W sumie szedłem na ten film ze świadomością, że czeka na mnie lekka, letnia produkcja zrobiona pod znakiem czystej rozrywki. Spodziewałem się czegoś podobnego do "Godzin szczytu" (szczególnie, że pozwalała tak sądzić obecność Chrisa Rocka...).
Tymczasem... :) Zaczyna się jeszcze przyzwoicie, lecz czym dalej tym gorzej. Głupota, brak logiki, traktowanie widza jako 5-cio letniego naiwnego dzieciaka - to tutaj norma. W filmie aż roi się od debilnych scen, schematów i sytuacji. Wszystko zebrane do kupy najbardziej przypomina mi tanie fimly sensacyjne klasy B z połowy lat 80. Najwidoczniej Anthony Hopkins cierpiał na brak gotówki, skoro zdecydował się na wzięcie udziału w tym projekcie. Co prawda on sam tłumaczył się, że lubi filmy sensacyjne i zawsze chciał jakiś nakręcić, ale gdzie takiemu "Bad Company" do chociażby "Leona Zawodowca" czy którejś z "Zabójczych Broni"???

Ale ma to też i swoją drugą, ciekawszą stronę medalu :) W pewnym momencie film staje się tak idiotyczny, że aż śmieszny. Na sali co chwila wybuchają salwy śmiechu a ogólna radość towarzyszy widzom praktycznie przez cały czas trwania seansu. To jest świetna parodia, trzeba się tylko do niej odpowiednio nastawić :P

P.S. Juz wiem, dlaczego ten film ma taki badziewną fabułę - jej autorem jest Joel Schumacher... Ten koleś ostatni swój dobry film nakręcił dobrych kilka lat temu.

P.S.2 Trzeba też uodpornić się na patriotyczne wstawki dla amerykańskiej publiczności. Ręce opadają. Teraz to każdy czarny charakter w filmie musi być talibem....