Przez godzinę i minut dwadzieścia pięć oglądania filmu miałem co do niego odczucia ambiwalentne. Bynajmniej nie z powodu dłużyzn, czy jakiejś "nudy".
Po prostu nie potrafiłem dostrzec monstrualności szaleństwa w jakie popadł Aguirre. Doceniłem od razu wysublimowane i wysmakowane ujęcia, sceny, ale to nie pozwalało mi na wystawie oceny wyższej niż 6/7. Dopiero scena ukazująca zawziętość tytułowego bohatera w stosunku do podziurawionej przez strzały załogi "przeogromnej" tratwy wywarła na mnie wrażenie i pozwoliła mi doznać czegoś na kształt iluminacji prezentującej całkowitą kunsztowność filmu i pełne przedstawienie dramatu.
Co tu dużo gadać... arcydzieło, lecz nie dla wszystkich.