Sama nie wiem, czy bardziej mi się to podoba, czy jestem wściekła na to, że ten film jest taki cholernie sentymentalny i tak na chama chwyta za serce i za gardło... Chaplin obnaża się na maksa, aż człowiek chwilami niezręcznie się czuje.
Niestety, okazuje się momentami, że to, o czym jest ten film (nieumiejętność porozumienia się starzejącego się twórcy z publicznością) widać także w tym filmie - Chaplin nie wyczuwa nowoczesnego rytmu narracji, opowieść trochę się rwie, ma kilka punktów kulminacyjnych itp... ale - czy można to uznać za zarzut? Dzięki temu robi się z tego filmu opowieść wręcz autotematyczna!
No a poza tym - to naprawdę tylko momenciki. Tak w ogóle to nadal Wielki Charlie...
Nowoczesny rytm narracji... Ten film ma ponad 50 lat! Jakiej ty nowoczesności oczekujesz?
rebeka ma prawie 70 lat i co z tego ?
autorka postu ma całkowitia racje, nie do tego przyzwyczaił nas chaplin, co nie znaczy ze film jest zły, jednak czegoś zabrakło