Kolejny film, którego entuzjastyczne przyjecie zbytnio zaostrzyło mi apetyt i po zakończonej projekcji pozostał niedosyt.
O ile Tomasz Kot był dla mnie bardzo przekonujący w roli Ryszarda Riedela, to jakoś tak średnio potrafiłem wczuć się w rozterki kardiochirurga Religi.
Proces powstawania kliniki też był jakiś taki rodem z serialu o szpitalu w 'Leśnej Górze'. Niby były jakieś problemy z kasą, bo Zbigniew Zamachowski nie był już tak obrotny jak praski Dudek, a i 'Paździoch' też chciał mieszać, ale wystarczył jeden telefon, żeby skombinować miliony, a i pierwszy sekretarz też okazał się równym gościem. Nie wspominając o SB-kach, którym wystarczyło bluznąć, żeby zwiali z podkulonymi ogonami.
W błyskawicznym tempie polski dr House uzyskał też zgodę na pobranie organów... już więcej wątpliwości miała Sonia Bohosiewicz, czy jej mąż jako biorca się nie zmieni.
Niestety ma rację! Rola Kota słaba - rozmowa z matką, która ma oddać serce brzmiała, jakby chodziło o pożyczenie rękawiczek. zero poważnej dramaturgii, a do tego te sztuczne fryzurki i komediowy Domagała... taki temat powinien być pokazany zupełnie inaczej!
Muszę się zgodzić. Spodziewałem się czegoś wyjątkowego, a film okazał się "tylko" przyjemny. Fajnie się ogląda, ale nic poza tym.
To samo odczucie. Po tych wszystkich zachwytach, spodziewałem się, że film wgniecie mnie w fotel. Kupiłem DVD, jak uczciwy obywatel i zasiadłem do seansu... Obejrzałem i na drugi dzień zapomniałem. Ani mnie nie wzruszył, ani mną nie wstrząsnął i w ogóle nie zachwycił. Fajny film jakich wiele, o fajnych ludziach. Plus, za sceny operacji, realizm, dobrą grę i całkiem przyjemny generalnie film, ale nic ponadto.