PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31817}
7,3 622
oceny
7,3 10 1 622
Dziwne losy Jane Eyre
powrót do forum filmu Dziwne losy Jane Eyre

Uwielbiam stare filmy, bo mają one w sobie jakąś dziwną magię, dlatego ta wersja Jane Eyre podobała mi się.
Film ma świetny mroczny klimat, dlatego nawet to że główni bohaterowie byli trochę przerysowani nie przeszkadzało mi. Jane w tej wersji momentami zachowuję się jak by była przestraszona, a pan Rochester jak gbur.
Fajna chemia między głównymi bohaterami sprawia że ich związek był wiarygodny. Bardzo podobało mi się to że w drugiej połowie filmu pan Rochester czasami starał być się przy Jane bardziej delikatny, dzięki temu widać było że miało ona na niego zbawienny wpływ.

Polecam, nie tylko miłośnikom starych filmów.

ocenił(a) film na 10
beksi

Zgadzam się w 100%. Wspaniała reżyseria oddaje klimat powieści, postacie odzwierciedlają klimat epoki, dlatego trochę "przerysowane".
To stare kino, ale we wspaniałej oprawie. Dobra muzyka, dobrani aktorzy, scenariusz ujmuje z powieści to, co ciekawe (choć dodaje np. dr Reeversa - hę, trochę niepotrzebnie).

Także polecam.

m_klepka

Przyznam że mimo iż odniosłam wrażenie że Jane była trochę przestraszona to Joan Fontaine wcale nie była mdłą, szarą myszką jak kilka innych aktorek w tej roli, wręcz przeciwnie miała w sobie to coś. Bardzo mi się to podobało i dzięki temu łatwo uwierzyłam że pan Rochester mógł się w niej zakochać.

Oglądałam kilka adaptacji Jane Eyre i jeśli chodzi o filmy, ta jest jedną z najlepszych obok wersji z 1997 roku. Obydwie lubię tak samo z różnych powodów, niestety nie potrafię wybrać którą bardziej.

ocenił(a) film na 10
beksi

moja ulubiona wersja to BBC z 2006 - serial z Toby Stephensem i Ruth Wilson i oczywiście z 1997 r z Samanthą Morton i Ciaránem Hinds'em :D . obie wersje mają świetną muzykę, aktorzy - wcale nie tacy przystojni, ale elektryzują, przykuwają i nie daje się oderwać od ekranu.
Stare kino kocham i szanuję, często oglądam różne wersje filmów - zawsze w starym kinie jest klimat, którego - niestety - już nie ma w kinie współczesnym. Nie wiem, z czego to wynika. Może ubogie możliwości plenerów, wnętrz (przecież oni sceny nakręcali w studio!!!), brak efektów specjalnych??? ale zawsze zyskuje!
pozdrawiam!

m_klepka

Moją ulubioną wersją również jest serial z 2006 roku, moim zdaniem aktorzy idealnie oddali w nim charaktery postaci książkowych, a ich chemia na ekranie jest niezwykła i dzięki niej ich związek wydaje się nie z tego świata. Uważam też że ta wersja najlepiej oddaje ducha i klimat książki. Widziałam ten serial tyle razy że znam go prawie na pamięć : )

Bardzo lubię też serial z 1983 roku który jest bardzo wierny książce, ale zabrakło w nim trochę klimatu powieści. Timothy Dalton jako Rochester jest rewelacyjny, ale niestety Zelah Clarke jako Jane to moim zdaniem tragedia, drewniana, mdła, wyglądająca na około 30 lat.

Ogólnie uważam że obydwa seriale z racji ich długości są najlepszymi adaptacjami Jane Eyre, dlatego że nie da rady całkowicie tak obszernej, wielowątkowej książki zmieścić w czasie dwóch godzin. Wydaje mi się że z racji tego w adaptacjach filmowych najwięcej zależy od aktorów, którzy mają bardzo trudne zadanie oddać w krótkim czasie wyjątkowość postaci oraz związku Jane i Rochestera. To moim zdaniem najlepiej się udało właśnie w tej wersji oraz tej z 1997 roku.
Samantha Morton i Ciarán Hinds zgrali świetnie (chociaż on trochę za dużo krzyczał), a to że nie są piękni jest dla mnie wielkim plusem bo tacy byli ich książkowi odpowiednicy. Najbardziej jednak w tej wersji podobała mi się świetna chemia między aktorami, podczas ich rozmów aż iskry lecą a to sprawia że ich związek wydaje się bardzo naturalny.

Zgadzam się z tobą jeśli chodzi o stare kino, wiele współczesnych filmów to dla mnie takie wydmuszki, piękne na zewnątrz ale puste w środku. I chyba z tego między innymi względu wersja najnowsza z roku 2011 podobała mi się najmniej. Wizualnie jest piękna, ale oglądając ją miałam wrażenie że jest nudna, bezduszna i pozbawiona klimatu książki. Aktorzy też mi się w nie podobali, byli jacyś tacy bez życia.
Ta wersja mimo że brzydsza, czarno - biała jest pełna niesamowitego klimatu, a aktorzy w niej zagrali tak że z przyjemnością oglądałam ich na ekranie.

Również pozdrawiam : )

ocenił(a) film na 10
beksi

WOW! widzę pokrewną duszę! zgadzam się z tobą w 100%
dzięki za wpis!
książkę "Dziwne losy Jane Eyre" (bo tak w Polsce tłumaczą) przeczytałam po raz pierwszy w wieku 14 lat - dostałam na prezent "pod choinkę" od babci, powiedziała mi wtedy: "O, taka dobra książka, chyba ci się spodoba"... chyba nie wiedziała co robi!
to moja ulubiona książka od tych... nastu lat!
uważam, że filmy, które wymieniasz sa ważne - każdy na swój sposób.
Wersja z 2011 - muzyka - klimatyczna, intrygująca, ale bardzo mroczna
Mia Wasikowska jest naprawdę ciekawa w swojej roli, ale mało w niej poczucia humoru, które przecież Jane MA!!!
Michael Fassbender intryguje, ale dziwaczny
nie podoba mi się Jamie Bell jako ST. John Rievers, choć muszę przyznać, że jego przedziwne zmuszanie Jane do małżeństwa było równie uparte i dziwaczne, co gra Bella
cały film to raczej piękne obrazki, wnętrza, mniej gry aktorskiej, więcej wizualnych "chwytów" - ale cóż... taką wizję miał reżyser Cary Fukunaga - nazwisko wskazuje na chińską lub japońską perfekcję ;), lecz brak ducha (jak to w grze Chopina - perfekcja gry, brak duszy)

wersja z 1996 r. w rezyserii Franco Zeffirellego - to przykład jego typowej reżyserki (krótko mówiąc: czasem udane, czasem nie)
Charlotte Gainsbourg jako Jane prze-dziwaczna, mam wrażenie, że neurotyczka - sztywna, zero uśmiechu, nawet jak się całują z Rochesterem, to mam wrażenie, że ją wszystko boli
świetna mała Anna Paquin jako mała Jane
William Hurt jako Mrs Rochester - niestety NIETRAFIONY!
John Wood świetnie zagrał Pan Brocklehursta!
muzyka - niestety nie wpadła mi w ucho, całość w ogóle taka sobie

wersja z 1997 roku - wspomniana wcześniej
Ciran - krzyczy, ale kurcze!!! jak krzyczy! ile w tym pasji! poza tym bardzo lubię tą scenę, kiedy Jane wraca z pogrzebu ciotki (przedziwne, że wycieli cały ten fragment - a taki ciekawy!) a Rochester wypomina jej, że do niego nie napisała listu, choć napisała do wszystkich, nawet do psa Pilota!

urzekająca muzyka Richarda Harvey'a - znanego z innych filmów, które baaardzo lubię "Baśnie 1000 i jednej nocy z 2000 r. i "Folwarku zwierzęcego" z 1999 r.

są stare wersje "Jane Eyre" z 1934 z Colinem Clivem jako Rochesterem i Virginia Bruce jako Jane - ale nie lubię jej, zbyt słodka

wersja z 1970 z Georgem C. Scottem jako R. i Susannah York jako J. - ale słabe, choc serialowe

baardzo słaba wersja serialowa z 1973 r. z Sorcha Cusack (Jane) i Michael Jayston (Edward R.)

i wersja serialowa wspomniana przez Ciebie z 1983 roku z Timothy Daltonem i Zelah Clarke - uff, mam wrażenie, że aktorstwo Timothego niesie biedną Zelah, nie umie być niczym więcej, tylko cieniem,
ale serial ten najwierniej oddaje treść książki - i chwała reżyserce Julian Amyes za to! (na marginesie - jednej z ważniejszych reżyserów BBC)

no i oczywiście wersja z 2006 r. - wciąż oceniam ją 10/10.
Toby jest świetny, mieszanka niebezpieczeństwa, humoru, siły, czułości... - pokazał cały urok Rochestera
Ruth dorównuje mu - jest idealna, bo nie daje się ani wypowadzic z równowagi, ani sprowokować, ale zawsze wychwytuje jego humor, a przy tym bardzo niezależna, stanowcza - cała Jane!!!!

dziękuję za miłą dyskusję
:D

m_klepka

Zupełnie o tym samym pomyślałam, że znalazłam pokrewną duszę : )

Ja książkę pierwszy raz przeczytałam kilkanaście lat temu gdy byłam jeszcze w liceum, wypożyczyłam ją z biblioteki i tak strasznie mi się spodobała że postanowiłam ją kupić. Od tej pory przeczytałam ją już kilka razy i zdecydowanie mogą powiedzieć że jest ona jedną z moich ulubionych.

Przyznam, że długo wzbraniałam się przed obejrzeniem jakiejkolwiek adaptacji, bo bałam się że bardzo się na niej zawiodę. Ale tak się złożyło że pewnego wieczora przełączając kanał niechcący trafiłam na TVN Style, gdzie właśnie leciał jeden z odcinków serialu z 2006 roku, strasznie mi się spodobało i postanowiłam szybko zdobyć i obejrzeć całość. Po jego obejrzeniu byłam nim zauroczona i nie miałam ochoty oglądać innych wersji.

I tutaj znów wkradł się przypadek, bo koleżanka namówiła mnie na oglądanie wersji z 2011, zachwalając ją pod niebiosa. Szczególnie była pod wrażeniem Fassbendera, który to według niej był najlepszym Rochesterem. Niestety ja po jej oglądnięciu byłam strasznie zawiedziona, muzyka w niej mi się nie podobała, wręcz przeciwnie w połowie zaczęła działać na mnie usypiająco. Klimat zimy, całkowicie brakowało mi w nim jakieś grozy i tajemnicy, nie wspominając o jakimkolwiek romantyzmie i namiętności.
Mia Wasikowska nie oddała moim zdaniem zupełnie charakteru postaci książkowej i przez cały film wygląda na zmęczoną życiem, trochę bojaźliwą szarą myszkę. Najgorsze jest jednak to że ma ona raptem dwie miny przez cały film, dlatego samo patrzenie na nią sprawiało mi ból.
Michael Fassbender mnie nie porwał i nie zaintrygował, zupełnie nie rozumiem tych zachwytów nad nim. Owszem przyznaje że jest przystojny (chociaż to nie mój typ), ale moim zdaniem był zbyt drętwy, mało mroczny i tajemniczy. Całkowicie zbrakło mi w nim zmienności charakteru jego postaci, przez cały film wyglądał jak znudzony, zmęczony życiem i mający kryzys wieku średniego mężczyzna.
Jamie Bell to dobry aktor, ale postać St Johna w jego wykonaniu została tak wygładzona że przez chwilę myślałam że naprawdę kocha Jane, dlatego chce się z nią ożenić. Zupełnie zmarnowany potencjał dobrego aktora przez scenarzystów. Właściwie postać grana przez Judi Dench ratuje sytuacje i jest taka jak być powinna.
Najgorsze jednak było to że głównie aktorzy mieli zerową chemie i niektóre kwestie wypowiadali bardzo mechanicznie jakby byli na konkursie recytatorskim, dlatego ich romans był mało wiarygodny, nudny i bezduszny, sprawiając że w scenach które powinny mnie wzruszyć ziewałam.

Po obejrzeniu tej wersji postanowiłam obejrzeć inne, stwierdzając że gorzej być chyba nie może. Sięgnęłam po wersje z 1996 i 1997 roku i nie było tak źle. O adaptacji z 1997 już pisałam dlatego skupię się na tej wcześniejszej, po jej obejrzeniu stwierdziłam że ta wersja jest bardzo przyjemna chociaż ma trochę wad. Największa to zdecydowanie William Hurt jako Rochester, moim zdaniem był zbyt elegancki i delikatny w tej roli, zabrakło mu takiej chmurności i zmienności charakteru. Najgorsze jest jednak to że prawie przez cały film wyglądał jakby był na lekkim rauszu, w scenie oświadczyn gdy początkowo siedział na tej ławeczce miałam wrażenie że zaraz zaśnie. Uważam że to naprawdę bardzo dobry aktor, ale z tą rolą zdecydowanie sobie nie poradził.
Charlotte Gainsbourg mnie pozytywnie zaskoczyła bo czytałam mnóstwo negatywnych opinii na jej temat. Owszem czasami wydaje się nieco za zimna i drewniana, ale moim zdaniem bije z niej taka siła, spokój i inteligencją jaką miała Jane.
Za największy plus tej produkcji uważam cały wątek w szkole w Loowod który był bardzo dobrze zrobiony i Anne Paquin, która jest dla mnie zdecydowani najlepszą małą Jane z dotychczasowych adaptacji które widziałam. Aktorzy w tym filmie mieli subtelną chemię, dlatego wątek romansowy mnie nie nudził i kilka scen nawet zapadło mi w pamięć.

Widziałam jeszcze wersję z 1970 roku i największy jej minus uważam aktorów. Jane piękna wyglądająca jak około 25-30 letnia modelka, a Rochester to 60 letni stary i siwy dziadek. Tą wersje dla mnie trochę uratowała świetna muzyka nadająca mu fajny klimat i dobry scenariusz.

Tak więc do dziś widziałam dwa seriale z 2006 i 1983 roku oraz pięć wersji filmowych Jane Eyre, z roku 1943, 1970, 1996, 1997 i 2011.

Innych adaptacji jeszcze nie widziałam bo trudno je znaleźć, ale bardzo bym chciała obejrzeć serial z 1973 głównie dlatego że czytałam mnóstwo pozytywnych opinii o nim, a na zdjęciach aktorzy raczej nie wyglądają bardzo zachęcająco.

Ups, trochę się rozpisałam, również dziękuje z miłą dyskusję : )

beksi

Dodam jeszcze że też uwielbiam tą scenę o której wspomniałaś z wersji z 1997 roku, i muszę napisać że Ciran najlepiej wizualnie pasuje mi do książkowego Rochestera.

ocenił(a) film na 10
beksi

"Najgorsze jest jednak to że prawie przez cały film wyglądał jakby był na lekkim rauszu, w scenie oświadczyn gdy początkowo siedział na tej ławeczce miałam wrażenie że zaraz zaśnie. "
:D :D :D
dostałabyś od mnie Złotego Globa!!
Rozpisanie dobre - więcej widać :)

a tropiłaś wersje chińskie? i boliwood?
po-zdr!

m_klepka

Nie, nawet nie wiedziałam że jest jakaś wersja chińska, a kino boliwood do mnie nie przemawia.
Raz oglądałam z siostrą jakiś tam film z tego gatunku, ale zasnęłam w połowie i trzeba było mnie cucić. Głównie nudziły mnie w nim tańce i śpiewy których było pełno, nie wiem czemu. Dziś nie pamiętam nawet co to było, dlatego omijam szerokim łukiem produkcje tego typu.
Chociaż zrobiłam wyjątek dla filmu "Rebeliant" bo gra w nim Toby Stephens i podobało mi się, bo akurat w nim mało śpiewali (na szczęście) i Toby był rewelacyjny, jak zawsze : )

ocenił(a) film na 7
beksi

Dziwnie jest dołączać do dyskusji zakończonej 7 lat temu, tym bardziej że samemu widziałem ten film w podobnie odległym czasie. Ale właśnie skończyłem czytać książkę i była tak dobra, iż zasługuje na kilka słów ode mnie. Trudno jest o rzeczy tak dobrej jak książka Bronte. Trudno, ponieważ zdecydowanie łatwiej jest krytykować, niż chwalić. Staram się sporo czytać, ale od lat nie czytałem nic, aż tak dobrego. Od lat nie czułem takiej satysfakcji czytając jakąś powieść. Prawie zdążyłem zapomnieć jakie to przyjemne uczucie. Ale po kolei. Największe wrażenie zrobiło na mnie pierwsze 100 stron, a więc opis dzieciństwa Jane. Chyba w żadnej innej powieści nikt nie zajrzał bardziej w głąb swojego bohatera, niż autorka w tej części książki. Ta Jane podobała mi się najbardziej, niby stłamszona przez otoczenie, lecz absolutnie niezależna, obdarzona przy tym niezwykle silną osobowością. Później Jane nie straciła silnej, niezależnej osobowości, aczkolwiek znacząco spokorniała. Było to naturalnym następstwem pobytu w szkole z internatem. Dalej książka nie jest już tak genialna, co wcale nie oznacza, że nie jest wybitna. Jest, aczkolwiek, nie aż tak bardzo jak na początku. Ani przez moment się przy niej nie nudziłem, co przy tak długiej lekturze jest nie lada sztuką.

A teraz o samym filmie. Nie porównam go do innych, ponieważ innych jeszcze nie widziałem. Mogę jedynie spojrzeć na niego w odniesieniu do pierwowzoru literackiego. Ma on jedną nie dającą się nie zauważyć wadę - jest zdecydowanie zbyt krótki, aby mógł w pełni rozwinąć skrzydła. Na uznanie zasługują odtwórcy głównych ról, według mnie dobrani idealnie. Wells jest urodzonym Rochesterem. Praktycznie w każdej jego roli możemy się dopatrzeć pewnych podobieństw do tej postaci. Taki był już Wells. Podobnie jak Rochester niepospolity. Jane Fontaine zagrała już wcześniej podobną postać w Rebece (oczywiście nie tożsamą, a podobną). Fontaine miała wrodzoną umiejętność kreowania na pozór skromnych, przeciętnych ,,szarych myszek", ale właśnie jedynie ,,na pozór". Potrafiła granym przez siebie postacią dodać niesamowitej głębi, a właśnie słowo,, głębia" jest kluczem do przedstawienia takiej bohaterki jak Jane Eyre.

To tyle ode mnie. Widzę, ze jesteś strażniczką pamięci ,,Dziwnych losów Jane Eyre" na tym forum. Pozwól, że tym wpisem dołączę do twojego klubu. Serdecznie Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones