PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1362}
7,1 1 559
ocen
7,1 10 1 1559
Aberdeen
powrót do forum filmu Aberdeen

Na pierwszy rzut oka film Molanda to prawie ibsenowska historia nagłego i zdecydowanie spóźnionego dojrzewania do siebie ojca i córki w czasie długiej drogi - podróży do Szkocji. Umiejętnie skonstruowana opowieść, w której jak w antycznej tragedii kolejne, coraz bardziej przygnębiające i nadające całości beznadziejny wymiar stopnie czy też warstwy prawdy o rzeczywistej kondycji rozbitej, właściwie fikcyjnej norweskiej rodziny ujawniane są stopniowo tak, że odbierają kolejne podstawy wiary w szczęśliwe zakończenie. Prosta sytuacja - matka, mieszkająca w Szkocji, prosi córkę, Kajsę, by przywiozła z Norwegii nie widzianego od piętnastu lat ojca - jest punktem wyjścia podróży, która zburzy świat młodej dziewczyny i z całą bezwzględnością pokaże jej, że taki, jakim ona go zna, w rzeczywistości nigdy nie istniał. Podróż stanie się ucieczką od celu, od czekającej w Aberdeen umierającej matki, histeryczną, bo niemożliwą; ucieczką od dzieciństwa, którego nigdy nie miała Kajsa, a którego przeżywanie teraz, na progu dorosłego życia, z zapijaczonym ojcem wymiotującym w wynajętym samochodzie, staje się nieznośne i nieuniknione zarazem; ucieczką od Norwegii, "kraju lat dziecinnych", kraju, który można obarczyć winą za dzieciństwo stracone u boku ojca, spędzającego pół życia na platformie wiertniczej gdzieś na Morzu Północnym, a drugie pół - w knajpie.

Właśnie Norwegia, którą widzimy na ekranie ledwie przez kilka chwil, zanim akcja wróci do Szkocji, staje się milczącą bohaterką filmu. Przewrotny tytuł "Aberdeen" określa odległą perspektywę, pozwalającą spojrzeć ku ojczyźnie bohaterów jak ku zmarnowanemu rajowi, który powinien był być światem dziecinnej niewinności i niezmąconego szczęścia - ale nigdy się nim nie stał. Dlaczego? Wspomnienie Raju przywołuje pojęcie grzechu pierworodnego - grzechu pychy. Wiedza staje tu w opozycji do związków między ludźmi. Sposobem przezwyciężenia oddalenia, fizycznego i emocjonalnego, jest telefon: to przez telefon Kajsa dowiaduje się o śmiertelnej chorobie matki, a sama swoje niezdarne, naturalistyczne wyznanie miłości nagrywa na automatyczną sekretarkę Clive'a. Tak powstaje tragedia wyrzucenia emocji poza nawias kontaktów między ludźmi - są tylko konkretne informacje, podane w pośpiechu przez telefon. Problem wraca jeszcze, gdy pod sztandarem wiedzy standardowy test DNA niszczy zalążek rodzinnych uczuć między Kajsą a Thomasem, odbierając im złudzenia, tak czasem potrzebne, odbierając im konieczny margines niewiedzy. Ponura diagnoza dla ludzi, którzy chcą wiedzieć zbyt dużo, tracąc tym samym szansę na raj, przypomina posępne pytanie z "Pod wulkanem": - Podoba wam się ten ogród?

Nadzieja? Nadzieją jest właśnie Norwegia, natura, sprawiająca wrażenie wrogiej człowiekowi, który zerwał z nią kontakt: Kajsa ucieka z przerażeniem, gdy odszedłszy na stronę dla zażycia kokainy, spostrzega dwa zaciekawione renifery; wysiada z samochodu, by zejść nad czysty, rwący potok i uświadamia sobie, że ma paszport, prawo jazdy i zapewne tysiąc innych dokumentów, ale nie umie pływać...

Film Molanda prezentuje ibsenowskie spojrzenie na Norwegię, spojrzenie z zewnątrz, z punktu widzenia kogoś, kto od Norwegii ucieka, fizycznie się oddala - nie tracąc kraju z oczu ani z serca. Takim właśnie typem Norwega jest grany przez Stellana Skarsgarda Thomas: niczym Peer Gynt pozbawiony siły woli, nie potrafiący zapanować nad swoimi odruchami, a nade wszystko unikający odpowiedzialności, omijający wszelkie trudności - jakby wciąż słyszał w uchu podszept Wielkiego Krzywego: "Obejdź!"

Na tych podobieństwach związki z dramaturgią Ibsena się nie kończą: "Aberdeen" to historia ojca i córki, którzy są sobie bliscy tylko z urzędu, z obowiązku, nie znają się bowiem prawie wcale. Kiedy pęka ostatnia, biologiczna nić pomiędzy nimi, okazują się sobie obcy - bo cóż mogłoby ich łączyć? Są bliscy bohaterom "Dzikiej kaczki", gdzie Hjalmar Ekdal, tak podobny do Thomasa typ duchowego słabeusza, dowiaduje się, że Jadwinia nie jest wcale jego córką - ale przecież Hjalmara i Jadwinię łączy wspólne życie rodzinne, spędzone w nieświadomości tego faktu. Równie dobrze usłyszeć można echo "Upiorów" - widząc Thomasa-pijaka i jego córkę-narkomankę czujemy się jak pani Alving, kiedy na jej oczach Oswald powtarza wybryki ojca, którego pamięć, jak sądziła, wymazała na zawsze. Co łączy bohaterów "Aberdeen" z bohaterami Ibsena, i dzieli ich zarazem? To, co Ibsenowi wydawało się magiczne i zarazem ostatecznie rozstrzygające o prawdziwym obliczu jego bohaterów, nowo wówczas odkryty fenomen - dziedziczenie.

Nie można oprzeć się wrażeniu, że podobieństwa między Kajsą i Thomasem, także te wiążące się z ich uzależnieniami, są dziedziczne. Jednak reżyser filmu broń Ibsena obraca przeciw niemu samemu - test DNA dowodzi, że Thomas wcale nie jest ojcem Kajsy. To jakby wyzwanie rzucone w twarz także innemu wielkiemu Skandynawowi: co pan na to, panie Strindberg? Czy pański "Ojciec" ma jeszcze rację bytu? Czy Rotmistrz nie może teraz powiedzieć żonie: "Gadaj sobie zdrowa, Lauro, zrobimy test DNA; w dzisiejszych czasach także mężczyzna może wiedzieć na pewno, że jest ojcem dziecka"? Tylko że w "Aberdeen" to rozwiązanie pojawia się w takiej sytuacji, i w takim momencie, że nie jest jakimkolwiek rozwiązaniem, wikła tylko wszystko ostatecznie. Kajsa i Thomas nie są córką i ojcem, ale każde z nich potrzebuje drugiego, osierocona przez matkę córka - ojca, ojciec - córki, jedynej osoby na świecie, która może jeszcze stać mu się bliska. Gdzie znajdą płaszczyznę porozumienia? Nie w pokrewieństwie i nie we wspólnych przeżyciach, jeszcze ich za mało, nie da się w ciągu jednej podróży odrobić całego zmarnowanego dzieciństwa. Finałowa scena, w której ojciec i córka tańczą przytuleni, jest konsekwencją pojawiających się już wcześniej sygnałów: są mężczyzną i kobietą, to jedyne, co wiedzą o sobie na pewno. Teraz trzeba wiele, wiele ostrożności, by ustrzec się fałszywego kroku - dlatego Kajsa staje na butach Thomasa, pozwala prowadzić się w tańcu temu zniszczonemu, zapijaczonemu mężczyźnie, który zniszczył jej życie, ale który jest jedynym ojcem, jakiego miała.

izatrix1

hmm...
a Ty co Łukasz Wojdan się nazywasz i piszesz recenzje dla KINA???? - może być tak zaznaczył/ła, że jest to cytat, a nie plagiatował/ła!!!

użytkownik usunięty
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty

No nie, także tutaj zdołał się podszyć ten prymitywny plagiant; dość już tego, dość mówię! Innych sobie cytuj, dobre ich imię szargawszy. I tobie - w serce, zły człowieku.
Prawdziwa Łukasz Wojdan.

ocenił(a) film na 8
izatrix1

plagiat nie plagiat-nie wiem. nie zmienia to faktu, że to jeden wielki spoiler, mogący tylko popsuć oglądanie tego znakomitego filmu. W dodatku, przemądrzale - tak, właśnie przemadrzale - a głupio - napisany. Bo przeciez nie madrze. "są mężczyzną i kobietą, to jedyne, co wiedzą o sobie na pewno" - litości....Machanie Ibsenem przed nosem nie wystarczy, sorry, żeby tekst był dobry...
A film - zdecydowanie warto obejrzeć. I broń Boże nie czytać tego wydumanego tekstu przedtem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones