Tym, którzy mają prawo jazdy, tym, którzy jeszcze go nie mają oraz tym, którym drogówka już zdążyła je zabrać. Pasażerom z przedniego i tylnego siedzenia. Trzeźwym i pijanym. Przechodniom i rowerzystom. Tym, którzy brali, biorą i tym, co nie biorą. Dają, dawali i tym co nie dają. Wam wszystkim chciałbym zadedykować ten film. "Drogówka" to barwna opowieść o współczesnej Warszawie. Subiektywny, pulsujący światłami drogowymi, kierunkowskazami i policyjnym kogutem portret miasta. To film o głupocie kierowców, o absurdalnych przepisach drogowych, o korkach ulicznych, autostradach na papierze i dziurawych jezdniach w rzeczywistości. O tym, że jeśli są ci, którzy biorą, muszą być i ci, którzy dają. Pojawia się refleksja o delikatnej różnicy między łapówką a dowodem wdzięczności. Zdjęcia w filmie są agresywne i intensywne, niemal reporterskie, z wieloma punktami widzenia kamery. Chciałem być blisko aktorów, czuć emocje, słyszeć oddechy i szepty. Aktorzy musieli "być", a nie "grać". Dwie kamery na planie miały za zadanie "słuchać", rejestrować, szybko reagować. Być dla aktorów. Nigdy odwrotnie. Efekt? Drapieżne zderzenie faktur filmowych, tej pierwszoplanowej i tej chropowatej z wideorejestratorów, z telefonów i z kamer przemysłowych. Montaż gęsty, często plan w plan. Akcja rozpędza się do setki, jak beemka sierżanta Króla, ale także, kiedy trzeba, potrafi konkretnie przyhamować. Na zewnątrz warstwa koszarowa, te najważniejsze motywy – znaczeniowe, symboliczne i obyczajowe – ukryte głębiej, jak w "Weselu" i "Domu złym". Dźwięki miasta i muzyka Mikołaja Trzaski świdrują, hałasują, atakują, wywiercają i wwiercają. Wszystko podporządkowane końcowej ciszy. Najważniejsza dla mnie jest opowieść o ludziach. O człowieku. O wartościach. Nie twierdzę, że będzie przyjemnie, ale za to z nadzieją. Przecież zmienia się nie tylko kolor radiowozów. Przecież pojawia się nowe w policji, uczciwe wypiera nieuczciwe. I tak nam dopomóż… Dziękuję, Wojtek Smarzowski
O FILMIE
Po kultowym "Weselu", obsypanymi nagrodami "Domu złym" i "Róży" Wojtek Smarzowski ponownie zdecydował się na formułę kryminału i zrealizował fabułę, która po raz pierwszy "wchodzi do miasta". Powstał obraz prawdziwy, bezkompromisowy i szczery, ale nie pozbawiony charakterystycznego dla Smarzowskiego poczucia humoru. "Drogówka" to kolejny film Smarzowskiego zrealizowany według autorskiego scenariusza. Ostre i wnikliwe spojrzenie na zamknięty świat policji. Reżyser, od lat, konsekwentnie współpracuje ze swoimi ulubionymi aktorami: Arkiem Jakubikiem, Marianem Dziędzielem, Erykiem Lubosem, Robertem Wabichem, Marcinem Dorocińskim, Jackiem Braciakiem i Bartkiem Topą. W filmie zobaczymy także Macieja Stuhra, Agatę Kuleszę, Adama Woronowicza, Julię Kijowską i Izabelę Kunę. Ekipa realizatorka również nie uległa zmianie. Smarzowski ponownie spotkał się na planie z operatorem Piotrem Sobocińskim Jr. Autorem muzyki jest Mikołaj Trzaska, montażem zajął się Paweł Laskowski. Producentem wykonawczym jest studio filmowe Film it, które wyprodukowało również "Wesele" (2004) i "Dom zły" (2009).
WYWIAD Z WOJTKIEM SMARZOWSKIM
– Kiedy powstał pomysł na film "Drogówka"? Kilkanaście lat temu robiłem dla telewizji program o policji. Już wtedy spodobał mi się ten świat. Pomyślałem, że jest niezwykle energetyczny filmowo. Później chciałem zrobić film o korupcji. W scenariuszu "Drogówki" te dwa pomysły się łączą. Sytuacje w nim przedstawione mogły mieć miejsce, ale niekoniecznie właśnie mnie się przydarzyły. – Jaki jest Pana nowy film? Komedia romantyczna – jak zawsze. Szczerze mówiąc nie za bardzo chcę o tym mówić. Najlepiej byłoby, gdyby widzowie wyrobili sobie własne zdanie. Mogę powiedzieć, że film jest gęsty, dynamiczny i ma kilka warstw. Jest warstwa sensacyjno-kryminalna, atrakcyjna dla każdego widza i warstwa dla kinomanów, którzy od filmów oczekują czegoś więcej, niż tylko pościgów i strzelania. Chciałbym, żeby ci widzowie mieli przyjemność w znajdowaniu tych smaczków i znaczeń. – Ma Pan stałe grono aktorów, z którymi współpracuje, dlaczego? Wielu dziennikarzy zadaje mi to pytanie, a to przecież nic nowego, że reżyserzy współpracują z tymi samymi aktorami. Otaczam się aktorami, którzy dają mi poczucie pewności i bezpieczeństwa. – Jaki obraz policji możemy zobaczyć w filmie? Z mojego punktu widzenia jest to obraz prawdziwy. Myślę, że wielu widzów było na tylnym siedzeniu radiowozu i dawało w łapę. Ten film jest o tym, że jak są ci, którzy biorą, to też są ci którzy dają. Obraz policji w filmie, jest być może nieco mroczny, ale sądzę, że poszczególnych policjantów, a jest ich siedmiu, widz polubi, co mam nadzieję zrównoważy ten nieco ponury obraz policji. – Proszę opowiedzieć o współpracy z Piotrem Sobocińskim Jr, to kolejny po "Róży" film, który robicie razem. Kolejny również zrobimy razem, więc współpracę mogę określić krótko – jest bardzo dobra. Przed zdjęciami do "Drogówki" dużo rozmawialiśmy o charakterze tego filmu, wiedzieliśmy, że dużą rolę będą w nim miały nagrania z telefonów, z kamer przemysłowych itp. Nazwaliśmy wszystkie rodzaje obrazów, które zostały wykorzystane w filmie, a potem każdy z nas zajął się swoją pracą. Zresztą podobnie pracuję z aktorami: jeszcze przed zdjęciami dużo rozmawiamy o motywacjach bohaterów, żeby potem na planie już nie ingerować w ich pracę. Otaczam się dobrymi aktorami, którzy wiedzą, co mają robić. Ingeruję w ich grę tylko w sytuacjach, w których ich interpretacja za bardzo odbiega od mojego pomysłu. – Co miało dla Pana największe znaczenie przy pracy nad filmem? Skupiłem się na "znaczeniach". W swojej pracy, w pracy z aktorami, operatorem Piotrem Sobocińskim Jr., montażystą Pawłem Laskowskim, czy przy współpracy z Kasią i Jackiem Hamerą przy dźwięku skupiam się tylko "znaczeniach". Nie interesują mnie drobiazgi. W samym filmie, w jego ogólnym wymiarze, również przede wszystkim interesują mnie "znaczenia". – Proszę scharakteryzować w kilku słowach każdego z bohaterów. Król (Bartek Topa) jest oskarżony, musi się bronić. Lisowski (Marcin Dorociński) policjant, który lubi pieniądze. Petrycki (Arek Jakubik) pies na baby. Madecka (Julia Kijowska) wrażliwa i zakochana. Trybus (Jacek Braciak) lubi się napić. Banaś (Eryk Lubos) nie toleruje nie-Polaków. Hawryluk (Robert Wabich) to taki odwrócony przyjaciel.
WYWIAD Z OPERATOREM PIOTREM SOBOCIŃSKIM JR.
- Po raz kolejny współpracuje Pan z Wojtkiem Smarzowskim. Proszę opowiedzieć o tej współpracy. Praca z Wojtkiem, choć niełatwa, daje niezwykłą satysfakcję i jest przyjemnością. Współpracę przy filmie zaczynamy już na etapie scenariusza, dużo rozmawiamy o poszczególnych scenach, co nie jest wcale częste we współpracy reżysera i operatora. Taki model pracy pozwala mi poczuć się współtwórcą filmu. Szczegóły techniczne związane z oświetleniem, długością ujęć, schodzą na drugi plan, a w czasie zdjęć, dla Wojtka świętością jest aktor. Początkowo było to dla mnie trudne do zaakceptowania, ale teraz wiem, że taki sposób pracy się sprawdza i jest dobry dla filmu. - Jaka atmosfera panowała na planie "Drogówki"? Niemal rodzinna. To od Wojtka nauczyłem się, aby otaczać się ludźmi, dzięki którym atmosfera na planie jest właśnie taka. Jest oczywiście ciężka praca, ale jest też miejsce na wsparcie, każdy może zgłaszać swoje uwagi, a ja wszystkich tych uwag staram się wysłuchać. - To pierwszy film Wojtka, którego akcja rozgrywa się w mieście, co oznaczało to dla operatora? W filmie na 46 dni zajęciowych przypadało prawie 200 obiektów. Mając świadomość ciągłej walki z czasem zdecydowaliśmy się z Wojtkiem na naturalizm. Wybraliśmy więc bardzo czułe kamery Epic, które pozwoliły nam na podjęcie próby pokazania miasta w najbardziej realistyczny sposób. Zdjęcia nocne staraliśmy się kręcić bez dodatkowego światła, tak by widz mógł zobaczyć prawdziwą, miejską noc. Mocno ograniczyliśmy też paletę kolorów w filmie. - Jaki był ten zamysł kolorystyczny? Wspólnie z Wojtkiem, scenografką Joanną Machą i Kasią Lewińską odpowiedzialną za kostiumy, stworzyliśmy paletę barwną filmu. Przy zdjęciach dziennych czerpaliśmy z natury, z kolorów, które dominują w mieście zimą. Noce są zaś bardziej kolorowe, przez neony i reklamy wszechobecne w Warszawie. - Na planie używaliście wielu różnych kamer, jak przekładało się to na pracę? Ta mnogość nośników nie wynika wprost z artystycznego zamysłu, ale ze scenariusza. Bohaterowie filmują wszystko telefonami, przeglądają materiały z wideorejestratorów i kamer przemysłowych. Wszystkie zdjęcia wykorzystane w filmie są autentyczne. Chcieliśmy, aby były prawdziwe. - Czy historia przedstawiona w filmie jest prawdziwa? To będzie zależało od widza, od tego czy w nią uwierzy. Staraliśmy się, aby taka była, również zdjęcia miały ją uwiarygodnić, dlatego są często niedoskonałe.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.