PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=655878}

Carol

6,7 44 880
ocen
6,7 10 1 44880
6,9 36
ocen krytyków
Carol
powrót do forum filmu Carol

Cudowne zakończenie... Z jednej strony pozostawia niesamowity, nieporównywalny z niczym innym niedosyt, a z drugiej - mimo braku słów, mówi wszystko... Słowa są bowiem całkiem niepotrzebne, kochające się osoby patrzą na siebie, widzą i wiedzą... I to wystarczy. Po prostu zapiera dech w piersiach. Niesamowity wręcz tercet: Blanchett, Mara i Haynes...

ocenił(a) film na 10
luza

Wiem jaki jest oryginalny tytul, jednak duzo bardziej znany jest pod ta nazwa:)
Po co ten jad?

Stonnka

waht / ale jaki jad ? - uśmiech ;))

areiwaz

Chyba każdy ma inną estetykę i w porządku, moim zdaniem to była fantastyczna scena - naturalna i bardzo autentyczna, moja ulubiona obok Desert Hearts (widziałam również Życie Adeli - horror i Kiss myg - dużo dużo lepiej, ale bez szału).
Myślę, że nadgorliwość Therese jest jak najbardziej na miejscu, tak samo czułość z jaką traktuje ją Carol na początku; kiedy zaczyna ją brać w obroty obraz się rozmywa i scena dla nas kończy - dla mnie w najwłaściwszym momencie.
Myślę też, że w "Carol" kontekst jest bardzo ważny, mamy tu dwie kobiety między którymi jest spora różnica wieku, są lata '50 - gdzie romantyczna miłość między kobietami nie istnieje ani w szeroko dostępnej kulturze, ani w rozmowach, ani w świadomości większości ludzi, jedna jest praktycznie dziewicą i znają się niecałe dwa tygodnie, w ciągu których dotknęły swoich dłoni może parę razy. Nieporadna i chaotyczna jest cała ich początkowa znajomość, żadna nie bardzo wie co robić, tylko tyle że chce to robić z tą drugą.

bae

Myślę, że bardzo ładnie i trafnie to ujęłaś. :)

areiwaz

Ha, czyli to nie tylko moje subiektywne odczucie, że czegoś w tej scenie brakuje. Pisałam wyżej o swoich wrażeniach więc nie będę dublować. Ja co prawda nie miałam poczucia sztuczności w tej scenie, tylko nieporadności i chaotyczności. No ale jak piszesz, zawsze można wrócić do oryginału i uruchomić wyobraźnię.

ocenił(a) film na 10
areiwaz

Przepraszam, może Ty mi odpowiesz. Cytujesz tę książkę - bardzo chciałabym ją przeczytać. Czy ona jest przetłumaczona na nasz język? A jeśli tak, to czy wiesz, jak można się do niej dobrać?

ocenił(a) film na 10
Nectaire

sfatygowana@gmail.com - odezwij się, podeślę Ci pdf.

ocenił(a) film na 10
areiwaz

Napisałam, dziękuję. :-)

ocenił(a) film na 6
areiwaz

kamienitrawa@gmail.com proszę proszę ładnie :)

areiwaz

a czego sie spodziewalas?przeciez to byl film typu dramat a nie erotyczny

ocenił(a) film na 9
lukarna

Dokładnie takie zakończenia mają coś w sobie pięknego. Jestem zachwycony. Nie zawiodłem się. ;)

ocenił(a) film na 10
lukarna

Jak dla mnie...bardzo poruszający i zmysłowy. A za Carol...nieziemską...świat cały. Trudno wrócić do szarej codzienności. Tęskno do takiej rangi uczuć i namiętności. Życzyłabym sobie...spotkać Carol :-)

ocenił(a) film na 10
lovecarol

Cate zagrala nieziemsko. Zawsze ja lubilam, ale po roli Carol.. gdzie jest moja Cate i Carol, ja sie pytam.

ocenił(a) film na 10
Stonnka

Look around :-) dobrej nocy

lovecarol

Życzę, by Twoja Carol pojawiła się tak szybko, jak tylko to możliwe. :)

ocenił(a) film na 10
lukarna

Dziękuję :-) Nie wszystkim niestety będzie dane doświadczyć takiej fascynacji i namiętności. Dla mnie transcendencja niemalże. I te wysublimowane gusta me...Ale mówią że czasem szczęściu warto pomóc :-) Porozglądam się.

ocenił(a) film na 8
lukarna

Mnie także ujęło zakończenie. Takie naturalne, proste i w zasadzie oczywiste, a mimo wszystko robi wrażenie. Nie wiem na ile to był zabieg, a na ile naturalny zamysł scenarzysty, ale pełen podziwu jestem... to nie film o orientacji, o "środowisku" o walce o prawa, nie pada ani jedno określenie szufladkujące człowieka, to po prostu film o głębokich uczuciach, a tego trochę brakuje w tym temacie w kinie światowym.

ocenił(a) film na 10
davidmth

Tak tez sie konczy ksiazka, stad film zamkniety spojrzeniem Carol. Licze na to, ze puszcza w kinach, to bym wziela znajoma, bo bardzo by chciala zobaczyc

davidmth

Masz rację, jest to film o prawdziwych uczuciach. Godne uwagi jest to, że uczucia te nie są w pełni werbalizowane, duża ich część jest odegrana spojrzeniami, mimiką całej twarzy, gestami. Osobiście kusi mnie chęć dopowiedzenia dalszych losów Carol i Therese, ale myślę, że umniejszyłoby to wartość tej historii. A poza tym, zawsze pozostaje wyobraźnia...

ocenił(a) film na 8
lukarna

W nurcie LGBT (nazywając go oględnie) jest i tak zbyt wiele dosłowności, zwłaszcza w sferze emocjonalnej. Wielokrotnie zastanawiało mnie, choć przy bardziej niszowych produkcjach, dlaczego uczucia pomiędzy dwiema osobami tej samej płci muszą być przedstawione tak… ordynarnie, prosto i schematycznie. Jestem jak najbardziej za „ciężkimi” obrazami, poruszającymi tematy tabu, stawiającymi wiele niewygodnych pytań, jednak takiego filmu jak „Carol” od dłuższego czasu brakowało w tym obszarze kina. Myślę, że nie trzeba epatować przemocą czy erotyzmem, żeby poruszyć widza. Otwarte poniekąd zakończenie działa tutaj moim zdaniem in plus.

ocenił(a) film na 10
lukarna

Tylko dlaczego mam poczucie,że jest smutno? Dlaczego mam wrażenie,że pomimo miłości nie ma happy endu? Piękny film,absolutnie przytłaczający emocjami...

Czesiaruda

Moim zdaniem, mimo wszystkich przeciwności, w tym filmie jest happy end, jest jednak także pewien cień, który się na niego nakłada. Myślę, że wynika on z tego, że bohaterki wiedzą, że nadal się kochają i chcą być ze sobą, ale są też świadome wielu wyrzeczeń i trudnych wyborów, których musiały dokonać. Napisałam wcześniej, że nie jest to klasyczny happy end. Bohaterkom towarzyszy strach, jak żyć w konserwatywnym społeczeństwie, jak żyć, jeśli nie do końca można być sobą, jeśli szczęście musi być skrywane przed światem. Carol i Therese wiedzą, że ich uczucie przetrwało już pierwszą próbę czasu, wiedzą, że to, co je łączy, jest silne i prawdziwe, wiedzą, że prawdopodobnie będą musiały pokonywać kolejne przeszkody, ale trwają też w głębokim przekonaniu, że razem dadzą sobie ze wszystkim radę i że mimo wszystko, będzie dobrze - i to jest właśnie ten happy end.

ocenił(a) film na 5
lukarna

Nie czytałam książki, a film uważam za ledwie naszkicowany i to złą manierą. Carol jest grana przez Cate Blanchett w tak wystudiowany sposób, że mnie razi. Owszem, bycie damą wymagało w tamtych czasach swoistego "połknięcia kija", ale oficjalnie, a tutaj nawet podczas kameralnej zabawy z własnym, ponoć kochanym dzieckiem, aktorka jest sztywna i niewiarygodna, jak nadmiernie polakierowana fryzura. Co do Therese Belivet, niby młoda, niby naiwna i bezwolna, a guzik prawda, wykłócać się świetnie umiała z Richardem (tak chyba miał na imię mężczyzna co planował z nią ślub), ale już w odniesieniu do Carol widać tylko cielęce oczęta i słychać fałszywą frazę, jaka to ona niezdecydowana, że menu nie umie wybrać. Nawet zakładając, że toczy podświadomą walkę z uczuciem, którego jeszcze nie rozumie, to w sposobie grania widać niekonsekwencję.
A zakończenie wpisuje się w moje zastrzeżenia, posągowa Carol przy stoliku w restauracji, a jakże to przecież odpowiednia dekoracja, wyznaje miłość rzuconej z dnia na dzień jak rękawiczka Therese, a ta stwierdziwszy po wizycie na domówce, że nic po niej w takim otoczeniu, bo wszyscy sobie świetnie poradzili, mają własne życie i w dodatku lecą na nią mniej eleganckie kandydatki, więc w te pędy wróciła w bardziej ekskluzywne klimaty. Beznadziejny melodramat, moim zdaniem, wybaczcie że tak piszę, ale takie jest moje wrażenie po tym filmie.

ocenił(a) film na 10
jagamiga1

Pozwól, że podejmę polemikę w przynajmniej kilku wątkach. Carol musi być posągowa, bo jest nieustannie na świeczniku i czyni zadość rolom, w które wpisało ją otoczenie, a te momenty, gdzie na chwilę rozwiązuje ten sztywny gorset, zdarzają jej się tylko przy osobach, którym ufa, a jej zaufanie do Therese rodzi się stopniowo wraz z uczuciem doń. Scena w restauracji jest wspaniała właśnie dlatego, że tę walkę między zachowaniem pozorów a całkowitym obnażeniem emocjonalnym widać najwyraźniej. Sama Therese dopiero dojrzewa do tego, aby stać się kimś więcej niż niewinnym stworzeniem, a podmiotowość wykuwa się zwykle w opozycji do czegoś, tu przeszkody się piętrzą, a zaczynają od Richarda, któremu jako pierwszemu się sprzeciwia, stając wreszcie na własnych nogach i walcząc o coś, czego pragnie. Carol nie rzuca Therese z dnia na dzień, ale usiłuje podjąć jeszcze walkę o swoją córkę, a po powrocie do NY orientuje się, że jest na cenzurowanym, że sprawa jest już praktycznie przegrana i jedyne, co może zrobić, to negocjować warunki swojej kapitulacji. Gdy jednak okazuje się, że narzucone jej przez męża i jego rodzinę zasady odzierają ją z godności i zmuszają do życia pod ich ciągłą kontrolą, postanawia nie poddawać się ich woli. W tym kontekście to, co odbierasz jako "sztywność", postrzegam raczej jako godność i dumę, które stara się w tej upokarzającej dla niej sytuacji zachować. Co do zakończenia, to Therese wówczas nie kalkuluje, kto elegantszy, tudzież jeszcze mający dla niej jakiekolwiek miejsce w życiu, tylko pojmuje, że Carol poświęciła dla niej wszystko. I że sama też musi przejąć odpowiedzialność za ich związek i jego konsekwencje. Do momentu wyznania miłości przez Carol Therese pozostaje jeszcze w dużej mierze dzieckiem z tym charakterystycznym egoizmem, który słychać w jej przemyśleniach, że "Carol wybrała swoją córkę, bo kocha ją bardziej niż Therese". To proces, a "domówka" jest jego ostatnim aktem - wtedy zdaje sobie sprawę, że mogłaby żyć inaczej, że dałaby radę trwać bez Carol, że mogłaby dostrzec inne kobiety, że jej świat by się nie rozpadł, ale nie chce - bo kocha właśnie Carol. Co wcale nie znaczy, że to im się uda - dlatego otwarte zakończenie, choć z wyraźnie pozytywnym akcentem, nie przesądza o tym, że będą żyły długo i szczęśliwie. Wchodząc poniekąd drugi raz do tej samej rzeki, wiedzą już obie, ile to wszystko kosztuje. Z tego powodu - w mojej opinii - książka i ta konkretna jej ekranizacja to klasa sama w sobie.

ex_machina_durejko

Również nie zgadzam się, że Carol cały czas łazi z "połknietym kijem". Myślę, że Cate odwaliła kawał dobrej roboty ze swoją rolą i jest ona bardziej złożona niż na pierwszy rzut oka może się wydawać, bo musi grać niejako dwie. Nie wiem o której scenie zabawy z dzieckiem wspomina jagamiga1. O rysowaniu? To bardzo napięta scena z mężem, który właśnie nią manipuluje, a wszystkiemu przysłuchuje się służąca. O ubieraniu choinki? To slodka scena, ale w tym czasie Therese jest u niej gościem, a jeszcze ledwo się znają. Nawet obiad u teściów to dla niej "oficjalna" sytuacja, trzyma się w ryzach ale widać że ciężko jej to przychodzi i najchętniej pewnie wywaliła by stół do góry nogami. Dla mnie to było cholernie wiarygodne, sam chciałem to zrobić.
Therese jest naiwna, ale to wynika z jej młodego wieku mysle. Ona nie toczy żadnej walki z uczuciem, ja nic takiego nie zauwazyłem. Myślę że po prostu powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z jego charakteru w miarę jak się pogłębia. A kiedy mówi Carol, że nawet nie wie co zamówić na lunch to jest w odpowiedzi na to czy chce wyjść za Richarda. Nie wiem co jest fałszywego w tym? To tylko lekka uwaga, która pozwala jej wymigać się od konkretnej odpowiedzi, są niejako na pierwszej nieoficjalnej randce i flirtują ze sobą. Chociaż Therese chyba nie do końca zdaje sobie sprawę? Tu objawia sie moze jej naiwność, jakby była starsza i bardziej doświadczona, pewnie od razu zauważyłaby zainteresowanie ze strony Carol i ta zaoszczedziłaby na benzynie.
Wcześnie w filmie kolega Therese mówi o różnicach między tym co bohaterowie mówią w filmie, a tym co naprawdę czują, to nie jest tam wrzucone bez sensu. Ta ostatnia rozmowa w restauracji to niesamowita, naładowana emocjami scena. Oglądałem ją ze słuchawkami na uszach, same oddechy mówią w tej scenie bardzo wiele. Carol próbuje podejść do Therese z każdej strony, ale co rusz odbija się od ściany, na końcu kiedy już kompletnie się poddaje wychodzi z jej ust prawda, która jest przyczyną tego wszystkiego i to zmiata w mur za ktorych chowa się Therese - to wręcz widac gołym okiem. Ale wtedy pojawia sie ten nieszczesny znajomy.
Na domówce Therese widzi, że każdy poszedł dalej, kazdy kogos ma i dobrze dla nich, nie była zainteresowana ani Richardem, ani tym drugim. Sama też ma okazję na nową znajomość kiedy podchodzi do niej laska i zaczyna flirtować - tylko że to nie to i wcale ją nie interesuje, bo wciąż kocha Carol i już wie ze Carol kocha ją. I wcale nie musi być samotna (a wiemy ze byla mimo znajomych i chlopaka, sama nam to mowi!), więc idzie ją odnaleźć - ja jej kibicowałem :).

ocenił(a) film na 5
ex_machina_durejko

Rzuca z dnia na dzień, a nawet wyraża z tego tytułu ubolewanie mówiąc do Abby, że mogła nie zaczynać tego związku w tak złym momencie , bo teraz czuje się winna. Co do posągowości, i "ciasnego gorsetu", jakoś wyjątkowo teatralnie i wystudiowanie gra Blanchett bycie damą, mam na myśli zarówno chwile, w których jest obserwowana przez gremia, jak i te typowo domowe, kameralne np. wnoszenie filmowym krokiem i w dodatku nie zdjąwszy nawet futra, śpiącego dziecka po schodach , rzucając służącej przez ramię powłóczyste spojrzenie, którym tak często obdarza Therese (a chyba ciągotki ku Florence można wykluczyć), więc prawdopodobnie Cate B. myśli, że tak patrzą damy, dodatkowo: cedzą słowa, muskają swoje fryzury, choinkę ubierają z dzieckiem, i zamiast włożyć w to serce, wchodzą po stopniach podwyższenia w 20 cm szpilkach, krygując się i wdzięcząc jak modelki, pozwalają sobie ściągnąć rzeczone szpilki chwilę później, gdy już pozbyły się dziecka z horyzontu i mogły poczuć swobodnie z zaproszoną, po raz pierwszy do domu subiektką (to sarkazm). Jeżeli naprawdę, taka płytka i bezmyślna w tej książce była Carol, tak emablowała młode dziewczę, zastawiała pajęcze sieci nie myśląc o konsekwencjach to źle skonstruowano od początku osobowość Therese, gdyż na takie zabiegi mogła się nabrać osoba nigdy nie będąca w jakimkolwiek związku, bardzo młoda i naiwna, a Therese wcale nie była taką osobą. Co fałszywego w lekkiej uwadze? Właśnie jej fałszywość, wywołująca niezamierzony przez twórców dysonans poznawczy, bo z jednej strony dziewczę gra naiwną, a drugiej wiemy, że nie jest naiwna, że dokładnie wie czego nie chce, nie chce chrapiącego i zataczającego się, pospolitego Richarda, nie chce Johna z Timesa, stoi na własnych nogach, pracuje, ma zainteresowania, nie jest prowincjonalną gęsią. Flirtują ? Na pewno nie flirtują, tego akurat Therese nie umie, w zamierzeniu twórców, zapewne ta scena miała pokazać jak doświadczona Carol "bada grunt", a niewinna, naiwna panna Belivart popada w coraz większą fascynację wytworną damą, w wyniku czego kiełkuje w niej uczucie, które wypiera. Natomiast ja zamiast tego zobaczyłam dziewczynę, która chciałaby się wyrwać z nudnej pracy, wyzwolić z niesatysfakcjonującego związku, i widzi szansę ku temu poprzez znajomość z damą z wyższych sfer, więc odgrywa rolę niewiniątka. Różnica między tym co bohaterowie mówią , a co czują, żeby miała moc prawdy i głębi psychologicznej, musi być poparta rozwojem fabuły i osobowości. Ty piszesz, że finał miał moc, dla mnie był tak samo sztuczny i wystudiowany jak maniera aktorska Blanchet ( w tym filmie, bo zaznaczam, że doceniam jej aktorstwo w wielu innych), wieloznaczność zakończenia jest dobra tam, gdzie widzowie mogą je interpretować na różne sposoby, ale nie stoją one w sprzeczności z głównym przesłaniem filmu.

Ja na przykład tak interpretuję zakończenie: Carol specjalnie odpuściła walkę o córkę, żeby móc wieść życie nieskrępowanej osądzającymi spojrzeniami teściowej i nagabywaniami zaborczego męża, wolnej kobiety, mogącej jak Abby mieć "jakąś rudą na widoku" i bez ryzyka rozdmuchiwania afery prowadzić życie bon vivantki. Zimno wszystko przekalkulowała, załatwiła sobie pracę kupca, zachowała liczne kontakty niezbędne dla zarobienia kasy, a jak była ustawiona postanowiła, że niefortunnie zakończony związek, należy "dokończyć", bo Therese nadal jest sama i w pewnym momencie może odgrzebać historię ich romansu i narobić Carol kłopotów. Zaprosiła ją do wykwintnej restauracji żeby znów zaszpanować i pokazać marchewkę na kijku, widząc że dziewczę jest nad wyraz urażone, rzuciła wystudiowane "kocham cię", w tym momencie była pewna, że wygłodniała uczucia Therese nie oprze sie pokusie. Z kolei Therese poszła spotkać dawnych znajomych, żeby zobaczyć czy nie ma tam dla niej alternatywy, zobaczywszy że jest siermiężnie jak dawniej szybciutko wróciła tam, gdzie będzie mogła poczuć się wyjątkowo, gdzie dostanie jeszcze lepszy aparat fotograficzny, gdzie pachnie fiołkami, no i Carol chyba nie chrapie ;)

jagamiga1

Moje wrażenia były zupełnie odwrotne od twoich, chyba w każdym punkcie, oprócz tego że Carol zostawia Therese raczej brutalnie. Byłem zły, sympatyzowałem z Therese na późniejszym spotkaniu w restauracji (ale po cichu liczyłem, że jakoś się dogadają). Nie jestem tu, żeby się kłócić kto ma rację, bo każdy ma swoją i tak jest okej, ale odpiszę obszernie bo lubię ten film i o nim rozmyślać, kto chce to dobrnie do końca ;).
Moim zdaniem Cate przedstawia bardzo autentycznie jak w tamtych czasach nosiła by się kobieta taka jak Carol, ludzie naprawdę zachowywali się inaczej niż my obecnie i mówili w inny sposób. Myślę, że czepianie się, że nie zdjęła futra w odpowiednim dla ciebie momencie to już lekka przesada :P. Kyle Chandler tez robi dobrą robotę według mnie, ale jako mężczyzna jest w innej sytuacji i inne są oczekiwania względem niego, jak i więcej mu wolno. Carol jest elegancką kobietą z wyższej sfery, ale za tym nie idzie tylko kasa, całe dzieciństwo i młodość pewnie uczyli ją jak siedzieć, jak jeść, jak mówić, jak się poruszać i zachowywać. Ona taka jest (wspaniała), niektóre gesty są pewnie już dla niej tak naturalne jak oddychanie. Takich kobiet już chyba nie ma, albo powoli odchodzą niestety. Jakby zaczęła się garbić, mamrotać albo powłóczyła nogami to dopiero byłoby nie na miejscu. Ale są chwile w filmie kiedy się rozluźnia, kiedy rozmawia z Abby przy herbacie w zaciszu swojego domu, kiedy jedzie samochodem z Therese, kiedy pociąga piwo z butelki w motelu. Tylko właśnie to są tylko chwile kiedy może poczuć się swobodniej i bezpiecznie, a mało ich w jej życiu. To spojrzenie na Florence było wyjątkowo zimne, ja odniosłem wrażenie że jej nie lubi i daje jej to do zrozumienia. Może ma to związek z tym że wcześniej mąż czyni aluzje do Abby przy ich córce, a Carol rzuca spojrzenie służącej, może myśli że mu nakablowała? Jest tam jakieś napięcie w każdym razie. Dotykanie twarzy, poprawianie włosów to są też podświadome erotyczne sygnały i są super.
Tak jak pisałem w moim poprzednim komentarzu, uważam że naiwność Therese wynika z jej niedoświadczenia i młodego wieku, a nie bycia głupią gęsią, ani też takiej nie gra. Posiadanie chłopaka to nie jest żadne wielkie doświadczenie życiowe, tym bardziej takiego który ją za bardzo nie interesuje, tylko raczej zdaje się aż tak nie przeszkadzać (do czasu), jest to jest i tyle, kolega ją całuje, to całuje, nie wali go w twarz tylko się zmywa, lubi pstrykać fotki bo lubi, ale nie myśli specjalnie o tym na poważnie jeszcze, bo nie ma w jej życiu żadnej siły która pchnęłaby ją do zdecydowanego działania. Ja czułem, że nad Therese wisiała depresja. Myślę też, że chyba zapominasz, że jest trochę więcej tutaj niż się mówi na głos i to jest film o osobach homoseksualnych, to były wyrzutki w tamtych czasach, a i dzisiaj to się zdarza. Mówisz, że Abby ma jakąś rudą na boku, Boże broń żeby szukała bliskości z drugą kobietą jeśli tego potrzebuje. Dobrze dla niej, niech żyje po swojemu jeśli ma odwagę, nikogo nie krzywdzi.
Myślę, że zauroczenie się Carol otwiera oczy Therese dlaczego czuje się tak samotna i nie spełnia się w życiu. Nadal nie widzę nic fałszywego w tej lekkiej uwadze o lunchu i wydała mi się ona całkiem zalotna (ale chyba niechcący trafiła kulą w płot, bo Carol pewnie poszukiwała jakiejś konkretniejszej deklaracji), ani też nie widzę żadnego dysonansu - Therese jest całkiem odważną osobą, bardziej niż Carol, tylko po prostu mało jeszcze wie. I to co dzieje się potem tylko pokazuje jeszcze bardziej jak naiwna Therese właśnie jest, kompletnie szczera w swojej radości kiedy Carol zaprasza ją do siebie, nie wahająca się ani chwili jechać do kobiety, którą ledwie zna, ani nie zastanawiająca się jak to może wyglądać. Może właśnie po raz pierwszy naprawdę zaczyna wiedzieć czego chce, a w tej konkretnej chwili zobaczyć się z Carol ponownie po prostu i nie waha się ani sekundy (dosłownie :P). Na pierwszym lunchu Carol zdecydowanie flirtuje. Ale trudno rozmawiać, kiedy nie ma słów. Albo kiedy jeden zły krok może się skończyć donosem na policję. Carol "bada grunt", czy nie wszyscy to robimy kiedy ktoś nam sie podoba i chcemy wiedzieć czy ta osoba czuje to samo? Co ja wyniosłem z tej sceny to to, że Carol musi widzieć że podoba się Therese, ale nie może wiedzieć na ile to jest poważne z jej strony. Myślę, że uczucie w Therese zaczęło kiełkować już w chwili kiedy zobaczyła Carol w sklepie, dlatego zabrała rękawiczki do domu zamiast zostawić je żeby np. sklep je odesłał, chciała mieć pewność że przesyłka z kolejką elektryczną dojdzie na czas - po co? bo interesowało ja to, bo to dla Carol Aird. Poza tym wybiegła w środku nocy żeby wysłać Carol te rękawiczki, niejako w tajemnicy (wcześniej siedzi z nimi przy stole i nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć o kim myśli). Nie wiem skąd ta myśl, że Therese wypiera swoje uczucie do Carol? Właściwie od chwili kiedy ją spostrzega jest na kursie pani Aird i nic nie jest w stanie jej zatrzymać, aż do Iowa. Oglądałem film mając jednak w pamięci to co powiedział kolega Therese o tym co ludzie w filmie mówią, a jak naprawdę się czują. Carol jest może nawet bardziej bezbronną postacią niż Therese i ma dużo więcej do stracenia. Przy ostatniej rozmowie patrząc z wierzchu widzimy ją jak proponuje Therese wspólne mieszkanie, ta mówi nie, a Carol na to że ma spotkanie ze znajomymi, jak Therese zmieni zdanie to mogłaby wpaść. To jest dla mnie chyba najbardziej chwytająca za gardło scena w tym filmie. Carol jest tak zdenerwowana, że ta propozycja wychodzi z jej ust dosyć niezgrabnie i zbyt szybko, a kiedy Therese jej odmawia, nerwowo próbuje zatuszować jak jest zdruzgotana (cała nadzieja z jaką zaprosiła Therese na to spotkanie, aby spróbować jeszcze raz właśnie legła w gruzach), oddech jej drży tak że ledwo może wydusić nazwę restauracji. Są w miejscu publicznym. Ta kobieta wręcz błaga. Jeśli komuś nie drgnie serce kiedy Carol mówi "to tyle" to ja nie wiem czy oglądaliśmy ten sam film.
Moim zdaniem Carol to babka z jajami tak wyprzedzająca swoje czasy, że nawet dzisiaj niektórzy nie są w stanie zrozumieć jej postępowania. Dojrzała, znająca już siebie kobieta która wie, że jak dalej będzie pozwalać sobą pomiatać to nic dobrego z tego nie wyniknie. Na pewno nie dla jej córki, bo jako słaba, złamana, nieszczęśliwa kobieta co z niej będzie za matka? Czasami mam wrażenie, że niektórzy, w tym nawet kobiety przestają widzieć w matkach ludzi, to straszne i smutne. Jest matką więc musi znosić wstrętną teściową, zaborczego męża, pogardliwe spojrzenia, siedzieć w domu, oraz "leczyć się" z miłości. A na koniec tego wszystkiego być dobrą matka jeszcze. Ta kobieta postanowiła wziąć życie we własne ręce, rozwieść się, iść do pracy zamiast siedzieć w kuchni, wynająć mieszkanie (w tamtych czasach to wciąż było coś niespotykanego) i dać sobie szansę na cokolwiek co nie zalatuje wódą i prochem strzelniczym, postanowiła być silną niezależną kobietą i myślę że taka matka, odważna, silna, dumna jest lepszym przykładem dla swojej dorastającej córki, nawet jeśli miałyby się rzadziej widywać.
Związek faktycznie zakończył się niefortunnie, ale to nie była wina ani Therese ani Carol (wiem mogła poczekać, załatwić sprawy itd, ale namiętność czasami pcha nas na łeb na szyje, to czasy były złe a nie ludzkie uczucia moim zdaniem, a Carol potrzebowała oddechu i bliskości, myślę ze spotkanie Therese uratowało ją w pewnym sensie, ja jej nie osądzam). No ale zakończył się nie z ich winy, czemu nie spróbować wrócić do tego, kiedy te dalsze sprawy zostały załatwione?
"Therese nadal jest sama i w pewnym momencie może odgrzebać historię ich romansu i narobić Carol kłopotów." tu mnie zgubiłaś.
Gdyby Carol była taka pewna, że wygłodniała Therese nie oprze się pokusie, pewnie przywitała by ją tymi słowami (kocham cię), a nie żegnała się nimi, tak myślę. Nie wiem też o co chodzi z tym szpanem, z tego co zauważyłem tłukły się po jakichś obskurnych motelach, a nie bawiły w luksusach. Skoro Carol to taka wykwintna dama, to czy nie świadczy to o czymś, że chciała być z ta dziewczyną byle gdzie, byle razem? Sama Therese też nie narzekała, wyglądała na bardzo szczęśliwa wręcz, czego nie można powiedzieć o niej kiedy ją spotykamy. A gdyby tak leciała na luksusy, którymi zwykła otaczać się Carol, to czy nie przystałaby bez mrugnięcia okiem na propozycję zamieszkania w apartamencie na Madison Ave, zamiast wracać do tej smętnej, zimnej dziury, która wynajmuje? Poza tym, że twój punkt widzenia wydaje mi się dość powierzchowny i przez to niesprawiedliwy, mam też wrażenie, że masz pewne sztywne założenia i lecisz po nich bardziej niż po czymkolwiek innym. Nie wiem jak ktokolwiek widzi coś złego (tak myślę bo mówisz o tym tak pogardliwie) w tym, że skoro Therese czuje się znowu samotnie na przyjęciu bo z nikim nie może złapać żadnej więzi, to się z niego zmywa. Nie wiem co miała zrobić innego, zostać tam i siedzieć w łazience, czy wrócić do pustego mieszkania? I czy nie każdy chciałby się czuć wyjątkowy? Czy nie czujemy się wyjątkowo kiedy ktoś nas kocha? To jest takie piękne uczucie moim zdaniem.
Myślę, że to wręcz jedna z lepszych ról Cate Blanchett, Rooney Mara była również fantastyczna moim zdaniem.

ocenił(a) film na 5
kontuzjowany_poeta

Jakie mianowicie sztywne założenia? Zwracam uwagę, że odnoszę się tylko i wyłącznie do warstwy artystycznej filmu, czy byłby to związek starszego mężczyzny z młodą kobietą, starszej kobiety z młodym mężczyzną , czy też dwu mężczyzn w odmiennym wieku, to rodzaj moich zarzutów pozostaje, gdyż chodzi mi o sposób kreślenia prawdy psychologicznej postaci i budowania osobowości. W tym filmie jest to niekonsekwentne, płytkie, typowo harlequinowskie, bo szafujące słowem miłość bez odróżnienia jej od zafascynowania erotycznego, które jak zauważyła Abby (jedyna "krwista" damska osobowość w tym filmie, choć tkwiąca w tle), mija. Zwróć uwagę na to co mówi Carol do męża, że skończyła związek z Abby na długo przed zakończeniem związku z nim, ale już przyczyn nie pokazano, a mogły wreszcie dodać jakiegoś głębszego rysu osobowości Carol, bo to co widzimy i czego możemy się domyślić z dostępnych w filmie przesłanek, to typowy, oklepany we wszystkiej maści melodramatach schemat.

Ale spokojnie, jestem w absolutnej mniejszości, na co dowodem nominacje do Oscara i mnóstwo pozytywnych wpisów na tym i innych forach, ja mam określone wymagania i zapewne ten film, po poczytaniu recenzji i obejrzeniu próbek aktorstwa, ominęłabym, gdyby nie to, że wśród znajomych i rodziny zawsze oglądamy nominowane filmy i robimy sobie "zawody" kto celniej wytypuje, no i oczywiście toczymy dyskusje co do trafności wyborów oscarowego jury.

jagamiga1

Sztywne założenia takie, ze Carol jest zimna i wyrachowana i podciągasz pod tą tezę każda jej akcję, ze Therese gra głupie niewiniątko i tez tłumaczysz każdy jej ruch z takiej perspektywy, o to mi chodziło. Myślę, że postacie maja dużo głębie i są bardzo ludzkie w tym filmie, nie widzę jakichś rażących niekonsekwencji, które miałyby świadczyć o tym ze czyjaś osobowość nie trzyma się kupy, wręcz przeciwnie, pisałem o tym wcześniej. W tym filmie słowo "Kocham cię" pada tylko raz i na końcu, nikt nim nie szafuje. Czasami mija, czasami nie, jak to w życiu myślę. Abby mówi ze swojego doświadczenia, a każdy ma inne. Ale czułem jakaś nutkę smutku kiedy mówi - to niczyja wina. Tak samo kiedy mówi Harge'owi że nie może mu pomóc jak mówi że kocha Carol. Nie odebrałem tego jako - sorry stary to nie mój problem, raczej, ja tez ją kocham, ale co zrobić (ale to moje zupełnie subiektywne odczucie). Abby mówi ze to co wydarzyło się miedzy nimi miało miejsce jakieś 5 lat temu, mniej więcej tyle ile lat ma córka Carol - nie zdziwiłbym się jeśli postanowiła zakończyć intymny związek z Abby, aby spróbować jakoś uratować swoje małżeństwo skoro spodziewają sie dziecka, nie wyszło dowiadujemy sie potem. Nie zgadzam sie z tym ze to oklepany melodramat, chyba lubiłbym je bardziej gdyby tak było.
Mnie cieszą nominacje do tego filmu, uważam ze sa zasłużone, nie dziwi mnie jednak brak nominacji w kategorii najlepszy film, choć uważam ze temu należała się bardziej niż kilku innym, które się dostały. Cieszy mnie też dużo pozytywnych opinii i jednocześnie pozytywnie zaskakuje.

użytkownik usunięty
jagamiga1

podzielam opinie co do scenariusza, który kompletnie mi nie przypasował, romans Carol-Therese był bardzo dziwnie poprowadzony, gra aktorska w przypadku Rooney Mara, bardzo mi się podobała, jeśli chodzi o Blanchett to zdecydowanie mniej, właściwie, gdyby nie Mara to ten film nie byłby niczym szczególnym, nie rozumiem dlaczego akcja toczy się w latach 50.-tych, gdyż absolutnie nie zostało to wykorzystane przez reżysera - homoseksualiści w USA byli piętnowani jak w średniowieczu, oczywiście zdjęcia piekne, muzyka w porządku oraz scenografia, kostiumy, ale film co najwyżej dobry moim zdaniem

ocenił(a) film na 5

Tutaj przede wszystkim brakuje głębi osobowości głównych bohaterek, są ledwie szkice, które można wypełnić dowolną treścią, wszystko zależy od inwencji i wrażliwości odbiorcy. A akcję umieścili w tamtych latach nie po to, żeby sobie głowę zawracać uwarunkowaniami obyczajowo -społecznymi, z nich wzięli tylko niezbędne minimum, ale żeby wykorzystać image damy z dawnych lat. No i trafili, ileż zachwytów nad klasą Carol ;)

użytkownik usunięty
jagamiga1

no właśnie niezbędne minimum, mogli to uwspółcześnić i nie zmieniłoby to treści, postać Cate Blanchett strasznie wkurzająca, grała z jakąś dziwną manierą, może tak to miało wyglądać, postać Therese ma bardzo mało dialogów w tym filmie, niestety, bo wydawała się najciekawsza; napisałbym, że niewykorzystany potencjał, bo na końcu byłem nieco zdezorientowany czy to historia jakiejś potwornej manipulacji czy wielkiej miłości

ocenił(a) film na 10
jagamiga1

O subiektywnych wrażeniach trudno dyskutować, ale część Twoich zarzutów wydaje mi się tak bezpodstawna, że – uzupełniając niejako wypowiedź kontuzjowanego_poety – dodam jeszcze trzy grosze od siebie zgodnie z chronologią Twojego komentarza.

Spojrzenia rzucane przez Carol służącej są może i powłóczyste, ale chłodne – Carol nie lubi Florence i obserwuje ją, bo podejrzewa o knucie za jej plecami z Harge’em, co zresztą później okazuje się prawdą. Fabuła przynosi zatem jasną odpowiedź i nie trzeba tu nawet przesadnie wytężać wyobraźni lub doszukiwać się podobieństwa między „zawieszaniem oka” Carol na służącej i na Therese.

Nie tylko damy, ale każdy z nas muska włosy i cedzi słowa, gdy spotyka kogoś, kto go zainteresuje, ale znikąd nie może uzyskać pewności, czy liczyć na wzajemność, a jednocześnie mowa ciała już komunikuje tej drugiej stronie, że się podoba. Film i książka wspaniale obrazują cały ten repertuar znaków i gestów, przez które mówimy więcej niż za pośrednictwem słów. I których wieloznaczność pozwala pokazać pragnienie, ale i zabezpieczyć się na wypadek braku odpowiedzi. Tym bardziej w tym czasie i tym miejscu, kiedy pochopny i zbyt bezpośredni krok może zwieńczyć taką historię więzieniem. Dlatego momentów rozluźnienia jest w tej historii tak niewiele, tylko w towarzystwie Therese i Abby, nawet nie przy dziecku i Florence, bo tam też Carol jest nieustannie na cenzurowanym.

W tym kontekście nie pojmuję tezy o płytkości i bezmyślności Carol, z czego miałoby to wynikać? Z tego, że przejęła inicjatywę, którą określasz „zarzucaniem pajęczych nici”? Mam wrażenie, że cały czas przypisujesz Carol cynizm mający uczynić z nią wyrachowaną kusicielkę, która wabi dla zabawy. Na krótko przed wyjazdem mówi Abby: „Nie wiem, co robię”, co pokazuje, że to uczucie wymknęło jej się spod kontroli, o ile kiedykolwiek pod nią było. Therese przystaje na wszystko i wchodzi w tę relację jak w masło, ma chłopaka, który doskonale wie, że nie jest w nim zakochana i że w każdej chwili mogą się rozstać, chłopaka, którego nieustannie trzyma na dystans, pracę, którą w każdej chwili może rzucić i jeszcze wszystko przed sobą. Nie jest uplątana w żadne sieci społecznych zależności, odpowiada wyłącznie za siebie i w wyniku smutnej przeszłości nawet rodzina nie oczekuje od niej niczego: żadnych określonych zachowań w towarzystwie, realizacji ich planów czy tego, że w danej sytuacji postąpi tak a nie inaczej. To Carol ponosi całą odpowiedzialność za konsekwencje tego, co się dzieje, to ona ma o wiele więcej do stracenia. I nie dlatego, że „emabluje” Therese bez pomyślunku i dla sportu, ale dlatego, że się w niej zakochuje. Może trudno Ci to zrozumieć, ale ja akurat jestem w stanie się z nią utożsamić. Gdyby chodziło o przygodę, ta historia nie miałaby tak dramatycznego przebiegu. Carol nie podjęłaby tego ryzyka.

Po czym wnioskujesz, że Therese chce się wyrwać ze swojego nudnego życia i wejść w wyższe sfery? Gdyby takie były jej pragnienia, nie wydawałaby majątku na drogie prezenty dla Carol, tylko była nastawiona na ich odbieranie. Świat „koloruje się” Therese dzięki Carol nie dlatego, że jej życie staje się dzięki tej znajomości bardziej ekskluzywne czy komfortowe na płaszczyźnie materialnej, ale psychiczno-emocjonalnej. Dzięki Carol jej świat nabiera sensu. Therese nie dostałaby prawdopodobnie nowego aparatu ani niczego. Ich związek miałby być po tym spotkaniu w restauracji związkiem równorzędnych partnerów, którzy zarabiają na siebie, wspólnie utrzymują dom i mają jednakowe troski o tę najbliższą, namacalną rzeczywistość. A ich dotychczasowe chwile razem też ie opływały w luksusy. Carol w pewnym momencie zastawia nawet swój pierścionek, żeby miały jeszcze pieniądze na dalszą podróż. Nie śpią na królewskich posłaniach i nie robią niczego, co mogłoby uzasadnić taką tezę. Pamiętam, że w książce była nawet mowa o nocy, którą spędziły gdzieś w jakimś mało ciekawym miejscu bez jakichkolwiek wygód, bez choćby szczoteczek do zębów, „nocy, którą zachowuje się na całe życie gdzieś na dnie serca lub pamięci”. Gdzie tu kalkulacja? To czyste uczucie i czysta namiętność.

Carol niczego zimno nie wykalkulowała (to już drugi Twój zarzut zimnej kalkulacji, po pierwszym wobec Therse – dla mnie to film o miłości, która rozsadza wszystkie te możliwości chłodnego rachowania, co się opłaca, więc chyba co do meritum rozmijamy się w jego interpretacji, bo dla Ciebie najwyraźniej wszyscy działają tu z wyrachowania), to znalezienie pracy i mieszkania, porzucenie wszystkiego, co dotąd składało się na jej życie i całkowite obnażenie się emocjonalne przed Therese, było w tym momencie niejako heroizmem. Nie anulowała w tym momencie „ryzyka rozdmuchiwania afery” (bo afera to dopiero z tego będzie, że wielka, jak ją określasz, dama, porzuca męża i córkę, bierze się za sprzedawanie jakichś mebli i tworzy związek z inną kobietą), ale zdecydowała, że zostawi wszystko dla Therese. To wydaje Ci się łatwe? I dowodzi chęci pędzenia życia bon vivantki? Carol uznaje, ze zgnębiona przez Harge’a i jego rodzinę nie będzie dla córki żadną matką, a więźniarką. I że lepiej będzie poczekać, aż dziewczyna będzie pełnoletnia, wytłumaczyć jej wówczas wszystko i pozwolić zdecydować, czy pragnie utrzymywać kontakty z matką. Liczyć na jej zrozumienie, gdy dowie się, że to nie ona dobrowolnie z niej zrezygnowała, ale została przez najbliższe sobie osoby zaszantażowana i postawiona przed najokrutniejszym dylematem, by – dla zaledwie kilku wizyt córki w roku (bo może zapominasz, że nie chodziło o pełną opiekę) – zrezygnowała z siebie. To może być dla kogoś egoizm, ale warto zastanowić się, jakim wzorem do naśladowania byłaby dla córki kobieta, której kazano dokonać takiego wyboru. Zanim osądzisz wybór, jakiego dokonała, weź pod uwagę, kto i dlaczego ją przed nim postawił.

ex_machina_durejko

W książce na pewno wszystko jest podane bardziej na tacy i zdają się tam być pewne różnice, ja pisałem z perspektywy filmu, ale w żadnym momencie zdaje mi się nie mijamy się specjalnie w swoich odczuciach.
Co do skandalu, jeżeli ktoś w filmie groził skandalem to Carol, mówiąc mężowi że jak dalej będzie starał się zupełnie uniemożliwić jej kontakt z dzieckiem to pójdą do sądu i zrobi się paskudnie. Co jak co, w tamtej scenie nie miałem najmniejszej wątpliwości, że Carol gotowa jest to zrobić (choć mówi, że wolałaby tego oszczędzić całej trójce, a pewnie Abby i Therese również), a ile ją kosztuje to wszystko widzieliśmy właśnie. Jasny gwint, Cate Blanchett w tej scenie. "Weź pod uwagę, kto i dlaczego ją przed [takim wyborem] postawił." - dokładnie. Nie wiem jak można na to patrzeć, że machnęła ręką na córkę, żeby lecieć za babą. Jakby mogła to pewnie wzięłaby córkę do siebie, jestem przekonany.
Nam facetom wolno jednak więcej, upić się i nachodzić żony po nocach żeby się awanturować, zabierać dziecko od matki, szpiegować ją we własnym domu, próbować odizolować ją od przyjaciół których nie aprobujemy, wysłać za nią detektywa który nagrywa jedną z najintymniejszych ludzkich sytuacji na taśmie, a potem przedstawiać to jako dowód w sprawie żeby wszyscy słyszeli i tak łatwo go usprawiedliwiamy (dość sporo sympatyzujących z nim komentarzy widziałem, może nie tak wiele się zmieniło), bo kocha to mu się należy ta żona, jak przedmiot który zakupił biorąc z nią ślub. Jakoś niespecjalnie altruistyczna ta jego miłość. Nie będę kłamał, Harge bardzo łatwo mógłby być kompletnie jednowymiarowym czarny typem, a jednak ja też miałem dla niego jakieś pokłady zrozumienia i nie przekreślałem go jako takiego. To był facet na miarę swoich czasów myślę, upokorzony, skrzywdzony, źle do tego podszedł, ale nie było to podyktowane nienawiścią czy chęcią odegrania się na żonie, myślę. Po prostu wszystko wokoło nauczyło go, że to mu się należy i już. Może dopiero taka dramatyczna sytuacja pozwoli mu spojrzeć na to z innej perspektywy? Spojrzeć na swoją żonę jak na człowieka, w ostatniej scenie wydawał mi się wręcz zawstydzony na końcu tym wszystkim do czego doszło. A może to tylko Kyle Chandler? Facet jest cholernie sympatyczny :P.
Ja nie widziałem też wielkiej sprawy w tym, że Carol kupiła Therese aparat, dla niej to pewnie był żaden wydatek, były święta, to był bardzo trafiony prezent - widać że słucha swojej wybranki, plus dla niej :). Chwile wcześniej wychodzi od adwokata ze złymi wieściami i patrzy na jakiś budynek przez szybę (naprawdę myślę, że w tym filmie przypadki się nie zdarzają), może chodzi jej po głowie jakiś drastyczny krok? Na pewno jest w kiepskim nastroju, a kupienie Therese prezentu i zrobienie jej niespodzianki, pewnie poprawi jej trochę humor, oj potrzebowała tego wtedy.

ocenił(a) film na 10
lukarna

Zakończenie jest mistrzowskie. Ale nie tylko ono ;)

ocenił(a) film na 8
lukarna

A mam zapytanie. Czy w książce jest coś więcej o pochodzeniu Teresy? W filmie nic nie wiemy o jej rodzicach, rodzinie. Święta obchodzi sama. Ciekawi mnie szerszy zarys tej postaci, chociaż wydaje mi się, że książka musi być mega kiczowata, bo scenariusz filmu jest kiczowaty, ale ratuje (nawet nie ratuje, tylko tworzy z niego świetny film) aktorstwo i reżyser...

ocenił(a) film na 10
anitka333333

W ksiazce jest to wyjasnione - tata Therese zmarl, kiedy ta miala 6 lat. Adwokat, z pochodzenia Czech. To on 'dbal i kochal' Therese, ze sie tak wyraze. Matka oddala ja do internatu kiedy miala 8 lat, by mogla podrozowac i spelniac swoje zachcianki. Wyszla ponownie za maz, odwiedzala ja coraz rzadziej, a brak milosci zastepowala prezentami. Ostatecznie Therese powiedziala matce, ze ma jej juz wiecej nie odwiedzac - historia z punktu widzenia Therese :)

ocenił(a) film na 8
Stonnka

Dziękuje. To dużo tłumaczy jeśli chodzi o jej zachowanie i nadaje ciekawszego rysu tej postaci :)

ocenił(a) film na 5
lukarna

A ja nie zrozumiałem tej końcówki. Ogólnie cały film mnie jakoś nie zachwycił. Przypominało to związek narkomanów, albo samobójców.
Było to jakieś depresyjne i bez iskry.

ocenił(a) film na 10
lukarna

Niesamowity film, czuję niedosyt, chciałabym więcej! Oglądałam go już 2 razy :)

khatwoman

W swoich odczuciach nie jesteś odosobniona. :) Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
khatwoman

Witaj w klubie. I ja zaliczyłam już dwa przedpremierowe pokazy i chyba nie oprę się trzeciemu już po oficjalnej premierze ;)

ex_machina_durejko

Odpalam film (po raz trzeci) i papierosa (nie liczę) :)
Myślę o nim i o wymowie poszczególnych scen nawet podczas zakupów w markecie.
Cate jest cudowna, zmysłowa i ma niesamowity magnetyzm. Powinna zgarnąć za tę rolę Oscara. Każdy ruch jej nadgarstka jest taki magiczny i uwodzicielski, że może wywoływać uderzenia gorąca w widzu ;)
Każdy detal jest tutaj istotny, a kamera to starannie i subtelnie pokazuje. Niesamowity klimat, ten zielony filtr zdjęciowy... muzyka! (moja druga ulubiona ścieżka dźwiękowa - zaraz po "AMELII"...).
Ten film jest bardzo prawdziwy przez co ponadczasowy.
Scena u adwokata była dla mnie bardzo poruszająca, bo widzimy wówczas Carol zupełnie bezbronną, zagubioną i bezsilną, ale jednocześnie niesamowicie wrażliwą. Drugi raz towarzyszyły mi podobne odczucia, gdy w końcówce filmu Carol rozbiera się, ale tym razem nie rozwiązuje szlafroka (swoją drogą, genialna scena ;)) - rozbiera się z uczuć do Terese. Kiedy żadna z jej propozycji nie spotyka się z zainteresowaniem, odkrywa całą siebie, stawia wszystko na jedną kartę i wyznaje wprost uczucie. Ona, ta, która uwodziła jako pierwsza i zdawała się trzymać cugle i być może mniej widz ufał w szczerość i powagę jej uczucia, w przeciwieństwie do odurzonej nią bez reszty Terese. Być może to Carol kocha bardziej :)

Piękny film, piękna historia.

ocenił(a) film na 10
figlarna4

Trudno się go pozbyć spod powiek, bo jest hipnotyzujący. Cate faktycznie zawłaszcza całą uwagę, gdy tylko pojawia się na ekranie, to czasem wręcz nieprzyzwoite, bo przez większą część filmu musiałam wysilać się na odrywanie odeń wzroku, żeby wreszcie skupić się na Rooney i choćby ocenić jej grę. Z tego też powodu na 2 seansach raczej się nie skończy. ;)
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak celnie w scenach owego uwodzenia uchwycono, czym jest seksapil - Cate w swoich kostiumach pozapina a jest od stóp do głów, poowijana chustkami pod samą brodę, a wystarczy obnażony nadgarstek, odsłonięta skroń, dwuznaczny uśmiech - i pozamiatane.
Stąd ta ogromna siła jej wyznania pod koniec filmu, tego emocjonalnego negliżu, bez użycia choćby skrawka materiału. Jedno "kocham cię" wypowiedziane w taki sposób, w takim momencie, gdy już wiadomo, jaka jest cena tej miłości - rozkłada na łopatki.
Ta swoista zamiana ról w stosunku do początku historii jest znamienna - to uczucie po prostu wymknęło się Carol spod kontroli, podczas gdy Therese pozwoliło przejąć ją nad własnym życiem i upodmiotowić się. Przynajmniej na tyle, by gdy wypowie kolejne "tak" (po pierwotnym "nie), była już nie biernym biorcą, ale kimś, kto wniesie w relację siebie na zasadach partnerstwa. To się zwyczajnie musiało dokonać, żeby uzyskać symetrię. Everything comes full circle i tak dalej :)

ocenił(a) film na 10
ex_machina_durejko

co się ze mną dzieje - film mnie tak zafascynował że oglądałam 3 raz! za każdym razem działa tak samo.

ocenił(a) film na 8
lukarna

Po obejrzeniu filmu mam też wrażenie, że Teresa jest introwertyczką. Niewiele mówi, dużo czyta książek, jej twarz nie wyjawia wprost zbyt wiele emocji, znajomy mówi jej by bardziej zainteresowała się ludźmi, w jednej ze scen Carol pyta czy wie, że musi ją kilkanaście razy dziennie pytać co myśli. Co ciekawe sama Rooney Mara w jednym z wywiadów powiedziała, że jest introwertykiem. Myślę, że dużo takich cech albo wniosła do roli, albo taka była Teresa w książce, co jest świetne. Dużo bardziej zagadkowa jest dla mnie Carol, choć trochę po przeczytaniu tego forum bardziej ją rozumiem, ale nie do końca. Wydaje mi się, że jest otwartą i emocjonalną osobą uwięzioną w schemacie, który musi grać przed ludźmi. Jest niezwykle pewna siebie i udaje ciągle jakby wszystko było okej poza momentami gdzie jest sama lub w towarzystwie osób którym ufa. Chciałabym jej zrobić test MBTI ;)

ocenił(a) film na 10
anitka333333

Ja jestem bardzo zaskoczona grą Rooney Mary - bardzo pozytywnie. Widziałam ją w Dziewczynie... i w sumie miałam mieszane uczucia- ale może to przez tą rolę? Jakoś źle czułam się z tą sceną gwałtu i zastanawiałam się jak można zagrać coś takiego?

ocenił(a) film na 10
lukarna

Kurcze w ogóle świetnie się Was tu czyta, niesamowite recenzje i dyskusja na wysokim poziomie. Dzięki temu lepiej rozumiem film, zwłaszcza odniesienia do książki mega pomocne - dzięki wielkie :)

lukarna

Jeśli podoba ci się te zakończenie, które jest oczywiście piękne, to spodoba ci się ostatnia scena z "Na Zawsze Laurence" Dolana, gdzie widać, że Haynes troszkę się na niej wzorował. A tak poza tym, Cate Blanchett w "Carol" po raz kolejny udowodniła, że jest jedną z największych aktorek naszych czasów i śmiało może stawać w szranki z takimi legendami jak Elizabeth Taylor, obiema Hupbern i Vivien Leigh. Brawo.

Sugetzu

Dziękuję za polecony film. Jeszcze go nie widziałam, więc gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, zrobię to z przyjemnością. A co do Cate - szkoda, że nie dostała Oscara - wielka aktorka. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones