Pewnie nie dotyczy to tylko mnie - muszę powiedzieć, że twarz Doriana w miarę trwania filmu stopniowo wprowadza w stan wręcz fascynacji. Te idealne rysy, te kości policzkowe, te usta, kontrast cery i opadających czarnych kosmyków, a przede wszystkim te ciemne, hipnotyczne oczy. W tym cudnym obliczu sceny prezentujące (ew mające prezentować) wewnętrzny ból wręcz rozbrajały ;> Całokształt za który symbolicznie nagradzam film gorącymi oklaskami w domowym zaciszu.
Nie zgodzę się na pewno z częścią wytykanych na tym forum wad tego filmu. Owszem, ma słabe punkty, ale koniec końców jest interesujący, żywy, nie odczuwam seansu jako czas stracony. Nie czuję się też jakoś upośledzona wzrokowo ani szczególnie nieobyta (ja stoliczanka hehs) a umknęło mi też sporo z wytykanej przez innych tandety - jak sądzę, każdy ocenia to we własnym zakresie. Nie wiem, od czego zależy ta percepcja.
Także polecam samemu obejrzeć i ocenić ;)