Ja po prostu zaniemówiłem oglądając to wizualne szaleństwo na ekranie. To było coś niesamowitego. Jeżeli myślicie, że scena z Incepcji z wyginającą się rzeczywistością była dobra to uznacie ten film za arcydzieło (pod tym względem). Naprawdę, każdy szczegół idealnie dopracowany. Nie mogłem się nacieszyć.

Ale tu koniec moich pochwał.

Pan Benedict nie pasował mi tu za bardzo do roli "śmieszka". Mimo, że te teksty były w zasadzie śmieszne to jakoś z jego ust nie wywołały u mnie uśmiechu.
No i niestety fabuła kompletnie do mnie nie trafiła. Gość, który chce wyleczyć sobie ręce idzie do tajemniczej Pani, która postanawia go uczyć magii. Czy to w ogóle ma jakiś sens? Pomijam fakt, że dynamika nabrała takiego tempa, iż mamy wrażenie, że gość po dwóch dniach staje się jednym z najsilniejszych czarodziejów. Nie... moim zdaniem to była straszna klapa.

Film oceniam na 7, chociaż chciałem dać 8 i moim zdaniem nie zasługuje na więcej ale też na pewno nie na mniej. Na pewno nie były to stracone pieniądze :)