Na tym się zna i ma intuicję (film pod tym względem ogranicza się raczej do pokazania spraw oczywistych, najbardziej rażących). Znacznie gorzej jest z tym, co w pierwszej części filmu - im bardziej wstecz historii i, przede wszystkim, im dalej od Ameryki, tym tezy są mniej przekonujące (oligarchia w Federacji Rosyjskiej i wolny rynek - dobre sobie; epizod polski najlepiej przemilczę).
W zasadzie ani film, ani książka, nie przekonują, że za całym, piętnowanym tu (i słusznie) złem stoi wolny rynek, Milton i szkoła chicagowska. Pani Klein tak jakby nie zauważała (nie chce zauważyć), że zarówno Chile jak i Argentyna za dyktatorów, Rosja za Jelcyna czy też Irak pod buszystowską okupacją, to niby (w wyidealizowanej teorii) rzeczywistość wolnorynkowa, ale z taką liczbą wypaczeń (przeważnie powodowanych interwencjonizmem właśnie), że tak naprawdę jest wolnego rynku zaprzeczeniem.