Niestety - jednak rozczarowanie. Nie ma tu ani oszałamiającej anarchicznej świeżości "Delikatesów", ani scenograficznego rozpasania "Miasta zaginionych dzieci", ani obezwładniającego uroku "Amelii", ani specyficznego romantyzmu "Bardzo długich zaręczyn". W sumie daje to i tak filmik względnie niezły, ale słabszy od każdego z wyżej wymienionych, nieco mdły, powtarzalny w używanych środkach i pomysłach, słowem - poniżej oczekiwań. Kto wcześniej nie widział żadnego filmu Jeuneta, być może da się wkręcić na maxa, ale dla fanów twórczości tegoż - to taka kula, co pod czaszką uwiera, bo jednak oczekiwało się (albo chciało) jakoś więcej...
Ta Jeunetowska maniera zaczyna już nudzić jak odwiedzanie cyrku po raz kolejny i oglądanie tych samych wygłupów klaunów. Jest epigonem siebie samego.
Mam nadzieję że to wpadek przy pracy i ta "Amelia - 1 i 1/50" to będzie tak dołek od którego zacznie się jazda do góry.
Uśmiechnąłem się z pięć razy (scenka z orkiestrą na schodach:) ale kobieta guma odbijała mi się do porzygania się.
Wtórność 4tego stopnia bo tylko do "Obcego 4" się nie odwoływał, może jednak lepiej było nakręcić "Harry Pottera"?
Generalnie rozczarowanie i żenda.
przylaczam sie do opinii, moze jestem smutasem, ale scena z orkiestra i zakonczenie to jedynie miejsca ktore moga wywolac usmiech w tym filmie - nie polecam!
Coś w tym jest. Rozumiem własny, indywidualny styl, ale trzeba też pewnej ewolucji dobieranych środków filmowych, bo faktycznie - zaczyna to trącić epigonizmem, na zasadzie: po cóż zmieniać recepturę, skoro ta wciąż działa? Tylko że już działać przestała i robi się problem...
Jak najbardziej przyłączam się do tych słów, film jakoś mnie nie porwał a scenariusz wydawał mi się za bardzo głupiutki i przynudzający, postacie w tym filmie jak z cyrku max przerysowane... Oglądam 1 godzinę i 9 minutę filmu i mam wrażenie jakby jednak główny bohater był warzywem a wszystko to co widzimy na ekranie jest wytworem jego wyobraźni.
Oczywiście, że postaci są jak cyrku. Kobieta-guma, Bazyl klaun/mim. Cyrk to motyw od początku kariery interesujący Jeuneta.
Powiedziałbyś lepiej: "czarno - białe postacie jak z bajki Disneya". I to też będzie prawda, handlarze bronią są źli, chamscy i w 100% antypatyczni, a złomowcy może trochę pokręceni, ale mili i o złotych sercach. Tak, to taka bajka w stylu Jenueta. Albo dasz się jej wciągnąć i będziesz się bawił scenografią i gagami, jak na tego twórcę umiarkowanie szalonymi, ale za to z zabawnymi odniesieniami do starych filmów Tati, Etaixa, a nawet Gangu Olsena.
Albo film Cię znudzi.
Tak to już jest z filmami Jeuneta. Albo się zachwycisz jego stylem, albo wzruszysz ramionami.
Zgadzam się. Mam też wrażenie, że dialogi w tym filme mogą być bardziej zabawne w oryginalnym języku. Niestety nie jestem poliglotą. Brzmiały mi bardzo sztucznie i tudzież bez sensu. Film nie jest najgorszy, ale zdecydowanie nie do porównania z odbiorem poprzednich...