Ten film zdecydownia powinien być przetłumaczony jako "No i kur* co?", ale nie można mieć wszystkiego (podobno na szczęście). Film przedstawiał to do czego był stworzony aż do końcówki. Nie wiem kto wymyślił takie zakończenie? Producenci wymusili? Widownia nie była wstanie łyknąć innego? Myślałem, że to z powodu śmierci Cobaina, ale doczytałem u kolegi poniżej, że zgon był już po filmie. Jak można zrobić film w stylu grungowców w obsranych swetrach (no tutaj akurat nie nosili;) z jako takim happy endem ?! Ale film się podobał, żeby nie było.
Moim zdaniem to nie był happy end. Bez tego zakończenia przekaz filmu brzmiałby po prostu 'wszystko jest bez sensu', a tak można śmiało powiedzieć 'nie dość, że wszystko jest bez sensu, to jeszcze ludzie są szarą, bezmózgą masą'. Coraz trudniej o jakąś refleksję, nikt nie zastanawia się nad tym co robi, bo po co, skoro łatwiej ślepo naśladować wzorce z mass mediów.
Sami siebie ograniczamy i robimy z siebie idiotów, ba, płacimy za to. To jest chyba ten New World Order...
Wszystko się zgadza i tak dokładnie powinna brzmieć wymowa tego filmu. Ale zauważ, że oni przeżyli a nie powinni ;)
O fucken what, jeszcze nikt tak gładko mnie nie przekonał!
Faktycznie za bardzo się zawiesiłem na tym, że to dla nich osobisty happy end, a nie co by się stało z masami. Bo gdyby nie przeżyli to nie zostali by zapomniani, tylko koszulki z trupami sprzedawałyby się już zawsze.
Jednak wszystko gra, dzięki ;)