Nie czytałem książki, więc nie mam porównania. Film sam w sobie to porządnie zrealizowana pozycja, niewolna wszak od pewnych wad. Te w dużej mierze zawierają się w nieco nienaturalnych miejscami dialogach i w kwestii "motywacyjnej" głównej bohaterki. To, czemu z takim zaangażowaniem dąży ona do odkrycia prawdy na temat śmierci chłopca z sąsiedztwa, pozostaje w zasadzie niewyjaśnione, jej pobudek możemy się jedynie domyślać (podejrzewam, że jest to wina adaptatorów i w powieści Smilla była postacią bardziej rozbudowaną psychologicznie). Za dużo tutaj także, jak na mój gust, dziwnych zbiegów okoliczności. Jako czystej wody dreszczowiec film Augusta spisuje się jednak naprawdę nieźle. Jest klimat, zagadka (której rozwiązanie potrafi jednak rozczarować) i, last but nor least, piękne grenlandzkie krajobrazy, w których rozgrywa się spora część akcji. Mroźna atmosfera wręcz bije z ekranu, co w moim odczuciu jest pierwszym co do wielkości plusem tej produkcji. Imponuje także obsada aktorska: Byrne, Broadbent, Harris, Wilkinson. Przed laty "Biały labirynt" zaliczył spektakularną klapę, sądzę jednak, ze warto dać mu szansę. Mi w dużej mierze przypasował.