Ktory film wedlug was jest lepszy?...i dlaczego?
Rzeczywiście, oba o podobnej tematyce, niektóre sceny wręcz identyczne. Mi bardziej do gustu przypadł Requiem, był bardziej mroczny, bardziej "schizowy", no a do tego Clint Mansell i The Kronos Quartet...
Aktorstwo bardzo dobre - i tu, i tu.
Nie podważalnie Requiem for a dream ponieważ moim zdaniem candy to film strasznie długi i mozolny opierający sie moim zdaniem na fragmentach Requiem for a dream i Trainspotting i całkowicie nie zrozumiała dla mnie końcówka filmu . Dobra widzimy pare która nie radzi sobie w życiu są ze sobą i ćpają ona daje du.. (podobnie jak w Requiem) później przechodzą terapie (podobnie jak w Trainspotting) i poprzez ich rozstanie kończy sie film . Film całkiem niezły dobra fabuła gra aktorska ale zakończenie... totalna klapa
filmy o podobnej tematyce ale jednak roznia sie requiem dla snu mowi raczej bardziej o nalogu a ten o milosci w swietle wlasnie narkotykow dla mnie oba dobre jednak na candy przyznam ze momentami czulam wzruszenie
Zdecydowanie Candy. Requiem for a dream był moim zdaniem trochę przesadzony i nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.
obydwa filmy mogła bym oglądać cały czas. są boskie. fajnie że do CANDY wzieli heatha ledgera uwielbiam tego aktora. ale lepsze jest chyba requiem(wybrali świetną muzyke do tego filmu i jest taki jakiś poważniejszy)
Ja osobiście oba filmy bardzo cenię. Requiem jednak troszeczkę bardziej mi się podobało, po obejrzeniu pierwszy raz przeżywałam go przez prawie miesiąc. Po Candy natomiast miałam tylko taki ścisk w gardle ze wzruszenie, bo chwyta za serce, ale nie powracam do tego filmu tak często jak do Requiem, żeby ponownie obejrzeć.
Oba widziałam kilka lat temu, jednak "Candy" wydała mi się lepsza i głebsza. Tak więc "Candy" :)
dopiero dzisiaj bede znala odp. na to pytanie ;p o 00.15 leci "requiem" na polsacie :) jak na razie "candy" mnie zachwycił...zobaczymy.
Moim zdaniem ciężko porównywać je do siebie. Jak dla mnie to zupełnie inna kategoria. W Requiem dla snu jest pokazane krok po kroku ich staczanie się, to jak wygląda samo ćpanie itp. W Candy oprócz ukazania skutków ćpania widzimy też ich miłość i nie ma mega drastycznego zakończenia. Obydwa filmy mi się podobały, ale bardziej trafił do mnie Requiem dla snu. Polecam dwupłytowe wydanie tego filmu, gdzie jest cała płytka dodatków. Niesamowity smaczek.
Moim zdaniem "Candy" jest lepszy. Tak jak już było poruszane, Requiem jest głownie o nałogach, uzaleznieniu. A Candy jest rowniez obrazem miłości absolutnej. O grze aktorskiej Heatha Ledgera, jako wielka fanka tego aktora, nie bede sie wypowiadac, gdyz byloby to zdecydowanie zdanie nieobiektywne. W ciagu trzech dni obejrzalam ten film 3 razy i za kazdym razem wielki zachwyt. Jeden z moich ulubionych filmow. Bede czesto do niego wracac.
Requiem jest dla mnie dnem. Candy o stokroc lepsza. Requiem nie ma tego czegoś co gra na uczuciach. Jest suchy, nie wyzwala w człowieku zadnyh wewnetrznych pokladow moralnosci. Ogladalam go bez kompletnie zadnych wzruszen, nie zmusil do refleksji, napiecie bylo budowane jakos nieudolnie. Po prostu pokazal upadek uzaleznionych na dno nie wzbudzajac przy tym jakichkolwiek fali emocjonalnych, a przy takim temacie to mistrzostwo spapranej roboty. Zastanwaiam sie skad sie wzial taki wszechobecny zachwyt nad tym obrazem..? Pomysl dobry, ale wykonanie NIE ! Jest chaotyczny, mialam tez odczucie, ze niepoukladany. Brawa jedynie dla Elen Burstyn i kompozytora muzyki. Natomiast Candy miala wszystko czego zabraklo mi w Requiem. Moze tez dlatego, ze w Candy nalog pokazany byl w swietle milosci i dlatego nie byl "suchy", moze gdyby w Requiem wpletli jakies watki uczuciowe, pokazali emocje boh. byloby lepiej, a tak klapa. W kazdym razie po obejrzeniu Candy dlugo myslalam, poruszyl mnie i sklonil do refleksji na zyciem. Jednoglosnie i niepodwazalnie wygrywa Candy.
w koncu ktos ma taka opinie na temat tego filmu jak ja ! Requiem to jak dla mnie przerysowany obraz dla mniej wymagajacego widza, miedzy innymi przez ukazanie - co sie dzieje na haju itp. Muzyka owszem Mozart - aczkolwiek nic nadzwyczajnego w praktycznie jednym utworze przewijajacym sie 2 godziny. Candy jest dosadniejszy a tym samym delikatniejszy i jak dla mnie aktorstwo jest duzo duzo lepsze. Polecam
Jeśli miałabym wskazać film, który bardziej mną wstrząsnął, który był bardziej "piorunujący", to wybrałabym "Requiem dla snu". Według mnie, cechy, które przedmówczyni zarzucała filmowi jako negatywne, działają raczej na jego korzyść - brak jakiegokolwiek patosu, taka sucha, brutalna, a przez to dojmująco prawdziwa historia upadku człowieka, pod każdym względem. Myślę, że tym bardziej poruszyły mnie losy bohaterów, nie zostali oni w żaden sposób wyidealizowani, nie są poddawani ocenie, widzowi nie jest narzucany ani sugerowany żaden osąd w ich kierunku - po prostu patrzy się na to, co się z nimi dzieje, jak się zmieniają, a właściwie, co z nich zostaje. Duża w tym zasługa aktorów, którzy zagrali na tyle sugestywnie, by podołać takiemu typowi narracji. Według mnie, "Requiem" ukazuje idealnie sposób, w jaki uzależnienie buduje bariery pomiędzy ludźmi, wypłukuje ich z jakichkolwiek emocji, pozbawia w pewnym stopniu człowieczeństwa. Chyba dlatego z taką siłą we mnie "uderzył".
Natomiast jeśli chodzi o "Candy", to film nie zrobił na mnie aż tak piorunującego wrażenia, co nie oznacza, że jest mdły albo nie skłania do refleksji - przeciwnie. Powiedziałabym raczej, że to zupełnie inny typ historii. Prawda, tutaj też mamy opowieść o uzależnieniu, o narkomanach i o tym, co dragi robią z ich życiem. Jednak tutaj większą rolę niż samo uzależnienie i walka o przetrwanie odgrywa niezwykła więź pomiędzy głównymi bohaterami, to, w jaki sposób zmagają się z nałogiem i próbują wyjść z niego/żyć z nim w miarę normalnie. Tutaj chodzi o miłość, która przechodzi wiele dramatycznych prób i ostatecznie triumfuje, pomimo nieszczęśliwego dla związku Dana i Candy zakończenia. "Candy" i jej mądrość bazuje głównie na refleksji na temat miłości i życia ogólnie. Nie chodzi tutaj o jak największe wbicie widza w fotel, ale o nakłonienie go do przemyśleń poprzez opowiedzenie smutnej, tragicznej momentami, poruszającej historii. Nie ma tu "fajerwerków" (o ile można tak to ująć) jak w przypadku "Requiem for a dream", chodzi tutaj o coś zupełnie innego :).
a dla mnie oby dwa filmy nie mają żadnej wartości ! jakby te dwa filmy
złączyć w jedną całość to może coś by wyszło , np zdjecia i muzyka z
requiem i historia o nieco innym zakończeniu z candy ! ale tak na poważnie
to wygrywa Trainspotting ! gdzie 2 sie to 3 ...
Requiem!! poruszał więcej wątków, w swojej formie był bogatszy, bardziej nietypowy, i co mnie bardzo dotknęło - bardziej widoczna i "namacalna" była perspektywa bohaterów (sceny z matką głównego bohatera).. montaż, ujęcia (np. początkowe "połowiczne").. to sprawia, że wg mnie więcej można z tego filmu wyciągnąć.. +brutalność i ukazanie tego, jak bohaterowie męczą się, jak tego nienawidzą, bardziej niż w "Candy" widać ich destrukcję i cierpienie.. no i muzyka oczywiście. "Candy" jak dla mnie "zarabia" świetną grą aktorów, ale mało dotyka jeśli chodzi o dramatyzm (najmocniejsza chyba scena z dzieckiem), a motyw miłości.. cóż jakoś tyle jest wątków pięknej i silnej miłości w innych filmach że jakoś mnie już nie powala ;)
Zdecydowanie Candy.
1.Tematyka Candy jest lepsza,porusza wszelkie tematy,natomiast Requiem to wszystko i nic.
2.Aktorstwo-wystarczy porównać grę Ledger'a i Leto. Tu zdecydowanie lepszy Heath. I nagrodzona kilkakrotnie za rolę w tym filmie Cornish była niesamowicie przekonywująca jako młoda narkomanka na życia zakręcie.
3.Akcja Requiem jest szybka,nawet za szybka. Prosty scenariusz,niewiele ciekawych ujęć. Natomiast Candy pokazywało wiele ciekawych rozwiązań i treść ponad formę.
4.Muzyka Candy jest świetnie dopasowana,spokojna,a zarazem tworząca klimat. Natomiast Requiem ma jedno niesamowite nagranie,ale jest ono puszczane bez przerwy przez co staje się nudne jak cały ten amerykański popkulturowy chłam.
Każdy z tych filmów ma swoje plusy i minusy, są różne a zarazem prawie równe, dla mnie więcej plusów ma Requiem, a tak konkretnie to finał historii Requiem for a dream daje więcej do myślenia, wiadomo że Requiem to mocniejszy film, ale końcówka Candy trochę taka nijaka była, za to aktorstwo Ledgera przeważa na korzyść Candy. Niejednogłośnie wygrywa Requiem for a dream.
Dokładnie. Przede wszystkim lepsi aktorzy i jak dla mnie Candy lepiej oddaje prawdę zażywania narkotyków.
Requiem. Mniej lania wody, więcej się działo, lepsza gra aktorska, napięcie w każdej ze scen, ogólnie bardziej chwyta za serce. "Candy" było, nie licząc oczywiście genialnej gry Ledgera, średnie, nudnawe, naciągane i takie bezpłciowe momentami.
nie wiem, czy wiele moze dac porownanie tych filmow. Owszem, oba traktują o uzależnieniu, ale każdy pod innym kątem.... Requiem pokazuje rozne przyczyny nałogu, i to, co dzieje sie z czlowiekiem w trakcie uzaleznienia (no i ta niesamowita wprost muzyka!), Candy natomiast pokazuje, jak zniszczona została milosc, ktora dla bohaterow miala byc czyms najwazniejszym w zyciu (tu tez muzyka na duzy plus, zwlaszcza "Song to the siren" na koncu). przynajmniej dla mnie Candy to bardziej film o milosci, ukazanej pod katem nalogu, niz film o uzaleznieniu z wplecionym watkiem milosnym. Requiem z cala brutalnoscia wali prosto w twarz i zostawia widza znokautowanego (choc jak widze po komentarzach - nie wszystkich), zas Candy mierzy we wrazliwosc i uczuciowosc widza. Oba filmy chyba mialy pokazac co innego, wiec wybor miedzy nimi bylby w moim odczuciu conajmniej niesprawiedliwy.
genialne studium miłości bezwarunkowej, miłości totalnej. świetne australijskie kino.
przez swoją niebezpośredniość - w przeciwieństwie do requiem - bardziej we mnie trafił.
moim zdaniem nie lepiej- a dosłowniej.
dlatego jeśli chodzi o kunszt smaczniej wypada mniej bezpośrednia Candy. amen.
Requiem dla snu lepsze. Więcej się działo, więcej emocji, ogólnie bardziej mi się podobało i przede wszystkim tamten był dużo bardziej wstrząsający niż Candy.
można tak sobie dyskutować milion lat - mniej więcej wszystko jest względne.
dla mnie bardziej wstrząsający był film candy, właśnie dlatego, że klimat był stosunkowo niedosłowny, ta cisza i spokój wzbudza we mnie więcej emocji i przerażenia niż krzykliwy requiem.
Na razie wynik 11:11 (5 osób nie zdecydowało). Oba filmy mają tą samą tematykę przedstawioną na dwa zupełnie różne sposoby. Połowie odbiorców pasuje pierwszy, a połowie drugi sposób. Może więc zasądzimy remis ;)
"Requiem dla snu" pod każdym względem. nie ma nawet porównania :)
Film "Candy" w ogóle mi się nie podobał, natomiast "Requiem to dla mnie" arcydzieło,.
Głosuję na "Candy" ze względu na fenomenalną parę aktorską (zwłaszcza przepiękna Abbie), jednakże oba filmy to arcydzieła które praktycznie nie mają wad.
wstyd sie przyznać ,nie wiedziałem nawet o istnieniu Candy :).... a podczas oglądania przez cały film zadawałem sobie pytanie który lepszy -Candy czy Requiem-obydwa to dla mnie arcydzieła ocenione na 10 , już na spokojnie stwierdzam że Candy jest lepszy ,może dlatego że można się w nim doszukać więcej pozytywów ?
O!:) Witaj Sławku;)
Czytam o poleconym przez Ciebie filmie i natknęłam się na twój wpis.
Widzę, ze oceniłeś ''Requiem'' na 10.:/ Ja bym mu dała 2-3 w porywach, gdyby nie otoczka techniczna i wątek z matką (tak dałam 5).
''Candy'' moze zobaczę przy okazji. Na razie go sobie zaznaczam.
Pozdrawiam:)
HELOUUU:))
Dla mnie obydwa te filmy są zdecydowanie wybitne ( tylko 2% tego co widzialem oceniam na 10 ) jednak podczas filmu Candy "złapałem rybkę":))
pozdro:))
Trainspotting zdecydowanie najlepszy, candy bardzo dobry szczególnie znakomita rola Heath Ledgera i dające do myślenia zakończenie. Requiem przesadzony, za poważny, zbyt wstrząsający, niech każdy eksperymentuje ze swoją podświadomością;)
Trainspotting zdecydowanie najlepszy, candy bardzo dobry szczególnie znakomita rola Heath Ledgera i dające do myślenia zakończenie. Requiem przesadzony, za poważny, zbyt wstrząsający, niech każdy eksperymentuje ze swoją podświadomością;)
Jak dla mnie Candy. Nie umiem wytłumaczyc czemu, ale Requiem mnie po prostu denerwował i miałam dość tych aktorów. Jednak, nie sadze, że był zły. Po prostu tam mi czegoś zabrakło.
jak dla mnie lepszy jest Requiem. za ujęcia, za dramatyzm, za muzykę, grę aktorską, jest po prostu ciekawszy i lepiej mi się go oglądało. oczywiście Candy też jest dobrym filmem i uwielbiam grę Ledger'a, ale zabrakło tego czegoś, momentami był nudnawy.
Jeszcze nie oglądałam ''Candy'' ale zgaduje, ze jest lepszy, bo ''Requiem'' w pewnych momentach raził głupotą.
Bez porównania.Requiem wali po pysku przede wszystkim realizmem.po za tym świetnym montażem, zdjęciami, muzyką,pierwszoligowym aktorstwem.."Candy" natomiast to słaba bajeczka, bez polotu dla nastolatek nakręcona przez kogoś kto nie ma bladego pojęcia o działaniu narkotyków,Aktorstwo słabiutkie, fabuła nie ciekawa, nawet ich chyba na make up nie było stać, bo ćpuny z Candy są różowiutkie i wyglądają bardzo zdrowo.. .Film podoba się chyba tylko małoletnim dziewczynką, które równierz nie mają pojęcia o temacie przez co nie wiedzą, że ktoś im kity żeni, ale filmem są zachwycone tylko dlatego iż wzdychają do głównego bohatera, jak mu tam.. no tego Jockera...
ps. które to momenty?
Żaden ćpun nie kłuje się cały czas w to samo miejsce. Zwłaszcza w tak paskudną ranę...