Pożegnalny film Chaplina (który nie wytrzymał i nakręcił jeszcze dwa), który rozlicza się z własną legendą i Ameryką która go nie chciała. Niezwykłe że w filmie takiego wesołka, tyle goryczy. Niemniej ciepła również tu nie zabraknie. Jest to wspaniałe przedstawienie, misz-masz gatunkowy i emocjonujący testament, który pozostawia artysta widzom. Nie podobało mi się jedynie dość podniosłe zakończenie, niemniej trudno było się spodziewać innego. Warto.