Leniwy, powolny, przeciekający przez palce. Dialogi kuleją i kuleć muszą – to, co najważniejsze nie zostaje, nie może być wypowiedziane i na tym budowany jest nastrój. Rutyna, przyzwyczajenia, wrośnięcie, wzory, modele, schematy, torowiska. Czy i do kiedy człowiek może wytoczyć się ze swoich kolein? Czy warto zmieniać miejsce w przedziale za 5 minut stacja? Upływ czasu pozwala nam stawać się mądrzejszymi czy tylko dłużej przekonanymi o swojej mądrości? Film stawia kilka pytań. Wśród nich także i to dlaczego nie należy chlać szampana nad morzem;)
Homoseksualizm nie gra tu głównej roli. Podkręca tylko wyrazistość konfliktu między pragnieniami a obowiązkami. I na tym polega urok filmu – przez mniejszość seksualną o wszystkolizmach żywota tego. Klasyczne razem nie bycie. Wszystkie do siebie podobne i każde inne od reszty. Ktoś zakopał pod ziemią dawne uczucia, ale nigdy nie rozstał się z łopatą, ktoś nie chce być odkopywany, bo puścił korzenie i dobrze jest, jest jak być powinno, spokój grabarza, siódma dziesięć kwas chlebowy w barze.
Drugi plus za niehiszpański klimat. Coś pomiędzy norweską mrocznością a czeską prostolinijnością.