Ferrella znam. Ferrella lubię. Wiem czego się po Ferrellu spodziewać.
Ale tutaj... w sumie nie jego wina. Początek był fajny, potem było znośnie, ale ten cały trening więzienny to już padaka po całości. Kroplą przepełniającą czarę był ten kretyński "monolog-dialog" Harta z samym sobą na boisku do kosza, gdzie grał role trzech więźniów. Nie dość, że było to żałosne, to trwało chyba 3-5 min.
Nie zdarza mi się zostawić jakiś film niedokończony, ale tutaj zwyczajnie nie dałem rady.