Bracia Marx tym razem zabrali się za konwencję westernu. Gagi takie jak zwykle, ale przecież to właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze. Największy ubaw miałem chyba podczas wizyty w indiańskiej wiosce - to już czysty absurd, co tam się wyprawia. Ogólnie rzecz jest odrobinę słabsza niż sztandarowe pozycje z dorobku tria, ale i tak, jeśli odpowiada Ci ten typ humoru, to na pewno nie będziesz narzekał. Wrażenie zdecydowanie robi nadal brawurowa sekwencja finałowego pościgu, której nie powstydziłby się sam Mad Max. Ci, którzy widzieli, jak sądzę, zgodzą się ze mną bez większych zastrzeżeń.