Dlaczego? Ponieważ w popisowym wykonaniu O'Toole'a jest to fantastyczna postać. Porywczy, stanowczy sybaryta który jednak szczerze uwielbia Becketa i nie radzi sobie z jego zdradą. Becket natomiast bez większych rozterek decyduje się sprzeciwić królowi. do tego scenarzyści usunęli z tej postaci wszystkie możliwe kontrowersje, których historycznemu świętemu nie brakowało. Przede wszystkim zrobili z niego uciskanego Saksona co jest czystą bajką. Najwięcej kontrowersji budził jednak sam charakter Becketa. Przed objęciem arcybiskupstwa był to dworak i imprezowicz pełną gębą, który nagle zmienił się we wzór ascety. Jak łatwo przewidzieć istnieją dwie opinie na ten temat: jedni twierdzą że była to autentyczna przemiana, inni uważają że była to poza. Podobno Becket miał zresztą tendencje do bufonady i w chwili śmierci również nie zapomniał przybrać odpowiednio męczeńskiej pozy. Sama kwestia walki króla z przywilejami Kościoła również oceniana jest bardzo różnie a tu otrzymaliśmy dość łatwe przedstawienie problemu.
Dość długo narzekam a to dobry film, główne dzięki roli wspomnianej roli O'Toole'a, który świetnie potrafił przedstawić władcę który dla dobra państwa w bólach rezygnuje z osobistych sympatii. Z ciekawostek można dodać że Burton i O'Toole prywatnie też byli zażyłymi kumplami, a w czasie kręcenia tak imprezowali że niektóre sceny trzeba było powtarzać parę razy:(