Też myślałam, że to netflixowy słodki romansik, ale pozytywnie się zaskoczyłam. Przypomina mi to film Mr Nobady, gdzie nie ma poprawnej definicji decyzyjności. Ja jestem zdania, że wieloświaty istnieją (polecam książki Micho Kaku, który rozszerza definicję Einsteina)
Mr. Nobody przede wszystkim. Ten film z Mr. Nobody ma tyle wspólnego, co kura z wielbłądem.
tu mamy świat netflixa , czyli: 1. obowiązkowo w każdym kadrze czarni,:pielęgniarka,, położna, "guru" animacji, klienci kawiarni itd., 2. obowiązkowy wątek homo /lesbijki/ oraz jointy. O Indianach - rdzennych mieszkańcach Ameryki - konsekwentnie ani słowa, nie przewijają się w tle, w ogóle nie istnieją /klasyka dwójmyślenia - walczymy z dyskryminacją i dyskryminujemy Indian/. Trzeba brać film z "dobrodziejstwem inwentarza" albo go sobie darować. Dobrnąłem do końca. Niepotrzebnie...
"Mr Nobody" i "Dwa życia" są filmami, podobnie jak ferrari i skoda favorit są autami.