Film NIE PORUSZA kwestii zabijania Żydów przez Polaków w trakcie II Wojny Światowej. Hana "zniknela" przed wojną i jest to wyraźnie powiedziane w filmie. Może się zabiła, moze zabiła ją jej rodzina, może ktoś inny. Ona (jako duch w opętanym Piotrze) nawet nie wie co się stało z jej rodziną. Dopiero Szymon mówi, że oni wszyscy zniknęli. Rodzina Panny Młodej- Żanety- weszła w posiadanie ziemi po wojnie, co było normalne w tamych czasach. Moja dziadkowie zasiedlili opuszczone, poniemieckie gospodarstwo po wojnie. I nikogo nie zabijali. Niektóre gospodarstwa nalezały do Niemców, niektóre do Zydów. Ludność zajmowała to, co wolne. Nigdzie nie ma nawiązań do tego, ze Hana została zabita w trakcie II Wojny Światowej jako ofiara zagrabienia mienia. Co do odczuć o filmie. Film słaby. Fajny temat, ale nazwiązania do "Wesela" Wyspiańskiego, (taniec chocholi- zakończenie wesela. O wizjach nie wspomnę) "Wesela" Smarzowskiego,(tutaj nie trzeba tłumaczyć) "Lśnienia" Kubricka (ostatnia scena ze zdjęciem), "Dziadów" Mickiewicza ( Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski. Imię moje u was głośne, że chociaż piękna, nie chciałam zamejścia i dziewietnastą przeigrawszy wiosnę, umarłam, nie znając troski, ani prawdziwego szczęscia) i w końcu wierzenia żydowskie o Dybuku. To wszystko razi chaosem. Reżyser coś chciał przekazać, ale zabrakło mu pomysłu. Wszystkiego za dużo. A w kwestii Dybuka, już samo skupienie na tikkum byłoby świetnym tematem na ten film. Jak dla mnie przekombinowany, choć sam pomsył ok...
Bardzo słuszna uwaga, wiele osób nadinterpretowuje pod tym kątem śmierć Hany, ale ona na pewno "zaginęła", przed wojną. Natomiast już w kwestii przejęcia mienia po rodzinie Hany nie jest to takie oczywiste, że rodzina Żanety nie pomogła im się "wyprowadzić" podczas wojny - doktor czy ksiądz (doktor chyba) wypowiada takie słowa o dziadku Żanety, że był dobrym człowiekiem, ale... i daje pewne sugestie o złych wydarzeniach z przeszłości. Jednak także nikt ostrza miecza winy wprost w rodzinę Żanety nie wycelował. Może wydali ich Niemcom, może nie, może po prostu jeszcze łóżka po tamtych nie ostygły, a rodzina Żanety już siedziała w chałupie bo większa i ładniejsza - nie wiadomo. Może w ogóle samo zajęcie mienia po sąsiadach, którzy zostali zamordowani, wydało się niektórym złe - podałaś przykład Twoich dziadków, ale oni zapewne przyjechali na tamte ziemie z innej części Polski i nie zajmowali domu po starych sąsiadach, tylko opuszczone gospodarstwo po nieznanych im ludziach, którzy zostali wysiedleni po zmianie przebiegu polskich granic - tak jak to się odbywało na tzw. ziemiach odzyskanych. Natomiast rodziny Żanety i Hany prawdopodobnie mieszkały w tej wsi wiele, wiele lat przed wojną, więc zajęcie chałupy (a pewnie i tego, co w chałupie) po znanych, wieloletnich sąsiadach, którzy zapewne zostali brutalnie zamordowani, wywołuje moralny niepokój, nawet jeśli się do tej śmierci nie przyczyniło.
Wracając do śmierci Hany, to mój typ to jest jednak samobójstwo - zakochała się w chłopaku, za którego wyjść nie mogła (być może to był dziadek Piotra), więc z żalu targnęła się na swoje życie. Jej rodzina (po części, by uniknąć hańby, po części z poczucia winy) nie poinformowała oficjalnie o jej śmierci, tylko zakopano ją po kryjomu w ogródku (musiał to zrobić ktoś z rodziny, obcy morderca zakopałby ją gdzie indziej, a nie pod oknami rodziny), oficjalnie mówiąc o zaginięciu.
Film niestety nie wyczerpał potencjału, jaki sam stworzył. Za dużo wesela, wódki i ogólnego taplania się w brudzie i błocie, zbyt mało na przykład wizji z przeszłości, które krok po kroku mogłyby uchylać rąbka tajemnicy. Ja bardzo lubię niedopowiedzenia w filmie, ale w tym filmie jest ich zbyt dużo i do niczego nie prowadzą (chyba tylko do tego, by się głowić nad rozwiązaniem zagadki). Zabrakło nawiązania do postaci p. Herman, do napotkanego pogrzebu, do samej Hany, do tego, co Piotr i nie tylko on, widzą. Szkoda, bo film ma kilka mocnych stron i gdyby nieco bardziej rozjaśnić tajemnice i przeszłość, a mniejszy nacisk położyć na samo wesele, byłby całkiem porządnym horrorem. W obecnym kształcie nie bardzo jest się czego przestraszyć, poza sceną z kopaniem i nagłym wciągnięciem pod ziemię. Nie mówię, że horror musi straszyć dosłownie, ale przez zbyt dużą liczbę zagadek i zbyt dużo "Wesela" (Smarzowskiego przede wszystkim), ucieka napięcie budowane przez mroczną historię z przeszłości. Scena ze zdjęciem byłaby bardzo dobra, gdyby choć w części wyjaśniono, co tak naprawdę się wydarzyło w tym miejscu te ileśdziesiąt lat temu - tak jak to pokazano w "Lśnieniu",