia o wpływie z zewnątrz, że tylko o wpływie z zewnątrz. Nie rozumiem co rozumiesz przez wpływ z zewnątrz, a co przez wpływ od wewnątrz (istnienia tego drugiego domyślam się jako konsekwencji istnienia pierwszego). Nie wiem co teraz pomyślałeś i nie mam pojęcia co myślisz, że ja myślę. Nie pisałeś o tym o czym ja pisałam. Właśnie w tym problem. Nie zrozumiałeś mnie i ok, ale dlaczego uważasz, że lepiej twierdzić, że mnie zrozumiałeś i pisałeś o tym, co ja skoro przecież tak nie było. Nie wiem jaką koncepcję masz na myśli, bo pisałam o czym innym niż Ty. A wiem to, bo to, co Ty piszesz ma się nijak do tego o czym ja pisałam. Czy wyrażam się wystarczająco dobitnie?
Nie mam pojęcia co chcesz mi wmówić, że niby o czym pisałam. Nie podpisuję się pod tym.

@ "Nie zagłębiam się w ogóle, w przeciwieństwie do Ciebie, w stosunek kobiet do swojego ciała, tylko zwyczajnie uważam że w filmie wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, iż bohaterka zarobkowała prostytucją"

Z tymże zasadniczo rzecz biorąc nie można podchodzić do tego filmu ignorując stosunek kobiety do seksu i swojego ciała, bo to jedna z kwestii, których ten film dotyczy. To się wiąże z tematem świadomości, samoświadomości, decydowania o sobie, wolności, tego od czego zależy nasze poczucie wolności lub zniewolenia, co uważamy za granice nieprzekraczalne, gdzie widzimy granicę nas samych, co w nas jakie ma dla nas znaczenie, co nas określa... To wszystko jest ważne w tym filmie i mocno się wiąże ze stosunkiem Lucy do swojego ciała. Ciekawe jest nawet zestawienie tego rodzaju, że ona na tych sesjach oddaje swoje ciało w cudze ręce, co powinno oznaczać, że ciało samo w sobie nie jest takie ważne, podczas gdy z drugiej strony mamy tę symboliczną opowieść z książki, w której to opowieści zdolność ciała do ruchu i zdolność kierowania swoim ciałem wytycza możność życia. No ale nieważne, nie mam zamiaru Cię męczyć swoim pisaniem hehe

No i jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi nie wskazują, a skoro tak uważasz, to znaczy to, że każda odważna w sprawach seksu dziewczyna odbywająca przypadkowe stosunki seksualne według Ciebie na sto procent jest prostytutką. Generalnie istotna jest także kwestia z czego wynika takie zachowanie danej dziewczyny, ale pomijając to, choć także istotne dla tego filmu, to jednak no to dość dziwne, bo bardzo uproszczone podejście do kobiet. Przykładowo wszystkie bohaterki z serialu "Seks w wielkim mieście" według Twoich kryteriów oceny dziewczyny zarobkowo zajmują się prostytucją.

@ "natomiast w domu Clary nie była bezpośrednio wykorzystywana seksualnie, zarówno ze względu na zakaz, jak i fakt że klientami byli staruszkowie, którzy raczej już nie mogli"

To jest kwestia ufności zarówno w ich honorowe podejście w stosunku do zasad jak i to, że wszyscy są tacy całkowicie niesprawni. Następna kwestia to to, co rozumiesz przez seksualne wykorzystywanie, ale dla naszego wspólnego dobra nie będę w to wnikać.

@ "Nie rozumiem opacznie stosunku kobiet do seksu i nie uważam, że "dziwki nie można zgwałcić", tylko nie poświęcam temu uwagi, bo skupiam się na czymś innym. "

Gwałt oznacza działanie, na które ten potencjalnie gwałcony ktoś nie wyraża zgody. Dziewczyny z agencji zgadzają się na uśpienie i bycie z kimś, ale nawet nie wiedzą z kim i nie wiedzą co ten ktoś będzie im robić. Nie wierzę, że wszystkie zgodziłyby się, gdyby wiedziały jaki te spotkania mają przebieg (nie mówię, że żadna by się nie zgodziła - odnotuj to, żeby mi potem czegoś nie wmawiać). Stwierdziłeś, że to były dziwki i chętnie by się zgodziły na penetrację (resztę pomijam, bo trzymam się konkretów, o których pisałeś). W sumie ciekawy to wniosek nawet z tego względu, że żadnej dziewczyny poza Lucy nie mieliśmy szansy poznać. Tak więc wybacz Martin, ale jeśli piszesz coś takiego, to nie widać, żebyś rozumiał stosunek kobiety do seksu i dokładnie wygląda na to, że patrzysz na to w jakiś dziwnie prosty sposób. I wcale nie wytykam Ci tego z jakiejś złośliwości i zdaję sobie sprawę z tego, że mężczyźnie bardzo trudno jest to zrozumieć, a dla wielu mężczyzn (prawdopodobnie dla większości) w ogóle będzie to niezrozumiałe. To nie jest nic obraźliwego dla Ciebie, więc niepotrzebnie mnie tak atakujesz. Po prostu sam film dotyczy kwestii związanych i z seksem i ze stosunkiem człowieka do swojego ciała i w tym oddawania go w formie posuniętej do maksimum, bo podczas bycia nieświadomym. Nie da się tu uciec od tych kwestii, bo na Boga, to kolosalna część filmu kluczowa dla całości.

A co do Twojego niepoświęcania uwagi stosunkowi Lucy do seksu, to jak to się ma do tego, że tyle na ten temat piszesz i masz tak określone na ten temat poglądy, którymi się tu dzielisz? Zdecyduj się. Albo poświęcasz czemuś uwagę, albo nie. Przy czym mogę się z Twoimi poglądami nie zgadzać i mogę zauważyć pewne kwestie właśnie dlatego, że jestem kobietą. Gdyby rzecz dotyczyła jakiejś kwestii mocno związanej z płcią męską i dla kobiet nieczytelnej, to jakiś mężczyzna mógłby poprawiać moje przemyślenia na taki temat ze względu właśnie na to, że nie jestem mężczyzną. To żadna ujma. Zresztą w rozmowach z mężczyznami zdarza mi się pytać o to jak się różne rzeczy związane z seksem i zupełnie bez związku z nim, ale związane z płcią, odbiera będąc mężczyzną. Nie przekonuję facetów, że lepiej wiem od nich. Ponieważ jestem heteroseksualna, to kiedy interesuje mnie coś związanego z przeżyciami homoseksualistów, to pytam homoseksualistę jak to jest, jak coś odbiera itd. Ja naprawdę nie rozumiem dlaczego zrobiłeś z tego taki problem i poczułeś się tak ogromnie urażony.

@ "Nie postrzegam sukcesu materialnego jak celu życia. Nie jestem też wielbłądem. "

Ach i jaki jesteś zabawny z tym wielbłądem... Wkurzyłeś się ok, zauważyłam. Obraziłeś się, ok, też zauważyłam. Każdy kto to przeczyta też raczej zauważy. Czytałam uważnie Twoją wypowiedź. Odniosłam się do fragmentu, w którym pisałeś, że ten staruszek jest człowiekiem sukcesu i pisałeś to w odpowiedzi na mój wpis. Do treści mojego wpisu to nie za bardzo pasowało czy inaczej rzecz ujmując nie było na temat. Może źle wyraziłeś to, co chciałeś wyrazić, może źle zrozumiałeś mój wcześniejszy wpis, do którego komentarzem była ta Twoja wypowiedź. I może w końcu ja źle zrozumiałam tę Twoją wypowiedź usiłując zrozumieć co to ma wspólnego z tym na co odpisywałeś. Chyba głównie chodzi o to, że nie zrozumiałeś o co mi chodziło z wpływem otoczenia. Domyślam się tak ze względu na to, co napisałeś o wpływie z zewnątrz i potrzebach duszy - to się miało odnosić do mojej wypowiedzi, a było o czym innym.

@ "Dalej zaś zajmujesz się kwestiami rozwoju duchowego i samoświadomości oraz koncepcjami pośmiertnymi – tylko że w filmie tego NIE MA. Rozmawiamy tu o filmie, nie o całej filozofii życiowej. "

Jeśli miałabym zachowywać się w stosunku do Ciebie tak jak Ty w stosunku do mnie, to powiedziałabym Ci, że nieuważnie czytasz i w ogóle się nie starasz. Opowiadanie staruszka, które w tym filmie jest kluczowym, dotyczy poszukiwania sensu życia, co jak by nie było wiąże się z samoświadomością. Cały film w kółko i na wiele sposobów dotyka kwestii świadomości - samoświadomości, gotowości na utratę świadomości, decydowania o sobie, oddawania w cudze ręce kontroli nad sobą itd. Dlatego jest taki ciekawy, bo "przerabia" te kwestie na wszystkie mozliwe sposoby. W tym co wyżej napisałam wspomniałam jedynie o możliwym stosunku do śmierci dlatego, że nie wiemy jaki staruszek ma do niej stosunek i jak ją traktuje. Czy postrzega swoje życie jako klęskę kompletną czy uważa, że nie było udane, szkoda, no ale trudno i pora przejść do następnego etapu. Napisałam te dwie czy trzy linijki o różnym możliwym stosunku do śmierci tylko gwoli sprostowania fragmentu swojego pierwszego wpisu, w którym zbyt jednoznacznie określiłam pobudki jego decyzji o samobójstwie. Wyraźnie napisałam, że do tego się to odnosi, bo uznałam, że dobrze jest to sprostować, bo w filmie owe pobudki nie są sprecyzowane i własnie w takiej niesprecyzowanej formie wypada idealnie. Poprawiłam sama siebie. Równie dobrze mogłeś to zignorować. Nie pojmuję Twojej zaciekłości czepiania się na siłę. Za cholerę nie daje się z Tobą po ludzku dyskutować. Jak mam być szczera, to przyznaję, że wkurza mnie to, bo trudno trafić na tak przewrażliwioną osobę jednocześnie skorą do produkowania bezsensownych docinków jak to wyżej.

No, ale ok, żeby nie było, że nie czytam dokładnie, to idę dalej - zdanie po zdaniu - bo inaczej mógłbyś pomyśleć, że nieuważnie czytam (co i tak pewnie stwierdzisz..).

@ "Możesz sobie np. tłumaczyć, że Lucy bardzo mocno cierpiała po śmierci Birdsmana, tylko że jej obraz w oczach widza układa się inaczej – w ten sposób, że przez cały czas była jakaś przytłumiona, więc tę kwestię też traktujemy jako kolejny przykład takiego zjawiska. Bo wymyślić i uzasadnić sobie zawsze można wszystko, ale powtarzam, rozmawiamy o filmie i przekazie jaki w miarę bystremu widzowi pozostaje po jego (zwykle jednokrotnym) obejrzeniu. "

Czyli jednym słowem Ty jesteś jakimś wzorcowym widzem i jeśli Ty coś odbierasz w dany sposób, to ja też powinnam identycznie. A może to Ty wymyślasz sobie, a ja po prostu oglądam film takim jakim jest? Nie może tak być? Koniecznie to musi być tak, że Ty odbierasz w sposób jedyny prawidłowy, a ja sobie coś wymyślam? Akurat tak się składa, że podobne stany emocjonalne, różne post traumatyczne itd. bardzo mnie interesują w związku z czym obserwuję zachowania różnych osób jak i stosunek innych do nich. Rozumiem, że według Ciebie nie jestem zbyt bystrym widzem, tylko w takim razie nie rozumiem dlaczego interesuje Cię moje zdanie na temat danego filmu i o nie pytasz. Na przyszłość po prostu ignoruj moje wpisy.

@ "Po koniecznym, acz skróconym wyprostowaniu, teraz przeczytaj moje posty ponownie i ze zrozumieniem. "

Wybacz, już mi wystarczy, wolę przyznać, że jestem za głupia.

@ "Dla jasności dodam jeszcze jedną uwagę – to nie jest film o kobietach, tylko o ludziach. Starzec jest tu postacią tak samo ważną i nośną, jak Lucy, jednak większość Twoich przemyśleń do jego sytuacji w ogóle się nie odnosi, bo jest mężczyzną. "

Rozgryzłeś mnie. Pytanie czyje fobie tu wypłynęły. Przykro mi Martin, że kolejny raz Cię rozczaruję, ale psychika jak i losy męskich postaci interesują mnie tak samo jak tych kobiecych. Mam całkiem sporo przemyśleń związanych z tym panem, ale tak się składa, że nie wystepuje on w większości tego filmu, więc adekwatnie omawiając film dużo uwagi poświęciłam jego głównej bohaterce, o której więcej się dowiedziałam i przez co więcej rzeczy jej dotyczących było mozliwych do omówienia.

@ "Może trochę spłycam stosunek Lucy do tego, co z nią robiono podczas snu, jednak to dlatego, że Ty go za bardzo wybijasz. "

Ciekawe, że mam tak wielki wpływ na Ciebie hehe... ale do rzeczy... To jest Twoja opinia. Masz do niej prawo, ale przesadą jest przypisywać mi jakieś dziwaczne intencje tylko dlatego, że dane kwestie nie zainteresowały Cię tak bardzo jak mnie. Bardzo dużo z tego filmu wyniosłam i w związku z tym jestem zadowolona. Im więcej tym lepiej. Nie wykasuję sobie szeregu przemyśleń, żeby zadośćuczynić Twojemu dziwnemu postrzeganiu równouprawnienia obu płci.
I przy okazji, akurat tak się składa, że bardzo mnie interesuje kwestia wpływu przeżyć ciała na resztę osoby, a także w drugą stronę. Bardzo do mnie przemawia i wiele mi dało poznanie podejścia Arnolda Mindella, który wymyślił termin pracy ze śniącym ciałem i mówiąc o śniącym ciele nie ma na myśli człowieka pogrążonego we śnie. W tym filmie mamy rzadko spotykane w kinie zjawisko wpływu na ciało nieświadome, więc siłą rzeczy musiało mnie to mocno zainteresować i wywołać szereg przemyśleń. Powiązanie tego z historią staruszka uważam za majstersztyk. Stety czy niestety nie będę brać pod uwagę Twojego zdania, co do tego na ile mogę wgłębić się w dany temat, czy ile przemyśleń mogę z niego uzyskać.

@ "ciekawe skąd ty bierzesz te dziwne rzeczy, które mi wkładasz w usta?"

Ciekawe, że nie umiesz ze zrozumieniem czytać całkiem prostych wypowiedzi. Jeśli na końcu zdania jest znak zapytania, to jest to pytanie, czyli jeśli Cię pytam czy coś postrzegasz tak i tak, to.. jest to pytanie. Podsumowując, jeśli ktoś o coś Cię pyta, to nie wkłada Ci niczego w usta. Zwłaszcza jak jeszcze zaczyna dany fragment wypowiedzi stwierdzeniem, że nie zrozumiał i zadaje Ci konkretne pytania, żeby móc zrozumieć.

@ "Otoczenie lub zahamowania wewnętrzne nie przeszkadzały starcowi zrobić co chciał"

Nigdzie nie pisałam, że otoczenie mu przeszkadzało i nie sugerowałam żadnych zahamowań. Dlaczego to piszesz? Zdajesz sobie sprawę, że usiłujesz mi teraz wmówić, że ja o tych rzeczach pisałam, podczas gdy ja pisałam o wpływach zupełnie innego rodzaju? Dobrze stwierdziłam, że nie rozumiesz o co mi chodzi i na tym mogliśmy się zatrzymać. Nawet nie było potrzeby żebym Ci tłumaczyła o co mi chodzi, bo przecież nie musi Cię to interesować, ale po co mi wmawiasz jakieś bzdury, których w ogóle nie pisałam, a z kolei kiedy nie rozumiejąc Cię ja się Ciebie o cos pytam, to zamiast odpowiedzieć piszesz, że coś Ci wkladam w usta tylko nie wiadomo co.

@ "Pieniądze profaniczne to właśnie te zarobione w sposób niegodny, a mowa o środkach z RÓŹNYCH źródeł, to ty nie załapałaś konceptu."

Wybacz, ale jeśli mówimy o prostytutce i zarabianiu pieniędzy, to chyba na prostytucji. Jeśli miałaby mieć tyle kasy z jakiejś innej pracy, żeby pieniądze z prostytucji roztrwaniać, to musiałaby mieć całkiem dobrą pracę - tę drugą i prostytuowanie się nie byłoby potrzebne. Faktycznie początkowo nie załapałam, że nie chodzi o pieniądze z prostytucji, ale właśnie z tego względu, że mowa była o zarobkach prostytutki. Lucy podejmuje pracę w agencji, bo nie stać jej na czynsz i inne podstawowe opłaty, więc nie ma mowy o jakichś rozróżnieniach jak te przez kolegę wyżej opisywane. Natomiast psychologiczny mechanizm, który opisałam jest powszechnie znanym faktem i nie musi dotyczyć pieniędzy z prostytucji. W dużej mierze odpisywałam na pytania, które pojawiły się w tym temacie (jak byś nie zauważył miejsca, w którym umieściłam post) w związku z czym omówiłam tę kwestię, bo pojawiła się wśród owych pytań. Niestety dotyczyła zarobków kobiety, a nie mężczyzny. Rozumiem, że to Cię mogło dodatkowo zdenerwować, ale nie musisz mi tylko z tego powodu wmawiać, że piszę o tym samym co osoba wyżej. No chyba, że chcesz przyznać, że nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi.

@ "W cytacie biblijnym nie chodzi o to (a dosłownie autorowi szło o jeszcze coś innego); jest to natomiast powszechnie znana metafora ludzkich postaw i w tym znaczeniu go używam. "

Znam ten cytat już od dość dawna. Naprawdę nie za bardzo go rozumiesz. Wiem, że się teraz obrazisz, ale no trudno. Zainteresowanie kabałą pozwoliło mi dużo lepiej się w to zagłębić (lepiej niż wcześniej - dodaję na wszelki wypadek byś wiedział, że piszę o sobie, a nie o Tobie). "Czarny łabędź" jest poświęcony konkretnie właśnie temu zagadnieniu. Wspominam o tym, bo ciekawym zbiegiem okoliczności, kiedy patrzyłam do innego tematu zauważyłam Twój wpis pod wpisem arona i ciekawe, że "Czarny łabędź" do Ciebie nie przemówił (w sensie nie spodobał się/nie trafił), bo w bardzo konkretny i wyrazisty (według mnie doskonale wyrazisty) sposób ilustruje i wręcz wyjaśnia tę potrzebę poznania dwóch skrajności dla osiągnięcia pełni/doskonałości. Cały film jest rozwinięciem tego konkretnego pouczenia, żeby nie być letnim. To jest bardzo istotna zasada, na którą kładzie się duży nacisk w kabale, a Aronofsky bardzo interesuje się kabałą i to jest film dokładnie w jego stylu i świetnie oddający jego przemyślenia i poglądy.
I nie wiem po co nawiązujesz do konkretnego cytatu, jeśli nie chcesz nawiązywać do jego sensu.

@ "I nieważne w tej chwili co się takiej osobie kotłuje w środku, omawiamy behavior (a ty piszesz w cały świat, bez jakiejkolwiek dyscypliny logicznej, o wszystkim co ci przyjdzie do głowy – w ten sposób zawsze możesz rozmówcy zarzucić, że pojmuje coś zbyt płytko). "

Ważne, dlatego, że na postać składają się jej zachowania bezpośrednio widoczne i to czego możemy się domyślić, że dzieje się w jej wnętrzu - rzeczy zasugerowane. W innym razie pozostałoby nam do rozpatrywania tylko to, co ktoś powiedział dosłownie, co do słowa i ruchy w rodzaju podniósł lub opuścił rękę. Normalni ludzie mają przeżycia wewnętrzne i głębsze filmy zawsze tych właśnie sfer w dużym stopniu dotyczą.
Poza tym ja też mam swoje doświadczenia i wiem, że często osoby, które silnie przeżywają różne rzeczy przez otoczenie odbierane są właśnie jako takie spokojne, przyhamowane albo/i nie biorące niczego do siebie. Większość osób znerwicowanych postrzeganych jest przez otoczenie jako bardzo spokojne i niekonfliktowe. Od strony psychologicznej jest dość oczywiste dlaczego się tak dzieje. Nie mam zamiaru o tym pisać, ale po prostu ja osobiście zwracam uwagę na takie rzeczy. Mam świadomość, że prędzej ktoś, kto nie przejmuje się czymś, nie bierze różnych rzeczy do siebie, albo nie odbiera ich jako bolesne z byle powodu zrobi awanturę. Osoba faktycznie wrażliwa na ciosy zazwyczaj sprawia wrażenie spokojnej i takiej właśnie dającej się unosić życiu.

Fajnie to brzmi, że "piszę w cały świat", ale wiesz co, nie martwi mnie to :P Nie wstydzę się, bo niby czego? Lubię pisać i lubię gdy inni odpisując mi niekoniecznie trzymają się sztywno tematu, ale piszą też o swoich skojarzeniach. Wzbogaca mnie to. Koniec końców, ja jestem zadowolona z takiej formuły rozmowy, natomiast jeśli Ciebie aż tyle rzeczy i to aż tak irytuje, to po prostu nie pisz ze mną. Nie rozumiem po co sam sobie fundujesz nieprzyjemne sytuacje.

użytkownik usunięty
Eleonora

uff, przeczytałem^, ale oczywiście się nie zgadzam

i na tym zakończmy, ale od dwóch uwag się nie powstrzymam 1. większości innych rzeczy też z początku nie załapałaś, jak w przypadku pieniądza sakrycznego - bo jesteś zbyt szybka w tworzeniu własnych teorii i przypisywaniu czegoś rozmówcom bez dokładnego wgryzienia się w to, co napisano - uwierz mi, bo zaobserwowałem to już wielokrotnie,
2. tylko nie Kabała, nie idź tą drogą (a bezpośrednie znaczenie tych słów dotyczyło gorących źródeł i lodowca w pobliżu Laodycei, w której letnia woda była kiepskiej jakości;)

ocenił(a) film na 10

Ad. tych dwóch uwag tutaj. Jeśli chodzi o pieniądze sakryczne, to powiem Ci jak dokładnie było. Cały ten temat (z wszystkimi wpisami) przeczytałam tuż po obejrzeniu filmu. Nie zrozumiałam o co chodzi temu użytkownikowi z tym podziałem pieniędzy, ale pamiętałam, że chodziło mu o pieniądze zarabiane przez prostytutkę (tak dosłownie pisze - możesz sobie to przecież sam zobaczyć). Nie wnikałam w jego wypowiedź, bo nie interesowała mnie po prostu. Wpisałam się pod tym filmem jakieś trzy dni później, potem Ty na to odpisałeś twierdząc, że piszę o pieniądzach sakrycznych jak człowiek wyżej, więc sprostowałam, że piszę o czym innym. Nie przeczytałam tego postu od nowa wtedy, nie pamiętałam go dokładnie, ale wiedziałam, że chodziło o coś innego niż to o co mi chodzi. I to się nie zmieniło, bo naprawdę ja i tamten użytkownik opisujemy co innego, więc nie upieraj się z wmawianiem mi, że to jest to samo. W ogóle nie rozumiem dlaczego myślisz, że chodzi o to samo skoro w tym mechanizmie, który opisałam nie chodzi wyłącznie o pieniądze zarabiane na prostytucji i nawet niekoniecznie na czymś innym ogólnie mówiąc niemoralnym.

I piszesz mi cytuję: "bo jesteś zbyt szybka w tworzeniu własnych teorii i przypisywaniu czegoś rozmówcom bez dokładnego wgryzienia się w to" - psychologiczny mechanizm, który opisałam odnośnie tych pieniędzy nie jest moją teorią, natomiast tamtemu użytkownikowi nie przypisuję niczego, bo nie za bardzo rozumiem jego wpis. Gdyby mnie zaintrygował, to poprosiłabym go, żeby mi to dokładniej wyjaśnił, ale nie zaintrygował mnie. Nie możesz utożsamiać tego, co on napisał z tym o czym ja pisałam, bo on pisał o pieniądzach zarabianych przez prostytutkę, a ja o mechanizmie psychologicznym tylko czasem związanym (jedynie mogącym się wiązać, ale nie muszącym) z pozyskiwaniem pieniędzy z prostytucji.

Odnośnie "2. tylko nie Kabała, nie idź tą drogą (a bezpośrednie znaczenie tych słów dotyczyło gorących źródeł i lodowca w pobliżu Laodycei, w której letnia woda była kiepskiej jakości;) " - idę drogą interpretacji Biblii dokonywaną przez osoby biorące pod uwagę symbolikę religijną. Czyżbyś znowu pomyślał, że ja sobie od tak coś wymyśliłam z sufitu? Jak dla mnie interpretacja cytatów z Biblii dokonywana przez osoby zajmujące się religią czy teozofią i w tym kabałą jest bardziej wiarygodna niż domysły kogoś, kto usiłuje nadać sens jakiejś wypowiedzi z Pisma Świętego nie biorąc pod uwagę jej tła religijnego.


Powiem szczerze Martin, dałam Ci się tu wkręcić, ale mam nadzieję, że to ostatni raz. Już jakiś czas temu ustaliliśmy, że te rozmowy między nami nie mają sensu. Pojawia się w kółko taki schemat. Na początku wyrażasz zainteresowanie moją opinią na jakiś temat lub (co zdarza się rzadziej) zaczyna się od mojej spontanicznej wypowiedzi, do której mnie nie podpuszczasz. Następnie jeśli moje zdanie jest zgodne z Twoim zdaniem, to zaczynasz mnie chwalić itd. jak to fajnie coś wyraziłam i jakie to mądre (lub coś mniej więcej w tym stylu), co w sumie nie dziwne, bo w ten sposób automatycznie chwalisz własne poglądy. Jeśli jednak moje zdanie różni się od Twojego, a przynajmniej jeśli tak to zrozumiesz, to nagle zamieniam się w Twoim odbiorze w mało rozgarniętą itd. - kompletne przeciwieństwo tej pierwszej sytuacji, co samo w sobie jest już dość dziwaczne - taka niekonsekwencja odbioru drugiej osoby. Następnie przechodzimy do etapu, że odpisujesz na moją wypowiedź przypisując mi poglądy, których wcale nie wyznaję i krytykując je. W odpowiedzi na to prostuję Twoje rozumienie moich poglądów i ponownie przedstawiam swoje faktyczne poglądy ubierając je w inne słowa naiwnie myśląc, że jednak chcesz je zrozumieć. Ustosunkowuję się też do Twojej krytyki moich poglądów, co jest cholernie trudne, bo nigdy nie jest to faktyczna krytyka moich poglądów, bo odnosi się do tego nie do końca prawidłowego lub zupełnie nieprawidłowego zrozumienia mojej wypowiedzi. Następny krok naszej konwersacji, to Twoja odpowiedź, w której kontynuujesz (nie wiem naprawdę dlaczego i po co) błędne rozumienie moich wypowiedzi zapoczątkowane w Twojej pierwszej odpowiedzi, dokładasz do niego jako oddzielny temat (co zawsze mnie dziwi) kolejną nie do końca prawidłową lub zupełnie nieprawidłową interpretację tego, co napisałam na początkowy temat, ale ubierając to w inne słowa i ustosunkowujesz się zarówno do tego jak i do mojego ustosunkowania się do Twojej krytyki moich poglądów, które w istocie nie są moim poglądami. Odpowiadając na taki Twój wpis jestem już w kompletnych tarapatach, bo to już jest bardzo dalekie od treści, które napisałam w pierwszym wpisie i już nie wiadomo do czego się ustosunkowywać i czy cokolwiek warto prostować. Ponieważ nieprzyjemnym jest, gdy ktoś zupełnie zniekształca naszą wypowiedź to staram się to wszystko jakoś naprostować po prostu tłumacząc swoje faktyczne poglądy, ale po dwóch trzech wpisach jesteśmy już całe mile od treści wyjściowego wpisu i jest naprawdę bardzo trudno.

Tak wyglądają nasze rozmowy o ile wymieniane przez nas posty nie są bardzo zdawkowe. Aha, jeszcze warto dodać, że nie wiem dlaczego, ale zazwyczaj wprowadzasz do tych dyskusji element wojny płci. Dla mnie to jest zupełnie niezrozumiałe, bo nie pasuje mi to do tych tematów, ale dla Ciebie to jest charakterystyczne. I nie dotyczy to tylko rozmów ze mną, bo zauważyłam, że rozmawiając z innymi użytkownikami też zbaczasz na tory jakichś sporów związanych z płcią. To jest kolejne utrudnienie, bo kolejny punkt odbiegania od faktycznego tematu.

Maksimum swoich możliwości osiągnąłeś, kiedy raz napisałam, że spodobał mi się film "Agora". Z mojej strony to była wzmiankowa informacja, z której nie mogłeś wywnioskować dlaczego mi się podobał, a jednak rozwinąłeś ten temat niesamowicie pouczając mnie, że to i to, co według Ciebie mi się w tym filmie spodobało, to nie powinno mi się spodobać itd. Do dziś nie masz pojęcia co mi się w tym filmie spodobało i kompletnie nie trafiłeś w swoich domysłach wtedy. A ja z kolei na początku trochę usiłowałam zaznaczyć, że przecież nie zdążyłam jeszcze nawet napisać co mi się spodobało i żebyś przestał się domyślać, ale jak oboje wiemy nie byłeś w stanie. Dałam więc spokój, bo ciężko jak i bezsensownie odpierać ataki na poglądy, których nawet nie wyznaję. Te rozmowy po dwóch trzech postach, to kompletny chaos. Dawno Ci napisałam, że nie mam ochoty na coś takiego. W końcu przecież dlatego nie rozmawiam z Tobą w sposób bardziej zaangażowany i wydawało się, że to rozumiesz. Mam nadzieję, że ten temat był przypadkowym odnowieniem upiornej dawnej tradycji.

użytkownik usunięty
Eleonora

miałem się już nie odzywać, ale nie zdzierżę - ja wprowadziłem do tej dyskusji element wojny płci? właśnie ty go bez żadnego powodu wprowadziłaś

i to samo co do całości - czytam twoje interpretacje, szczególnie psychologiczne, bo są zwykle ciekawe, ale jeśli się z czymś nie zgadzam albo mam inny pomysł, to tak piszę, zwykle chyba na tym polegają dyskusje o filmach na Filmwebie, prawda?
i dokładnie tak samo było tutaj, a cofnij się łaskawie do początku i zobacz, kto pierwszy rozpoczął napaści na interlokutora po wyrażeniu przez niego odmiennego zdania - i tyle na ten temat

ocenił(a) film na 10

Martin, wybacz, ale przecież zacząłeś mi wmawiać, że napisałam więcej na temat bohaterki filmu, bo jest kobietą, a mniej na temat staruszka, bo jest mężczyzną. Coś tak absurdalnego w życiu nie przyszłoby mi do głowy. To jest ten element wojny płci - wmawianie mi dyskryminowania męskich bohaterów, więc jednak nie ja to wprowadziłam do całej dyskusji. Aha i jeszcze coś na temat fobii, czego oczywiście nie raczyłeś wyjaśnić, ale domyślam się, że też tradycyjnie chodziło Ci o coś związanego z płciami.

A co do interpretacji, to jak kogoś interesuje to czyta i ok, jak się nie zgadza z czymś, albo ma ochotę coś od siebie dodać, to też ok, ale jak ja Ci piszę, że chodziło mi o coś innego niż zrozumiałeś, a Ty mi dalej wmawiasz, że nie mam racji, bo Ty lepiej wiesz o co mi chodzi, to jednak można się załamać. Poza tym jeśli Ty coś piszesz odnośnie swojej interpretacji, to mógłbyś na moje pytania do Ciebie poprzedzone przyznaniem, że czegoś nie rozumiem i po prostu proszę o dodatkowe objaśnienia, odpowiadać, a nie pisać mi, że coś Ci wmawiam. Nie da się z Tobą dyskutować skoro w razie niezrozumienia z mojej strony nie chcesz spróbować mi danego fragmentu dokładniej objaśnić tylko zamiast tego wsiadasz na mnie.

użytkownik usunięty
Eleonora

nie wybaczę :), bo:
1. to była dopiero któraś kolejny wypowiedź, a Ty wcześniej już od dwóch postów bez podstaw i bez powodu tokowałaś w swoim stylu o "niezrozumieniu" kobiet i ich stosunku do ciała i seksu (i to właśnie jedna z "fobii";),
2. w tym zdaniu kompletnie nie chodzi o jakieś wojny płci --- jedynie o wskazanie, że interpretacja skupiająca się na płciowych problemach bohaterki nie objęłaby na równych prawach opowieści staruszka, a tymczasem ich historie i problemy są w filmie symetryczne i tak samo istotne (co zresztą oczywiste i co w dalszym ciągu podtrzymuję) --- jest to zwyczajny argument za moją interpretacją, a przeciwko Twojej, możesz sie oczywiście z nim nie zgadzać, ale po co tłumaczyć go tak opacznie i robić z tego jakąś aferę?

odnośnie reszty - spójrz, proszę, wreszcie na siebie, przecież właśnie Ty przez cały czas tak się zachowujesz i cały problem rozpoczął się od tego, że zaczęłaś mi coś wmawiać i pouczać --- weźmy rzekome 'niezrozumienie" problemu wpływu środowiska na postawę osoby (Twoje słowa z I postu na ten temat: " Na ile jej osobowość i zachowania wynikają z prawdziwej niej, a na ile z tego, czego oczekują po niej inni? ... większość zachowań wynika nie z nas, a z tego, co inni sobie na nasz temat wyobrażają, czego się po nas spodziewają. Nawet kiedy ma się wysoką samoświadomość trudno uciec spod tego wpływu zewnętrznego... Lucy wydaje się osobą z całkiem sporymi możliwościami, ale w ogóle tego nie widzi, nie czuje. Widzi siebie taką, jaką widzą ją inni - czyli z miernymi możliwościami, niegodną zaufania, taką, na której nie można polegać." --- no przecież to proste jak konstrukcja cepa, co tu jest w ogóle do "niezrozumienia" ?!? , a jednak zaczęłaś mnie o to bezsensownie atakować - i tak kolejno ze wszystkim, przy okazji kilkakrotnie wmawiając mi rzeczy których nie pisałem, a następnie zwalczając je szeroko... i bez żadnej potrzeby)

ocenił(a) film na 10

Martin, mężczyzna nigdy nie zrozumie w pełni tego jak kobieta odbiera pewne rzeczy i tak samo kobieta nie zrozumie nigdy w pełni jak mężczyzna odbiera pewne rzeczy. Nie ma w tym żadnej fobii, że jest się świadomym tego faktu. Dziwne za to jest to, że Ty z tym faktem usiłujesz walczyć. (I to nie tylko w rozmowach ze mną.)

Jeśli według Ciebie moja interpretacja skupiała się na płciowych problemach bohaterki (a ja tak w ogóle nie pisałam o żadnych jej problemach płciowych, bo jakie niby ona ma problemy płciowe??), to jedynie znaczy, że nie zrozumiałeś o czym pisałam. Ale w tym momencie aż nie chce mi się wierzyć, żebyś aż do tego stopnia nie zrozumiał. Tzn. no chodzi mi o to, że biorę pod uwagę sytuacje, że coś, co opisuję dla mnie - bo to moje myśli - wydaje się dość jasne, a dla kogoś innego może być nieczytelne, ale są pewne tego granice. Dorabiając do mojej interpretacji jakieś problemy płciowe przekraczasz te granice.
I tak przy okazji, to nie ja zaczęłam patrzeć na te historie pod tym kątem, by uznawać, że coś jest ważniejsze niż coś innego. To był Twój pomysł, że ja wywyższam coś nad coś i że to, co wywyższam koniecznie wiąże się z płcią żeńską.

I gdzie tu argument za Twoją interpretacją, albo argument przeciwko mojej?? Po prostu widzisz wywyższanie kobiet tam gdzie go nie ma i to wszystko. Nijak się to ma do prawidłowości Twojej czy mojej interpretacji. Przy moim spojrzeniu wszystkie elementy świetnie się przenikają, nawiązują do siebie i uzupełniają się traktując o tej samej problematyce (ludzkiej, nie związanej z konkretną płcią!). Ty po prostu uznałeś, że na część kwestii nie zwracasz uwagi i masz do tego prawo, ale skąd teraz te dziwne wnioski, które tu wypisujesz?

ad. "...no przecież to proste jak konstrukcja cepa, co tu jest w ogóle do "niezrozumienia" ?!?.."

No, ale właśnie nie zrozumiałeś tego i nadal nie rozumiesz skoro piszesz to, co piszesz i nadal się o to obrażasz tylko nie wiem dlaczego. Poza tym Twoje niezrozumienie głównie objawiło się w odniesieniu do tego, co pisałam o staruszku. Zacząłeś pisać o wpływach zewnętrznych, wewnętrznych itd. Nie zrozumiałeś mnie i jak pisałam już - ok, nie ma sprawy - ale na Boga, nie wmawiaj mi, że chodziło mi o coś innego niż to, o co mi chodzi. Zachowaj swoje wyobrażenia dla siebie. Jeśli ktoś będzie zainteresowany faktycznie moimi przemyśleniami na ten temat i moją interpretacją tych motywów, to chętnie z nim porozmawiam, ale nie interesuje mnie rozmowa o Twoich wyobrażeniach na temat tego, co myślisz, że ja myślę.

W tej chwili właśnie mi wmawiasz, że mi nie wmawiasz :D

Eleonora

Nie rozumiem ostatniej sceny filmu. UWAGA SPOILER!!! Kiedy w przedostatniej scenie burdelmama wybudziła Lucy obok tego - jak się okazało zmarłego dziadka - ta wrzeszczała wniebogłosy. W ostatniej scenie było pokazane jak Lucy leży na łożu obok trupa dziadka. Spała czy też umarła? Byłbym wdzięczny za odpowiedź. Z góry dzięki. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
Tomik_4

Lucy spała. Ten ostatni mężczyzna chciał umrzeć będąc w łóżku z młodą, śliczną dziewczyną (co zreszta wydaje mi się całkiem niezłym pomysłem na śmierć) - w ten sposób wykorzystał zakupioną usługę i akurat właśnie jego wizytę Lucy nagrała kamerą. O ile prawidłowo pamiętam kolejność to na samym końcu filmu jest pokazany fragment owego nagrania z jej kamery (na tym nagraniu ona jest uśpiona).

Eleonora

A więc Lucy przeżyła, a ta ostatnia scena to scena przez nią nagrana kamerą jak piszesz. Wielkie dzięki! :)

ocenił(a) film na 10
Tomik_4

Tak, ten obraz jest nawet już nie pamiętam czy czarno biały, czy jedynie ma wypłowiałe barwy, ale jakoś się rożni - widać, że nagranie z kamery.
Proszę bardzo i do usług :))

Eleonora

Tyle ciekawych przemyslen w tym watku - a wciaz brak choc jednej recenzji na FW!

ocenił(a) film na 10
CyboRKg

Wiesz, w temacie pod filmem można napisać co się chce i jak się chce, a potem ktoś inny może coś do tego jeszcze dodać i robi się ciekawie. Można też sobie trochę odbiec od głównej tematyki, opisać jakieś luźniejsze skojarzenia i poznać cudze. Dlatego ja osobiście zawsze wolę od recenzji dyskusje pod filmem.

Eleonora

Myślałam o tym filmie wiele lat i mniej więcej tak to odbierałam. Świetnie napisane. Nie myślałam wcześniej o tym przebudzeniu obok śmierci. Raczej po prostu o przekroczeniu granicy bólu jaki można sobie zadać i rzecz jasna szoku, bo ona spodziewała się najgorszego, ale nie wiedziała co to znaczy. Wydaje mi się tez naturalne, że mimo poziomu jej zanurzenia to takie zdarzenie musiało ją z niego wyrwać i tez zgodzę się, że po przebudzeniu mógł ją czekać tylko większy ból i rozczarowanie życiem, którego nie da się juz w tym przypadku wyzbyć. Dziękuję Ci za ten komentarz. Napisz pracę jakąś na ten temat.

ocenił(a) film na 8
udkojagniece

Myślę, że jeśli chodzi o wyjaśnienie istoty tego filmu, należałoby się skupić na kilku kwestach. Po pierwsze sam tytuł ,,Śpiąca królewna" powiązany z filmem w ten sposób, że film traktuje o pięknej dziewczynie, która oddaje się sennym praktykom, kojarzy się oczywiście ze znaną, przyjemną baśnią znaną dobrze z dzieciństwa. Mam jednak wrażenie, że autorzy filmu specjalnie go tak nazwali z jednego powodu - by stworzyć kontrast właśnie do wizji z dzieciństwa z tym co widzimy na ekranie. Nazywając go przewrotnie, tworzą w głowie widza lekkie zamieszanie, zastanowienie, szok nawet, swoisty error 404.

Film jest głęboką zadumą nad osobą, która pozornie jest niewrażliwa na wszystko co dzieje się w jej życiu. Lucy szuka nowych doznań, rzuca się w wir pracy (badania w laboratorium, punkt ksero, bar, prostytucja i ,,ekskluzywna" prostytucja) by dostarczyć sobie na tyle wrażeń, na tyle bodźców, by stać się nieczułą osobą, niczym się nie przejmować. Traktuje to wszystko jako rozrywkę, staje się pasażerem życia, które niewiadomo czego jej dostarczy, oddaje się mu bezrefleksyjnie, szuka przygód. Dopóki nie obejrzymy końca filmu, gdzie pęką, gdzie w końcu nie potrafi nad sobą zapanować i emocje wybuchają, wydaje nam się, że jest po prostu nieczuła. A ona po prostu stara się w sobie wszystkie emocje zagłuszyć.

Uderzające było dla mnie to, że w zasadzie wszystkie osoby w tym ekskluzywnym domu publicznym, a wcześniej w tym miejscu, gdzie Lucy pracowała w seksownej bieliźnie, są takie same. A w zasadzie - łączą ich podobne cechy charakteru. Są znudzeni życiem, zblazowani, szukają więc coraz dziwniejszych podniet. Lucy czuje się podobnie i pewnie też to w jakimś stopniu zauważa w mniej lub bardziej uświadomiony sposób i dlatego tam z nimi jest. Nawet nie wiedząc co się dzieje gdy odgrywa rolę ,,śpiącej królewny".
Ludzie przychodzący do ekskluzywnego domu publicznego, to też ludzie niespełnieni, wybrakowani, kalecy w jakiś sposób. Oprócz tego, że szukają nietypowych podniet, jak obcowanie ze śpiącą kobietą, to żaden z nich nie wybiera w końcu normalnego domu publicznego, gdzie mogłoby dojść do pełnej penetracji, tylko własnie taki. Może między innymi dlatego, że mieli jakieś problemy z seksem, impotencję? Żaden z Panów w końcu nie robi z Lucy nic nawet trochę seksualnego. Pierwszy klient potrzebuje czułości, drugi, ten niebezpieczny typ potrzebuje tylko zwrócenia na siebie uwagi i wyżycia się na kimś w sposób w jaki nieodważyłby się z kimś kto nie śpi, kto jest świadomy (przypalenie papierosem, brzydkie odzywki), trzeci - tylko podnosi i podrzuca Lucy.
Mam też wrażenie, że ten pierwszy i ostatni ,,dziadek" nie miał penisa, ale może mi się wydawało.

Pierwszy wstrząs przychodzi wtedy, gdy umiera kumpel naszej bohaterki. Dopiero wtedy Lucy zastanawia się nad swoim życiem. Stąd kupienie kamery i chęć zobaczenia tego co się dzieje w wiadomej komnacie. Lucy mówiła wcześniej, że nie boi się śmierci. Ale to był tylko pozór, to tylko ta maska obojętności, która codziennie ubierała. Kłamała, wszystko gdzieś w sobie cicho przezywała, o czym świadczy reakcja na śmierć kumpla i reakcja na koniec z nieżyjącym staruszkiem w łóżku.

Pytanie ex chlopaka i wczesniej kumpla o to czy za nią wyjdzie, to rozpaczliwa prośba zwrócenia na siebie uwagi. Ona niekoniecznie tego chciała naprawdę, to po prostu taki rodzaj zapytania ,,ej, patrz na mnie, nie zapomnisz o mnie?".

Film jest przyprawiony o parę smaczków, jak np. scena gdy Lucy ogląda ze swoim kumplem telewizje, jakiś program przyrodniczy, gdzie ukazane jest małe zwierzątko, którego nazwy nie pamiętam, a które podobne jest do szynszyla. Z opisu tego stworzonka - bezwzględne, dziwne, tajemnicze, ale z wyglądu urocze, możemy sobie pomyśleć, że to nawiązanie do naszej głównej bohaterki.

Ogólnie film zrobił na mnie wrażenie - nietypowa fabuła, dziwny, mroczny klimat, rozbudowana psychologicznie postać bohaterki. 8/10

ocenił(a) film na 3
pavvlovvska

Niesamowite jak jeden i ten sam film mogą odebrać dwie osoby. Czuję się odosobniona... mnie historia nie urzekła. Nie podobał mi się sposób jej przedstawienia, nie polubiłam głównej bohaterki. Kurczę, muszę chyba kiedyś podejść do tego filmu jeszcze raz, może wtedy mnie "oświeci" :)

udkojagniece

Nie musisz oglądać go jeszcze raz, jeśli nie masz na to ochoty ;).
Ja również jestem pod wrażeniem dyskusji, która się tu wywiązała i przyznaję, że w ogromnym stopniu pozwoliła mi zrozumieć ten film. Jednak to nie sprawia, że spojrzę na niego z innej perspektywy. Fabuła kompletnie do mnie nie przemówiła i kilkakrotnie w trakcie seansu miałam ochotę wyjść/zasnąć. Z tym, że trzymam się zasady "choćby nie wiem co, oglądam do końca". Tak więc trzymałam się dzielnie.
I nie czuj się odosobniona, mnie również ta historia nie urzekła.

ocenił(a) film na 3
AnneJuliette

No cóż, na razie rzeczywiście ochoty nie mam ale kto wie.. może kiedyś zapragnę estetycznych doznać jakie podobno ten film dostarcza ;)
Ulżyło mi jednak, że nie jestem sama a jak widzę zasadami kierujemy się podobnymi :D Staram się jak mogę obejrzeć film, który już włączyłam choć przyznaję, że zdarza mi się polec ....

udkojagniece

A może trzeba się cofnąć do pierwowzoru. Powieść japońskiego pisarza pt. Śpiące piękności. z lat 70 tych. Wydana w Polsce jakoś 1988r. [około.] O młodych dziewczynach usypianych dla dziadków. BiblioNETka » Śpiące piękności {Kawabata Yasunari} - książka ...
www.biblionetka.pl/ks.asp?id=5026

udkojagniece

Śmieszy mnie dogłębne analizowanie tak płytkiego obrazu, doszukiwanie się sztuki i rozdzierających emocji w prawie dwóch godzinach przewalania śpiącej, nagiej dziewczyny z boku na bok. Oczywiście dostrzegam próby poruszenia w tym poważniejszych problemów, jednak samo wykonanie jest dość żenujące, a ilość golizny wręcz niesmaczna. Nie chodzi mi o jakąś pruderię, ale film jest tak tendencyjny, jakby został stworzony specjalnie dla niewyżytych erotomanów. Chyba miało być treściwie i intrygująco, ale niewyszukana forma to wszystko przerosła. Albo zabrakło tam jakiegoś pierwiastka ożywiającego, akcji i reakcji, prawdziwych emocji i poruszenia widza szokującymi scenami. No bo inaczej... co tu przeżywać? Nie licząc kilku, drobnych przesłanek, główna bohaterka wydaje się stabilna emocjonalnie, spokojna. Potrzebuje pieniędzy, a że ma liberalny stosunek do seksu, zatrudnia się jako dama do towarzystwa, luksusowa prostytutka, czy jak to tam nazwać... Nikt jej do niczego nie zmusza, a współpracownice i pracodawcy okazują jej szacunek. To jest temat na film? Nuuudaaa... Wydaje mi się, że ludzie pytają, o co chodziło w "Sleeping Beauty", bo nie mogą uwierzyć, że takie nic jest sednem sprawy i szukają drugiego dna, którego nie ma. Dla mnie ten film w niektórych momentach wręcz uwłaczał przeciętnie inteligentnemu widzowi i cholernie irytował swoją jałowością. Chętnie dałabym mu kilka punktów za olśniewającą urodę Emily Browning, ale to się chyba nie godzi :)

ClaroDeLuna1

A we mnie właśnie wzbudził pewne uczucie: złość - na siebie samą, że analizuję, analizuję i ... nic. Masz rację, ten film może zirytować swoją jałowością. I to jest świetne podsumowanie.
Trzy punkty wyłącznie ze względu na piękną Emily :).

ClaroDeLuna1

w takich sytuacjach nawet nie ma gdzie zacząć naprowadzania na właściwy tor. Łatwo powiedzieć że film o takim klimacie , tempie jest przeintelektualizowany czy tego typu epitety. Wtedy przecież nie trzeba włączać głowy, żeby się nad czymś zastanowić. Później wychodzą takie kwiatki, że film dla niewyżytych erotomanów. Tej konkretnej treści nie dało się pokazać w inny sposób. Potrzebne było uderzenie. Niestety go nie odczułeś

MicScreAm

Właściwy tor? Przykro mi, że ominie mnie życiowa lekcja, ale zdradź chociaż, jak zdobyłeś/aś monopol na interpretację tego filmu? :D Dla mnie nie był przeintelektualizowany, ponieważ w moim mniemaniu nawet nie podjęto próby użycia intelektu przy jego tworzeniu :). Sęk tkwi właśnie w tej konkretnej treści. Równie dobrze można zrobić emocjonujący film o obieraniu ziemniaka. Mnie tam nie interesuje cudze życie seksualne i to, jak ludzie zarabiają na chleb, dopóki nie krzywdzą przy tym innych. Główna bohaterka była wyzwolona, zadowolona z siebie. Co tu analizować? Jej podejście do życia, stan kręgosłupa moralnego? To chyba indywidualna sprawa każdego człowieka. Gdzie to uderzenie? Ten krzyk w ostatniej scenie? Śmierć starszego pana była, jak sądzę, jednorazowym incydentem i nie stanowiła istotnego składnika obrazu. A nawet jeśli - szok głównej bohaterki był, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Jeżeli sądziła, że usypiają ją i każą się kłaść w łóżku nago po to, żeby sobie wypoczęła, to była skończoną idiotką i nawet mi jej nie żal. Ale ona doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie żywą lalką dla mężczyzn i jej histeryczne zachowanie kompletnie nie pasowało do kreacji postaci. Ot, tani dramatyzm z dupy na "mocne" zakończenie. Właśnie dlatego uważam, że epatowanie nagością w takiej miernocie było zwyczajnie ohydne. To już nawet film "Nic osobistego", w którym, mówiąc w skrócie, nic się nie dzieje wywołał we mnie silne emocje i sprowokował do głębszych przemyśleń, niż to "art porno".

ClaroDeLuna1

o kurcze. nie jest łatwo. napiszę że nie trzeba zdobywać żadnego monopolu na interpretacje, ten film po prostu opisuje pewien społeczny/społeczne problemy i już. Twoja próba wgłębienia się w ostatnią scenę mnie osobiście przeraża. Tak jak napisałem poprzednio - nie wiem gdzie tu trzeba by było zacząć naprowadzanie, to jakby akcja filmu działa się w Australii a ty jesteś trochę w Nibylandii. Może twoim szczęściem jest że nie dotyczą cię takie problemy, często przecież 'ignorance is bliss'. Nic osobistego było o tyle prostrzym filmem, że opisywał wyobcowanie etc. dziejąc się na zadupiu, więc prościej było uruchomić szare komórki - jak domniemuje. tyle z mojej strony

MicScreAm


dobra, o krzyku: bohaterka zrozumiała co jest jedynym sposobem na rozwiązanie jej problemów, że się nie uratuje. Może to ci pomoże w dalszym zrozumieniu filmu. (podpowiem że wcześniej to samo zrobił jej przyjaciel)

MicScreAm

Ok, widzę, że masz trochę za wysokie mniemanie o możliwościach swojego mózgu i szybko do Ciebie nie dotrze, że nie masz takiej mocy i autorytetu, żeby tu kogokolwiek przekonywać i naprowadzać na ścieżkę jedynego i słusznego rozumowania, więc dorzucę od siebie kilka ostatnich słów. Nie chcę być nieuprzejma, ale Twoja interpretacja, a raczej nadinterpretacja ostatniej sceny naprawdę poprawiła mi humor :). Dziewczyna bez mrugnięcia okiem, wręcz ochoczo przybiega na każdy telefon swojej pracodawczyni, kładzie się do łóżka, usypia, a potem zostaje przez nią raptownie wyrwana ze snu, widzi koło siebie martwego człowieka i wrzeszczy, jak zarzynane prosię, bo... dotarło do niej! No tak! hahaha Wreszcie zrozumiała, że nie ucieknie od swoich problemów, że albo musi się zabić, albo będzie błądzić dalej. No toż to prawdziwe PRZEBUDZENIE. Tylko, no tak. Gdzie te jej problemy? Gdzie ten problem społeczny, hm? Nie wiem, być może Ty każdą prostytutkę posyłasz do psychiatryka, ale wierz mi, że są osoby, które zwyczajnie lubią tę pracę i paranie się nią wcale nie musi oznaczać złamanego życia. Dziewczyna była obrotna, potrafiła rozejrzeć się za pracą, ale ona zwyczajnie poleciała na kasę i takie jej święte prawo. Sama wybrała numer z ogłoszenia i pewnie czuła się na rozmowie kwalifikacyjnej, nie była zahukaną, zdesperowaną dziewczynką. Po co na siłę wpierać jej jakieś problemy? No dobrze, jej przyjaciel się zabił, była trochę wycofana, ale to nie jest PROBLEM SPOŁECZNY. Wszystkim umierają bliscy i wszyscy muszą jakoś sobie z tym radzić. Problemów z nawiązywaniem kontaktów również nie miała, wszędzie spotykała jakichś znajomych, ale to ona sama się odsunęła i wybrała podwójne życie. Nie wiem, może faktycznie drugiego dna doszukują się osoby na tyle ograniczone, że nie dociera do nich, iż praca prostytutki może być wyborem zdrowego, myślącego człowieka. A, że film musi być o czymś, to na sam koniec całkowicie przełamuje się kreację głównej bohaterki i zamienia ją w rozhisteryzowaną wariatkę. Tylko po to, żeby na do widzenia widzowi pozostał w głowie jej wrzask i myślał sobie: "Ojej... jaki ciężki film... jaki ambitny!".

ClaroDeLuna1

nie traktuje tego filmu jako ambitnego czy nie używam w stosunku do niego jakiś specjalnych epitetów. Podobają mi się po prostu tematyka w nim przedstawiona (no i techniczne duperele które dla ciebie i tak nie mają znaczenia). To dziwne że odebrałaś w moich wypowiedziach, że jakoś wysoko oceniam możliwości swojego mózgu. Ja po prostu lubie takie kino i rzeczy w nim przedstawione do mnie trafiają. Nie widzę tu potrzeby ubliżania. Nie wykluczam że przy tym filmie trzeba troche pomyśleć, ale dlatego właśnie jego tempo jest takie powolne - żeby sobie analizować i wszysztko. Może twoim problemem w zrozumieniu całości jest to, że trakrujesz bohaterkę jako "pełnoprawną" prostytutkę. Cóż.... W zasadzie tu wszystko jest wyłożone na tacy, [spoiler?] zestaw monolog dziadka na temat opowiadania tej niemki z życiem tej "prostytutki". Że on opisuje jej życie, przypadkowo, bo przecież się nie znają. Albo zapomnij o filmie, straciłaś dwie godziny, niema co teraz tego przedłużać pisząc na forumku :)

udkojagniece

czytałem tak część wypowiedzi, sobie myślałem i mi się wydaje (może już ktoś to napisał wszystkiego nie czytałem), że ona umarła na końcu. Była po prochach i alkoholu, nie najlepiej się czuła, zażyła to co ją usypiało i wprowadziło ją w stan wiecznego snu, podobnie dziadkowi po prostu serce nie wytrzymało, choć nie wiadomo, w sumie i on był taką śpiącą królewną czekając na swoje szczęście, które nigdy nie nadeszło. Scena z przebudzenie jest już albo jej snem, gdzie właśnie psychika skonfrontowana ze śmiercią objawia całą prawdę życia bohaterki, bądź jest to tylko metafora jej życia jak wielu to odczytało stwierdzając jako wydarzenie rzeczywiste w jej życiu, dlatego na końcu mamy powrót do kamery, która rejestruje ostatni ruch bohaterki, jej sen/wizja się kończy i dziewczyna zapada w śmiertelny sen.
Ja to bardzo dobrze widzę w ujęciu lacanowskiej psychoanalizy, jej krzyk to spotkanie z realnym, a więc reakcja na śmierć, (na swoją śmierć), a na końcu spojrzenie skierowane przez rzecz, jak gdyby Inny patrzący na życie z boku. To można też bardziej mistycznie ujrzeć, jako oko Boga, albo właśnie duszy bohaterki, która ogląda swój koniec. W końcu chciała się dowiedzieć co się z nią dzieje podczas snu, a sen jest bratem śmierci. :)
Jej zachowanie ani przez chwilę nie dziwi, dziewczyna kompletnie nie egzystuje w wymiarze symbolicznym, a więc i społecznym. Nie dziwi fakt, że podpala zarobione pieniądze, w końcu nie ma szacunku ani do siebie, ani do nikogo innego z otoczenia, bowiem wszystko co dokonuje jest dla niej niczym, nic na niej nie robi wrażenia. To świetnie oddają takie dwuznaczne sytuacje, gdzie zachowuje się jak mała głupia dziewczynka pytając facetów czy się z nią ożenią, choć ona i tak ma to w dupie, albo gdy zostaje zwolniona z pracy reaguje tak pięknie dziękując za nie i nie robi to dlatego, że jest buntowniczką, tylko dlatego, że już miała dość pracy, tak samo pewnie jak miała dość życia, cały czas marzyła o śmierci, można założyć że scena na końcu wydarzyła się na prawdę i jej reakcja jest też zrozumiałą, chciała umrzeć, a budząc się przy trupie, krzyczy bo widzi właśnie na własnych oczach swoje marzenie w postaci martwego starca.
Jestem bardzo przekonany do tego filmu, można go różnorodnie interpretować i forma mi również przypadła do gustu. :)
Kurczę, jeszcze mi przyszło do głowy, że jeśli przed ostatnią scenę interpretować jako sen, to należałoby ją zanalizować, gdzie Klara budzącą dziewczynę stanowi w śnie symboliczną matkę, która budzi ją do życia (a więc rodzi ją), a Lucy niezadowolona z faktu pojawienia się na tym świecie, krzyczy na matkę, na swoje całe życie, los, bo nie ona nie chciała się urodzić, tak jak nie chciała zostać obudzona przez Klarę. Kończę, bo nie skończę interpretować;p

ocenił(a) film na 6
udkojagniece

Wydaje mi się, że była zagubiona, wybierała zawsze złe drogi, komplikowała sobie życie na własne życzenie. Nie potrafiła utrzymać nikogo ani niczego przy sobie. Wszystko co miała szybko traciła - przyjaciół i dach nad głową, zarobione pieniądze, chłopaka. Scena kiedy dzwonią po nią, ona wychodzi z domu, chłopak prosi ją żeby wróciła, ale ona nie chce, a chwilę później pokazana jest grupa chłopaków i jednemu z nich dziewczyna przynosi śniadanie i całuje go na pożegnanie. Ona nie potrafi taka być, nie umie się zaangażować w nic. Szuka łatwych sposobów na szczęście - pieniędzy, które zarabia nie robiąc nic - podczas snu, miłości bez poświęcenia - pyta mężczyzn czy się z nią ożenią. Albo po prostu chciała sprawdzić jaka będzie odpowiedź tego drugiego. Czy jest tak samo bezinteresowny jak zmarły przyjaciel, czy jest w stanie poświęcić się dla niej.
Wydaje się, że kochała jedynie tego przyjaciela, bo niczego od niej nie wymagał. Była to znajomość platoniczna, wszystko co dla niego robiła było z własnej woli. Nie robiła też niczego wbrew niemu. Z drugiej strony, niby chciała żeby żył - proponowała mu opłacanie odwyku, ale przynosiła mu alkohol. Pewnie po prostu chciała jego szczęścia, ale nie wiedziała jak może mu je dać. W końcu potrafiła tylko uszczęśliwiać facetów w jeden sposób, który tutaj akurat się nie sprawdzał. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale chyba umarł przy niej, a ona go tak zostawiła (widać było jakieś wyrzuty sumienia podczas rozmowy na pogrzebie, kiedy facet wspomniał, że dwa tygodnie minęły zanim ktoś się zorientował, że Birdmann nie żyje). Może wyrzuty sumienia obudziły się w niej, kiedy zobaczyła kolejnego martwego człowieka w łóżku obok siebie, albo zwyczajnie przestraszyła się, że też czeka ją samotna śmierć, albo że któregoś dnia umrze przy obcym człowieku, nie będąc nigdy z nikim kogo kocha.

ocenił(a) film na 5
udkojagniece

Jeszcze w trakcie filmu cały czas zastanawiałam się o co w tym wszystkim biega.... jak ona może pracować w kilku miejscach i studiować i generalnie o co w tym wszystkim chodzi.... a jak już się film skończył to stwierdziłam, że nie bardzo kumam... Także dzięki za ten wątek jak poczytałam sobie niektóre wypowiedzi odnośnie krzyku, kasy, tego jej letargu itd. to chociaż trochę w głowie mi się ułożyło.... Ten banknot zapaliła bo w końcu miała kasę i mogła zobaczyć jak to jest, krzyk po dłuższym zastanowieniu i po przeczytaniu powyższych wypowiedzi jest dla mnie jej przebudzeniem do życia, niczym dziecko po urodzeniu.. nie chcę się powielać ..
Generalnie film nie jest łatwy w odbiorze i wymaga jednak chwili zastanowienia o co w tym wszystkim biega

ocenił(a) film na 9
udkojagniece

samotnosc --> zagubienie w postrzelonym wspolczesnym swiecie bez jasnych wartosci(relatywizm) --> sprzedajnosc ...
... i "iluminaci" (to towarzystwo rzeczywiscie przypomina jakas zdegenerowana, bogata-wplywowa arystokracje .. :)

podobno na swiecie "ginie" bardzo duzo dzieci w "niewyjasnionych okolicznosciach" ... tyle teorie spiskowe ...

ernwopr

Może ktoś mi pomoże. Kiedyś oglądałam taki film gdzie pewna dziewczyna trafia do jakiegoś miejsca i tam mieszka z jakimiś ludźmi i jest tam dwóch chłopaków i ona wola jednego z nich żeby się z nią całował. Ogólnie chodzi chyba o to że ta dziewczyna musi się z kimś calowac żeby przeżyć i całowała się z kilkoma chłopakami ale tak naprawdę chciała tylko z tym jednym. Nie mam pojęcia co to za film.

Magda_Cisek

I jeszcze jeden to był serial pewna dziewczyna trafia do szkoły gdzie dowiaduje się że dyrektorem szkoły jest jej ojcem i on ma Corke i syna jego żona zrobiła test dna i dowiedziała się że to jego córka i ukrywała to przed nim a ta dziewczyna umawiała się z jego synem,
nie wiedząc że to jej przyrodni brat natomiast jego inna córka miała chłopaka koszykarza blondyna z kucykiem i później ten blondyn zerwał z nią dla jej siostry. To była szkoła miuzikalowa dużo się tam śpiewalo w jakims konkursie startowali. Nie wiem czy ktoś zna ten serial miuzikalowy dla młodzieży.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones