Zaskakuje mnie pomyslowosc niektorych naszych tlumaczy, bo tytul 'Flash & Blood' przetlumaczyli 'Roza i Miecz'- nie przymierzajac, jak piesc do nosa.
A teraz slow kilka o filmie- ten to mnie dopiero zaskoczyl. Wspaniala pierwsza scena- bitwa. Prawdziwy autentyk, czyli mord, gwalt i krew. I bardzo dobrze, bo przynajmniej prawdziwie, a nie jakies tam dzentelmenskie pstrykanie palcami. Realizm w ogole na kazdym kroku, moze dlatego tak mnie ujal? Bo wspaniala fabula z gatunku tych, co to nigdy nie wiemy, co sie za chwile stanie. I na dodatek ci, ktorzy przed momentem wydawali nam sie dobrzy, wcale tak do konca krysztalowi nie sa. Nie ma bzdurnego podzialu na 'zlych i dobrych', 'czarne i biale' charaktery. Milosc to nie proste uczucie 'pasterki do pasterza', ale cos niesamowicie skomplikowanego, czego skutkiem sa i morderstwa i grabieze i takie tam.
Rozpisywac sie nie budu, po prostu jestem, jak ostatnio nieczesto, zachwycona niekomercjalnym scenariuszem, dobrymi kreacjami aktorskimi (ta mloda femme fatale- to bylo cos), oddaniem realizmu epoki (a co, lubie filmy historyczne!) i zakonczeniem, ktore mnie, o dziwo, zaskoczylo.