Chyba pierwszy raz obejrzałem film, którego nie potrafił uratować aktor grający rewelacyjnie. Jeżeli Toma Hardy gra rolę życia, jest 95% czasu na ekranie, a mimo to nudzę się okropnie, to winię za to.. nie wiem. Pewnie reżysera.
Mam to samo odczucie. Myślę, że znudzenie bierze się z tego, że wiemy co się stanie w kolejnych scenach. Bronson coś zmajstruje i znowu dostanie wp....ol.