PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4550}
6,8 17 814
ocen
6,8 10 1 17814
6,2 6
ocen krytyków
Christine
powrót do forum filmu Christine

Stylowa i Klimatyczna. Świetnie nakręcona. Ale czy mogło byc inaczej,skoro za reżyserię wziął się prawdziwy Mistrz,jakim jest i na zawsze pozostanie Carpenter John? Nie jest to może najlepsza adaptacja Kinga,ale stoi zaraz za podium (czyli za Lsnieniem,Misery i Skazanych na Shawshank) Szczerze polecam. Na marginesie uwaga do wiecznych malkontentów,którzy w tym,jak i w większości innych przypadków narzekają, "książka lepsza" Jest to argument wręcz absurdalny. Ludzie,to zupelnie inne medium jest! Film,to srednio półtora godzinna projekcja,którego glownych narzędziem jest obraz (i dźwięk) ,a nie słowo. Siłą rzeczy operuje skrótem. Odrzuca wątki poboczne,skupiając się na meritum. Oczywiscie może to robic lepiej lub gorzej,ale nigdy nie zawrze całej tresci! Dobra adaptacja to kwintesencja ksiazki i "Christine" taka jest.

ocenił(a) film na 8
kinoman77_filmweb

Fajna opinia. Zgadzam się. Film bardzo dobry.
Swoją drogą uwielbiam pytania: co lepsze? Książka czy film? Genialne. Szkoda, że jeszcze nie zadają pytań w stylu: który zawodnik lepszy? Robert Lewandowski czy Dariusz Włodarczyk.
Można dodać, że książka wzbogaca wyobraźnię i intelekt. Film w niewielkim stopniu.

ocenił(a) film na 8
Lisowczyk

Dzięki. Zgadzam się,ze książka działa silniej na wyobraźnię i intelekt,ale dobry film tez potrafi tworczo oddzialywac, zwlaszcza, jeśli film zostawia miejsce do interpretacji,albo tworzy ciekawe i rozbudowane uniwersum. Wiem po sobie. Pozdro.

ocenił(a) film na 8
kinoman77_filmweb

Naucz się poprawnie pisać.

ocenił(a) film na 8
androgenius

Dzięki. Radzę sobie.

ocenił(a) film na 3
kinoman77_filmweb

No chyba sobie żartujesz. Zgodzę się, że film rządzi się innymi prawami, ale ten to jakiś żart. A już tekst, że to kwintesencja książki w ogóle mnie rozłożył. Z książką to ma wspólne imiona bohateròw i Christine. Zupełnie inny sens. A nawet jakbym nie czytała Kinga, to choćby bohaterowie, aktorstwo/reżyseria, a przede wszystkim scenariusz wołają o pomstę do nieba. Muzyka fajna :) Co Ci się podoba w tym filmie? Tak konkretnie? Bo mi jedynie klimat lat 70/80 (chociaż, to żadna zasługa, skoro film z '83), wspomniana muzyka i sama Christine.

ocenił(a) film na 8
BlueBelle

Co, kto lubi. Sądząc po opiniach na forum, nie jestem odosobniony w pozytywnej opinii. Co mi się podoba w "Krystynie"? Wszystko-genialny, nocny Carpenter'owski klimat, który tu przybiera formę koszmarnego snu, bohater z obsesją, prowadzącą do auto-destrukcji, małomiasteczkową atmosferę lat 80-tych, relację między bohaterami, satyrę na amerykański kult motoryzacji.
Nie twierdzę, że jest to najlepsza adaptacja, ale na pewno jedna z najlepszych. Dobra adaptacja powinna być esencją książki, a nie jej powieleniem. Tak jest w tym wypadku.

ocenił(a) film na 3
kinoman77_filmweb

Oczywiście, że nie jesteś. Zresztą to dobrze - jakby każdemu się miało to samo podobać, to by strasznie nudno było ;)
A mi właśnie brak klimatu (znaczy jest, ale jak dla mnie, to klimat tamtych lat, a nie samego filmu) i brak też pokazania tej autodestrukcji bohatera. W filmie jest fajtłapowatym okularnikiem i nagle, w zasadzie jakby ktoś pstryknął palcami mamy wrednego "macho". Moim zdaniem film by zyskał, gdyby pokazano jak to postępowało. Choćby dwie sceny: odprowadzenia Leigh (w filmie są połączone 2 sceny, co jak najbardziej rozumiem, bo musiałby chyba z 5 godzin trwać. Ale jemu wtedy jeszcze na niej zależało i ta walka "w nim" była bardziej interesująca, niż próba bzyknięcia na ganku.) i Święta Dziękczynienia u Dennisa w szpitalu, gdzie w książce było to tak w zasadzie ostatnie ich normalne spotkanie. W książce King dał nam szansę polubić Arniego i jego przemiana była dzięki temu dotkliwsza dla odbiorcy. Tam się rzeczywiście czuło napięcie. W filmie tego nie ma w ogóle i w zasadzie chwilami modliłam się o to, żeby to jego Kryśka w końcu przejechała ;)

ocenił(a) film na 8
BlueBelle

Podałaś w tym opisie niemal idealną definicję adaptacji, która stety lub niestety polega przede wszystkim na skrótach (fabularnych, myślowych) Zresztą, czy może być inaczej? Książki Kinga to zazwyczaj niezłe Tomiska, a film to zazwyczaj półtorej godziny projekcji. Ale rozumiem, że mogłaś się poczuć po lekturze książki odarta z pewnych wątków. Być może czułbym się tak samo. Zgodzę się, że przemiana bohatera nastąpiła nieco zbyt gwałtownie, ale poza tym, to naprawdę niezłe kino.

BlueBelle

W filmie jest fajtłapowatym okularnikiem i nagle, w zasadzie jakby ktoś pstryknął palcami mamy wrednego "macho" A co może w książce jest inaczej? To widocznie jakieś dwie inne czytaliśmy.

ocenił(a) film na 3
Andrzejek324

Tak, jest inaczej. Metamorfoza następuje stopniowo. Widocznie rzeczywiście jakąś podróbę czytałeś. Co kto lubi.

BlueBelle

Jakoś nie zauważyłem żeby aż tak bardzo stopniowo następowała. W zasadzie chwilę po zakupie "Christine", Andy staje się innym człowiekiem i w książce ta metamorfoza jest bardziej rozwleczona, ale nie aż tak jak ty to opisujesz.

ocenił(a) film na 3
Andrzejek324

Nie. Zmienia się tak w zasadzie w momencie, gdy ją widzi (pierwszy raz "tupie nogą" i jest stanowczy), ale zmienia się stopniowo. Np. pamiętasz tę scenę w szpitalu? W książce jest to idealnie opisane. Mimo, że Andy już jest gnojem, to jakby na ten jeden czas wraca "do siebie" . Na ten czas się rozumieją. Zresztą w książce jest to zajebiście opisane, zupełnie jak jego "stosunki" z dziewczyną, jak i jej z Dennisem. Opisałam, to w pierwszym poście,więc się odnieś, jeśli możesz. Ksiązka ma wiele aspektów, a film można streścić mw jednym zdaniu.

BlueBelle

Mnie ta scena w szpitalu, o przyniesieniu tych kanapek drażniła, czułem się jakbym jakiś romans o gejach czytał, była zupełnie niepotrzebna i z horrorem nie miała nic wspólnego, dobrze, że w filmie o tym nie było. Dla mnie książka trwa o wiele, wiele za długo i niektóre wątki były zupełnie nie straszne i niepotrzebne i bardzo dobrze, że w filmie ich nie było. Właśnie o wiele za dużo tych aspektów w książce było, które jak dla mnie były zupełnie zbędne i bardzo dobrze, że w filmie tego nie było bo byłby nudny na maksa i pewnie w połowie musiałbym go wyłączyć.

ocenił(a) film na 3
Andrzejek324

Po co piszesz kilka razy to samo? I jeśli dla Ciebie przyjaźń między facetami oznacza gejostwo, to albo jesteś bardzo samotny, albo wręcz przeciwnie ;) I po kiego czytać książkę, która Ci nie podchodzi? Do tego King akurat nie jest typowym "horrorowcem", mimo, że tak się go kwalifikuje. Starczy się zorientować. To nie boli. A scena była bardzo potrzebna, bo książka miała głębszy sens, niż ten film. Chyba zresztą sam autor lepiej wiedział co ma na myśli, nie sądzisz?

BlueBelle

Ciekawe jaki głębszy sens miała książka bo jakoś go nie zauważyłem. I to nie tak, że książka mi nie podeszła bo była dobra, ale momentami te rozwleczone dłużyzny były jak dla mnie zupełnie niepotrzebne i spokojnie można było ją skrócić. Ktoś kto pisał scenariusz i reżyserował film widać miał podobne zdanie do mojego i darował sobie sceny, które w filmie były by strasznie nużące lub wręcz denerwujące.

ocenił(a) film na 3
Andrzejek324

W książce, poza rozjeżdżającym ludzi fajnym samochodem, chodziło też o pokazanie relacji międzyludzkich: STOPNIOWA metamorfoza Arniego, stosunek do tego jego bliskich (tu np. różnica: Dennis długo się wzbraniał przed "startowaniem" do Leigh, a na filmie w zasadzie oporów nie ma), relacje z rodzicami itd. Zresztą napisałam wcześniej, nie będę Ci tu przynudzać :)

To co Ci się podobało w książce, skoro w zasadzie sens byś wyciął? Tylko sceny akcji? Szczerze Ci powiem, że nie przepadam za lekturą typu dramat / obyczajowa. Wolę thrillery kryminalne. I to najlepiej pisane przez facetów, bo niestety, ale większość kobiet musi jakiegoś "harlequina" wpleść. Ale tak jak np. u Karin Slaughter jakoś znoszę wątek miłosny (bo jakoś tam to pasuje, a babka dobrze pisze), tak u Kinga bardzo mnie wciągają te "obyczajówki", bo robi to strasznie dobrze (moim zdaniem). Tak było w "Cujo", "Misery" itd. Dlatego się dziwię, że to co mi się podobało, co stopniowało napięcie i według mnie zrobiło z tej książki świetną, a nie jedynie ciekawą - Ty uważasz za dłużyzny. Dłużyzny to kilkustronicowe opisy drzewa czy domu, a nie większość tej książki ;)

BlueBelle

W książce podobały mi się jedynie te opisy jak byli zabijani poszczególni gnębiciele i wrogowie Arniego i końcówka, nic tam więcej ciekawego dla mnie nie było, dlatego uważam film za świetny bo gdyby bardziej trzymał się ksiązki to nie dałbym rady go obejrzeć.

ocenił(a) film na 3
Andrzejek324

Nie zgodzę się kompletnie ;) To właśnie to wszystko "poza" tworzy napięcie. Co za frajda przeczytać nowelkę, w której przez 30 stron samochód rozwala ludzi? Nie lepiej się dowiedzieć co, jak, kiedy, dlaczego itd.?

Zresztą (może się mylę, ale użyłeś słowa "gnębiciele") - nie sądzisz, że podobały Ci się te sceny, bo czytając książkę, stwierdziłeś, że im się należało i czekałeś, aż odpowiedzą za "swoje"? A przynajmniej, że bardziej Ci się te sceny podobały?

I może masz inaczej, ale ja bym nie przebrnęła przez takie tomisko, skoro większość by mnie nudziła. I to mimo tego, że nie lubię nie kończyć książki ;)

BlueBelle

Dlatego właśnie z połowę ksiązki w ogóle pominąłem i przerzucałem strony do przodu.

BlueBelle

" W książce, poza rozjeżdżającym ludzi fajnym samochodem, chodziło też o pokazanie relacji międzyludzkich" . I właśnie to było strasznie denerwujące i zupełnie niepotrzebne w tej książce, powinny być tylko sceny jak Christine rozjeżdża ludzi i końcówka w jaki sposób ją zniszczyli, cała reszta jest zbędna.

Andrzejek324

Wydaje mi się, że nie tyle chodzi o relacje międzyludzkie, co o opętanie Arniego przez poprzedniego właściciela Christine. To był wątek o wiele mroczniejszy, ciekawszy i smutniejszy niż zwykle "fajne auto w nocy morduje ludzi, potem je niszczą, koniec". Jednak ciężko go dostrzec, jeśli się przewraca kartki do kolejnego "rozjechania".

BlueBelle

To jest zasługa reżysera, że potrafił zrobić klimat a nie samego faktu, że Christine w tych latach nakręcono. Kino rozrywkowe było wtedy po prostu mądrzejsze niż teraz. I to zasługa mnóstwa utalentowanych twórców, którzy się za nie wtedy brali, dziś ich zwyczajnie brak.

Reżyserzy umiejętnie oddawali dorastanie jak w żadnej innej dekadzie kina.

ocenił(a) film na 8
kinoman77_filmweb

Sorry za literówki:)

kinoman77_filmweb

No tak, tylko odrzucono grubą część wątku głównego, robiąc z Arniego psycho-dupka, podczas kiedy tak naprawdę kto inny kierował Christine. On nawet nie wiedział, że ten samochód bierze udział w morderstwach.

Żeby nie było - biorąc pod uwagę medium i ograniczenia - film bardzo mi się podobał, zwłaszcza że jestem świeżo po lekturze książki.
Niektóre sceny i motywy Carpenter oddał w 100 procentach tak, jak bym to sobie wyobraził.
Co więcej, myślę że chciał ciągnąć wątek którego brakuje, widzę po tym z jaką pieczołowitością przygotowano sceny i postacie, których wątek ucięto, nawet zwrócono uwagę na charakterystyczne odzywki i ważne elementy ubrania poprzedniego właściciela - gdyby ich nie planowano, taki trud był niepotrzebny.

kinoman77_filmweb

Ja pomalkontenciłbym, że film strasznie krótki, przez co wycięto sporo interesujących wątków i scen z książki. Zapewne nie była to intencja reżysera, lecz wymóg scenariusza. Jednak szkoda, bo musiał zniknąć np. szaleńczy pojedynek Buddy - Christine na ośnieżonej szosie.
Jeśli chodzi np o efekty w rodzaju gnijące zombie, trupy etc. film czasem jest nawet od książki przyjemniejszy, bo nie przepadam za tymi koncepcjami, w których King się wyraźnie lubuje (choćby przeładowane tym rekwizytorium "To"). Tutaj przemiana bohatera jest przede wszystkim zagrana - i to przekonywająco.
W pamięć zapadają przede wszystkim kultowe sceny przemocy, np. chłopak zaganiany przez plymutha jak ofiara przez drapieżnika, niemalże fizyczny gwałt na Christine na końcu, wykonany przez catepilar i wiele innych.

ocenił(a) film na 8
ravQ

Dla mnie absolutnie kultową sceną, jest ta, w której Christine się sama odbudowuje. Coś niesamowitego. Do dziś robi wrażenie.

kinoman77_filmweb

Ej Snake, z tymi pochwałami, to czy tu nie występuje przypadkiem konflikt interesów ? A teraz poważnie. Tak, film genialny. W ogóle, Carpenter to mistrz. Wiem że Cameron u niego "terminował" przy Ucieczce z NY, może jeszcze gdzieś, nie wiem. Zgaśnięcie światła śmieciarki w Terminatorze, mi przynajmniej, do złudzenia przypomina zgaśnięcie tegoż w buldożerze w Christine. I jeszcze ta sama piosenka na początku Terminatora 2. Bez dwóch zdań Carpenter był dla Camerona mentorem w pewnym sensie.

ocenił(a) film na 8
Leszek_Halama

Coś jest na rzeczy:)

kinoman77_filmweb

Co nie zmienia faktu, że są ekranizacje/adaptacje udane i spieprzone.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones