Dr Stephen Strange jest wybitnym, ale chamowatym neurochirurgiem o bezczelnym usposobieniu, ale kochającym swoją pracę. W wyniku wypadku samochodowego traci właściwą władzę w dłoniach i załamuje się nerwowo. Szukając sposobu na rehabilitację z pozoru nieuleczalnie rozpieprzonych rąk trafia do Kamar-Taj gdzie spotyka i dołącza do bandy starożytnych magów utrzymujących ład między wszechświatami. Nienawidzę tego słowa, bo zbyt często pada z ust ludzi, którzy nie potrafią nim operować, ale film jest przekombinowany. Ponadto Doctor Strange jest po prostu hybrydą Tonyego Starka i Scarlet Witch... i jest też najzwyklejszym ch*jem, a nie superbohaterem. Pier*ole go. Wkur*ia mnie. ALE! Jest "ale". Thor na początku też był słaby, ale Ragnarok robi swoje. Dam więc jeszcze jedną szansę lekarzowi.