Długo zbierałam się do obejrzenia tego filmu, ponieważ naczytałam się sporo negatywnych opinii...Jednak po obejrzeniu stwierdzam, że film jest bardzo niedoceniony...Piękne zdjęcia Roberta Richardsona, epickie sceny walk, hipnotyczna muzyka Jamesa Hornera i gra aktorska, a takze tematyka zbieraja sie na arcydzieło, które......nie zostało nawet zauważone przez Akademię....:-( Wiem, że zaraz posypią sie na mnie gromy i odeslecie mnie do obejrzenia takich obrazow jak "Ben Hur", "Lawrence z Arabii","Patriota", "Braveheart", "Gladiator", czy "Ostatni Mohikanin"...Tak się sklada, ze trzy ostatnie ogladalam i uważam, ze "The Four Feathers" w niczym im nie ustępuje,a mało tego nawet staje na równi lub momentami przewyższa...Wielu tez pisze, że był nudny czy że zbyt się dłużył..ja obejrzałam go dzis co prawda na raty (tak się złożyło), ale wciągnąl mnie od pierwszej minuty a dalej było juz tylko coraz lepiej..Nawet te 2h blo mi za mało, chciałam jeszcze z pól...;-) Zbyt patetyczny??? Nie powiedziałabym...Wszystko zostało tu przez reżysera wyważone w punkt..Po prostu w punkt..Dawno nie widzialam tak dobrego filmu spod znaku "epickich"..Teraz co do aktorstwa : Heath Ledger po prostu fenomenalnie (i pomyśleć ze to chyba jego dopiero trzecia "poważna" rola w życiu), Wes Bentley wspaniale : powściągliwie, a jednocześnie bardzo sugestywnie..Kiedyś w "Moim guscie filmowym" ty na Fmb Maciek Zakościelny bardzo chwalił ten film...Teraz już wiem, że całkiem słusznie..