PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671049}

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Star Wars: The Last Jedi
6,8 149 530
ocen
6,8 10 1 149530
6,8 44
oceny krytyków
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Nie cierpię hejtować ani krytykować dla samej krytyki, ale autentycznie ciężko jest mi się doszukać pozytywów w tym filmie.

Ilość PRZEZABAWNYCH (ironia alert) scen jest przeogromna i to mój główny zarzut. Oczywiście mam świadomość tego, że SW to space opera a nie dramat wojenny, ale na miłość boską, dobrze wiemy że da się stworzyć film w tym uniwersum gdzie odpowiednie proporcje między komedią, przygodą i pewną dawką "mroku" są zachowane. Tutaj tego nie ma. Nieudolna komedia zdominowała cały film. Szkoda czasu na wymienianie wszystkich scen, po których miałem ochotę wstać i się przejść z żenady.

Linia fabularna to żart. "Hej, mamy jakieś 18 godzin do czasu aż skończy nam się paliwo w krążowniku na którym przebywa cała nasza ekipa, więc dwóch naszych ludzi poleci na pewną planetę do pewnego kasyna żeby przekonać pewnego typa SUPER-WŁAMYWACZA który lubuje się w czerwonych klapach żeby dostał się na wielki statek złowrogiego Najwyższego Porządku w celu wyłączenia nadajnika który umożliwia namierzanie naszych statków kosmicznych w hiperprzestrzeni". Jasne, brzmi nieźle, czemu nie? I tak nie mamy innego wyjścia. No, może poza tymi transporterami, na które i tak każdego wpakujemy.

W ogóle, serio, Najwyższy Porządek, te same typki, które z planety (!) zrobiły broń parę razy większą od Gwiazdy Śmierci nie potrafią dogonić krążownika. Nie mają też posiłków, które mogłyby wyskoczyć z nadprzestrzeni blokując krążownik. Oczywiście, że nie, no przecież skąd???

Snoke. Tutaj brakuje słów xD. Typ, który miota Rey jak workiem kartofli, szkoli Rena, ma pod sobą cały Najwyższy Porządek nie zauważa, że mu się na krześle koło dupy telepie miecz świetlny. Ale rozumiem, w końcu powiedział, że Ren "zabije swojego największego wroga". TAKIE GŁĘBOKIE, DWUZNACZNE, NIEBANALNE.

Ta Azjatka, której imienia na szczęście nie pamiętam - ta, która razem z Finnem poleciała w jakże fascynująca przygodę polegająca na schwytaniu SUPER-WŁAMYWACZA... To jest cytat dekady (parafrazuję, bo nie pamiętam słowo w słowo): "Wygramy wojnę nie zabijając wrogów, tylko ratując tych, których kochamy". I całusek pod koniec. No ja pi$$%dolę. Sun Tzu byłby dumny.

I PO CO te kozo-konie na tej śmiesznej planecie z kasynem?

No i mój faworyt: Latająca Leia.

Szkoda, że ten chłopaczek w ostatniej scenie nie wsiadł na tą miotłę i nie poleciał ścigać Voldemorta. Wtedy byłbym spełniony.

Ja nie wymagam od SW mega spójnej logiki i rozbudowanej wielowątkowej fabuły, naprawdę. Chciałbym po prostu oglądać film, gdzie nie czuję się traktowany jak 12-letnie dziecko.

ciosina

Obejrzyj zamiast zadawać pytania

ocenił(a) film na 9
ciosina

Luke'a zepsuli w zupełności. Koleś, który przez wszystkie poprzednie części walczy i jest bohaterem nagle uznaje, że walka nie ma sensu, że Jedi przeminęli i są skończeni. To była jedna z większych porażek tego filmu. To, że nie było żadnej walki pomiędzy Lukiem a np. Snokiem, czy Kylo Renem jest kolejną porażką. Luke jedynie wykorzystuje podstęp dla wywalczenia chwili czasu dla Rey i innych w jaskini. Potem Luke jak gdyby nigdy nic postanawia, że sobie umrze. Nie rozumiem po jaką cholerę i jaki był w tym cel. Film na 9 za efekty i jednak gwiezdne wojny pozostaną gwiezdnymi wojnami.
O pościgu to szkoda gadać, zgodzę się w 100% z autorem głównego komentarza.

ocenił(a) film na 6
ciosina

Czy tylko mi się zdaje, że Luke wyglądał jak karzeł? W Yodę się zamieniał

ocenił(a) film na 2
ciosina

Luke poczuł w małym Benie coś bardzo grzesznego, więc zakradł się w nocy do jego sypialni. Wyciągnął swój miecz i już miał zacząć chłopca nawracać, gdy ten się obudził.
Ale się zrobiła afera...! Szlag trafił szkołę Skywalkera.
Mistrz Jedi uznał, że nie ma sensu naprawiać tego bajzlu, dowody były zbyt mocne. Kit o oko mocy i jej użytkownikom, powiedział, po czym zwiał na drugi koniec galaktyki, do miejsca gdzie żyły żaby zakonnice, pingwiny i dziwolągi z cycami. Nic, co by wodziło na pokuszenie.

Oto Luke od Disneya. Czy był ok? NIE, nie był.

ocenił(a) film na 4
Piramidoglowy

Dobre, dobre :)

chap95

Niestety to wszystko prawda. Ten film jest ogromnym rozczarowaniem.
To po prostu bardzo przeciętne widowisko.
Pal licho już jakieś dziwne, niedorzeczne sceny i dziwny humor.
Ale ten film nie ma po prostu klimatu Gwiezdnych Wojen. Nic nie zostało z Lucasa.
Scenariusz jest fatalny.
Straszne, ale niestety to najgorsza część z wszystkich które powstały do tej pory.
Moim zdaniem oczywiście.
Ubiegłoroczny Łotr 1, przy tym filmie, był fantastycznym widowiskiem z klimatem.
Tutaj tego zabrakło.
Bardzo, bardzo szkoda :(

PUMP

może jestem nieobiektywny, ale byłem na seansie w kinie 4D. Gorąco polecam, coś niesamowitego!! A jeżeli ktoś szuka mądrości w filmach pokroju Gwiezdnych Wojen, to bardzo mi jej/jego żal :) Takie filmy z założenia są banalne, ale taki ich urok. Ktoś tam się śmieje w komentarzach, że mógł ktoś wsiąść na latającą miotłę jak w Potterze - gratuluję dystansu do filmów sci-fi.

ocenił(a) film na 5
klkk

Prawdę mówiąc ja spodziewałem się, że użyje sztyla tej miotły do naśladowania sztychów mieczem świetlnym.
Ale co prawda to prawda; Luk, chopie...

ocenił(a) film na 7
klkk

Jestem fanem starłars nawet preaquele mi się podobaly ba nawet rebels i the clone wars ale ten film miejscami robi z widzow kretynów...

użytkownik usunięty
tomiszczak

Serio, podobało Ci się Rebels i nie robi ono Twoim zdaniem kretynów z widzów? https://youtu.be/kvwNgtAR8cE

ocenił(a) film na 3
klkk

,, A jeżeli ktoś szuka mądrości w filmach pokroju Gwiezdnych Wojen, to bardzo mi jej/jego żal :) Takie filmy z założenia są banalne, ale taki ich urok. ,, - po ocenie filmu i Twoich wypowiedziach widać, że nie wiesz o co chodzi w Gwiezdnych Wojnach.

tomi_17

Ok, może być, jak chcesz. Widzę, że na filmwebie sami mędrcy. Poszedłem na bajeczkę w 4D, podobało mi się. Mam za to przepraszać?

ocenił(a) film na 4
klkk

Nie szukam tam oczywiście mądrości, szukam klimatu, nastroju, tajemnicy, wzruszenia, charyzmatycznych bohaterów (zwłaszcza z Ciemnej Strony) , a nie pociesznych błaznów i nieudaczników, do tego sympatycznych bohaterów pozytywnych (tacy byli właśnie w Starej Trylogii, w Nowej była przynajmniej Amidala, w tej obecnej może z Rey coś jest, ale to za mało) . W tym filmie tego było baaardzo niewiele. Do tego jakaś mania, że trzeba wszystkich epickich starych bohaterów pozabijać. Po co? By dać błyszczeć młodym? Niestety nie błyszczą... Może by uraczyć nas mądrościami na poziomie przedszkola o zmianie warty, nadziei w młodym pokoleniu (ten dzieciak na końcu, to może wreszcie reinkarnowany Anakin :-)

ocenił(a) film na 9
klkk

zgadzam się co do joty!

ocenił(a) film na 2
klkk

A mi Ciebie żal. Gatunek, to tylko forma wyrazu. Opakowanie, nic więcej. Zdarza się, faktycznie bardzo często, że te filmy są mniej ambitne i stawiają na lepszą rozrywkę dla masowego odbiorcy.
Moim zdaniem akurat Gwiezdne Wojny mają motywy które sprawiają, że można się nad nimi zastanowić. Chociażby wyjaśnienie samej Mocy, w wielu miejscach opisuje się ją jak coś, w co wierzą Taoiści.
Motyw z wizjami Anakina, to motyw swoisty motyw fatum, opisywanego chociażby w Królu Edypie.

Fourteen

A mi Ciebie wcale nie jest żal, a siebie tym bardziej. Nie uważam, żeby dany film był ciekawszy, czy mniej interesujący, tylko z tego powodu, że nawiązuje do innych dzieł lub wierzeń. Nie jestem polonistą, żeby to sprawiało mi frajdę.

użytkownik usunięty
chap95

Masz "bantha poodoo" zamiast mózgu jeżeli według Ciebie TLJ jest słaby z wymienionych przez Ciebie powodów. Ale opinia to opinia, nieważne jak oderwana od konstruktywnej krytyki.

ocenił(a) film na 6

Odnieś się więc do tematu i moich argumentów, zamiast do zawartości mojego mózgu, taka dyskusja będzie na pewno bardziej produktywna, nie uwazasz?

użytkownik usunięty
chap95

1) Jeżeli faktycznie myślisz, że komedia zdominowała film i rujnowała sceny, w których była obecna, to jesteś w błędzie. Tutaj nie ma dyskusji.

2) Właśnie to co ty uważasz za wadę jest jedną z największych zalet. Podam przykład z pewnego innego filmu, pierwszego Blade Runnera. Tam na samym początku przełożony głównej postaci mówi dosłownie: "jest czterech replikantów, zabij ich". Nie ma żadnej intrygi, zwrotów akcji, żadnej tajemnicy - dostajesz dokładnie to, czego się spodziewasz. TLJ nie ma tego problemu, cały czas zachodzą mega zwroty akcji, przewaga w konflikcie ciągle skacze z rąk rebeliantów do rąk Najwyższego Porządku, początkowe plany ("wyłączcie wiązkę naprowadzającą, to uciekniemy przed wrogiem w hiperprzestrzeń") po mniej niż połowie filmu okazują się być nieaktualne i niewykonalne, co chwilę nasi bohaterowie wydają się być w sytuacjach bez wyjścia... Ciągłe napięcie to coś, czego TLJ po prostu nie można odmówić. I to ciągłe wodzenie oglądających za nos, podczas seansu chyba 4 razy godziłem się z czyjąś śmiercią, aby chwilę później okazało się, że "ej, nie tak prędko". TLJ trzyma w niepewności aż do końca. I to mistrzowskie rozwiązanie tajemnicy stojącej za historią Rey... czyli brak takiej tajemnicy. Połącz to z końcową scenką z dzieciakami ze stajni i film daje oglądającym piękny przekaz, że Twoje pochodzenie i linia krwi nie ma znaczenia, bohater może się zrodzić w kimkolwiek. Majstersztyk.

3) Nie potrafią dogonić krążownika, bo ich ogromne statki będące bardziej mobilnymi platformami bojowymi niż pojazdami nie były do tego skonstruowane. Było to w pewnym momencie wyjaśnione dosłownie w twarz widzów, ale Ciebie to oczywiście ominęło. Posiłków do zablokowania fregaty rebeliantów nie mogło być, bo (jak również podkreślono w filmie) przed obiema flotami rozciągało się Zewnętrzne Rubieże. Jako fan SW powinieneś wiedzieć, co to znaczyło.

4) Czy naprawdę myślisz, że niezauważenie przez Snoke'a czegoś tak subtelnego jak ruch miecza świetlnego (do tego poza jego widzeniem peryferyjnym) podczas gdy był on dosłownie w stanie euforii jest naciągane?

5) Jeżeli tak bardzo boli Cię polski przekład "master code breaker", to Twoja sprawa - nie możesz winić reżysera za niekompetencję naszych rodaków. A jeżeli cytat Rose (bo tak miała na imię) aż tak Cię mierzwi, to obawiam się, że kompletnie umknął ci kontekst. Patrząc po nicku jesteś niewiele starszy ode mnie, więc nie będę ci tegoż kontekstu tłumaczył, jesteś dużym chłopcem i powinieneś był sam załapać.

6) Nitpicking. Argument-nieargument.

7) Nitpicking. Argument-nieargument.

8) Nitpicking. Argument-nieargument.

ocenił(a) film na 6

1) Nie ma, bo tak mówisz, czy nie ma, bo...? Uważam, że wątki komediowe były bardzo słabe, bo tyczyły się dosłownie niczego, były robione dla dzieci i na siłę. W oryginalnej trylogii było sporo humoru dotyczącego np. awaryjności Falcona, z udziałem C3PO i R2D2, czy romansu Lei i Hana - ale te zabiegi miały coś na celu - zapoznawały widza z droidami, postaciami, ich charakterem i nawet statkiem. Tutaj komedia jest, bo jest. Chewie je porga na oczach porgów. Przez minutę. Rey ćwiczy szermierkę mieczem świetlnym, przecina skałę i skała spada na wózek. Falcon przyspiesza, porg wbija się w szybę. No boki zrywać. Wiele elementów komediowych skrajnie gryzło się z daną sceną, np gdy wpieniona Rey chciała zatłuc Snoke'a i miecz trafił ją w potylicę. Takie zabiegi spowodowały, że czułem się, jakbym oglądał film przeznaczony tylko dla dzieci - gdzieś z tyłu toczy się jakaś akcja, ale co chwilę jestem bombardowany humorem na poziomie czwartej klasy podstawówki, przez co cały klimat jakiegokolwiek ratowania galaktyki czy powagi sprawy jest stracony. I to w pierwszych 30 minutach filmu. W OT i TFA też było sporo humoru, ale SUBTELNIEJSZEGO, a nie podanego prosto w twarz. Oglądając TLJ czułem się jakbym oglądał kabareton w Opolu, niestety.

2) W którym momencie w TLJ rebelianci mają przewagę w konflikcie? Jakie zwroty akcji? Jakie napięcie, my oglądaliśmy ten sam film? Całość scen rozgrywających się na 'planecie z kasynem' możnaby spokojnie wywalić, bo kompletnie nic się tam nie działo - znaleźli typka w więzieniu, potem razem uciekli, wszystko co działo się pomiędzy jest kompletnie nieistotne, nie ma żadnego związku z fabułą.
Ja nie czułem żadnego napięcia, podobnie jak wiele oglądających, z uwagi na źle poprowadzoną fabułę, jeszcze raz podkreślę - kretyński humor - i fatalne sceny typu latająca Leia (reakcja kina była dość zabawna xD) czy mój ulubiony cytat o wygrywaniu wojny przez ratowanie sojuszników. Bardzo disneyowe, za bardzo bajkowe. Nie było szans na oglądanie tego filmu z zapartym tchem i ściśniętym brzuchem przez takie kwiatki.
Zobacz na ostatnie minuty V i VI części.

"Twoje pochodzenie i linia krwi nie ma znaczenia, bohater może się zrodzić w kimkolwiek. Majstersztyk." Dziewczyna znikąd opanowuje walkę mieczem świetlnym w 5 minut, mind tricka skutecznie używa za 3 razem, nie mając w rodzinie nikogo wrażliwego na moc. Majstersztyk.

3) Czyli złożyli sobie flotę składającą się z samych "mobilnych platform bojowych" bez absolutnie żadnych możliwości szybkiego manewrowania, wcześniej namierzając flotę Oporu i wiedząc doskonale o tym, że będzie trzeba ich gonić. Sami militarni geniusze w tym Porządku. Przyznam, nie wiem co mają Zewnętrzne Rubieże do możliwości wyjścia z nadprzestrzeni w danym punkcie.

4) Uważam że skoro doszło do tego, że Yoda jako force ghost potrafi zsyłać pioruny z nieba, a Ben z Rey się dotykają na odległość, to Snoke, jeden z najpotężniejszych użytkowników mocy, jest w stanie wyczuć co jego uczeń ma zamiar mu zrobić. Szczególnie, że mówił, że siedzi mu w myślach.

5) Zdradź mi więc ten kontekst ;)

ocenił(a) film na 7
chap95

Ja się dziwie, że ten debil Finn jakimś cudem nie sciągnął na rebeliantów zguby. Spoko było jakby jednak się poświęcił i atakiem kamikaze rozwalił tą armate nawet w m omencie sie wzruszylem.. Ale nie rzyleciala Rose i go uratowała w najmniej mozliwy sposob zderzajac się całym impetem z jego statkiem... Super ratunek cud, że ten Idiota to przeżył.

chap95

1 - Kwestia humoru to zawsze sprawa dyskusyjna. Bardzo dobrym przykładem jest Deadpool - w którym ludzie się zakochali, albo który został przez niektórych określony "filmem dla przygłupów". Mi osobiście typ humoru w TLJ nie przeszkadzał, uważam wręcz, że jest on na tym samym poziomie co w starej trylogii, przeszkadzało mi natomiast, że w kółko i w kółko jest mielona ta sama scena humorystyczna. wątek z jak chewbacca robi pieczeń w zupełności by wystarczył, i to jak stworki się zagnieździły na statku, każde późniejsze sceny z nimi, zwyczajnie mnie męczyły.

2 - Chodzi o zwroty akcji typu; złapali ich, nie, jednak uciekli, a jednak nie, znowu ich złapali. W końcu film jest o tym jak rebelia stara się przetrwać, nie zwyciężyć. Cała akcja na planecie z kasynem prowadziła do konkluzji włamywacza jak już się z planety wydostali - nie ma typowego podziału na dobro i zło, jest też stan pośredni. Rose przez cały czas na planecie pokazuje Finnowi, że biznesmeni dookoła są ich przeciwnikami, bo lobbują z New Order. Na statku jednak okazuje się, że ci handlarze mają gdzieś to komu sprzedają broń, chcą jedynie zadbać o siebie. Dlatego sprzedają broń zarówno New Order jak i rebeliantom. Dodatkowo scena na planecie jest jedyną sceną w tym filmie, pokazującą jak zmienia się świat dookoła podczas wojny. Dowiadujemy się o tym, dzięki opowieściom Rose. Wbrew pozorom jest to ważny element, dzięki temu widzimy, że świat nie dzieli się jedynie na dwie frakcje walczące ze sobą.

Uczepiłeś się tego dziedziczenia mocy. Ale zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że linia skywokerów jest ewenementem w uniwersum SW? Jedi nie mogli zakładać rodzin, czyli nie mieli dzieci, co z kolei prowadzi do stwierdzenia, że każdy jedi był kimś takim jak Rey.
Czepiasz tego, że Rey pokonała Kylo w finale poprzedniej części, a przecież Snoke wyraźnie powiedział, że wynikało to z faktu, że Kylo był rozbity, zdezorientowany po zabójstwie ojca. Porównaj sobie jak Kylo walczył i jak się ogólnie zachowywał podczas finalnej walki z poprzedniej części, do tego, jak walczył i zachowywał się po zabójstwie Snokea i zamiast stwierdzać, że Kylo odzyskał trochę w twoich oczach, zastanów się co się w nim zmieniło i dlaczego. Poza tym Rey może i mieczem nie walczyła nigdy, ale posiadana przez nią broń i i zachowanie w poprzedniej części jasno daje do zrozumienia, że walka nie jest jej obca i bronią ręczną jako taką umie się posługiwać.
Posiadanie mocy w mniemaniu Rey sprowadza się do "przenoszenia rzeczy i zmuszania ludzi do robienia tego co chcesz" jak ona sama naiwnie stwierdziła. Jak możemy zaobserwować w kilku scenach, uwielbia ona opowieści i historie o jedi i bohaterach z przeszłości. Możemy więc łatwo po tym wszystkim stwierdzić, jak wyobraża sobie ona umiejętności bohaterów jedi i wtedy nie jest już takie dziwne, że właśnie mind tricka z sukcesem próbuje w niektórych sytuacjach.

3 - New order nie zamierzał gonić rebeliantów. Namierzył ich bazę, i wysłał ciężką artylerię najlepiej nadającą się do ustawienia blokady i zablokowania im ucieczki (wyjaśnione w 1 scenie w filmie)

4 - A nie uważasz, że nawet najpotężniejszą osobę da się oszukać? Nie razi cię, że Palpatine nie wyczuł, że Vader zajdzie go od tyłu i zaatakuje, ale drażni cię, że nie zauważył obracającego się miecza? Niemal zawsze w wszelkiego typu opowieściach, nie tylko Star Wars, podczas walki słabszego z silniejszym, ten słabszy jeśli wygrywa, to dzięki oszustwie, trikowi etc...

Generalnie można mieć podejście jak ty i pomstować na najnowsze części SW, nie są one idealne. Można też pomyśleć i domyślić się odpowiedzi/wyjaśnień większości głupotek tych filmów. W końcu fani SW zawsze i w odniesieniu do każdej części właśnie tak robili, więc dlaczego wszyscy oczekują że najnowsze filmy będą dosłowne i bez niedopowiedzeń?

Argumenty o zgubionej spuściźnie Lukasa wynikają z niedoinformowania ludzi i ich głupoty. Lukas zaczął psuć uniwersum wypuszczając prequele, a po fali krytyki stwierdził, że ludzie nie rozumieją już jego idei i nie zamierza więcej robić filmów w tym uniwersum. Nie rozumiałem więc dlaczego ludzie tak płakali jak disney wykupił prawa do marki. W końcu chyba lepiej żeby ktoś próbował i robił filmy w uniwersum SW, niż żeby już nigdy nic nie wyszło? Odnośnie jakości filmów, ja podobnie jak większość fanów bardzo chciałbym aby filmy były mroczniejsze, poważniejsze, "mocniejsze", ale prawda jest taka, że tego typu Gwiezdne wojny istnieją w mojej głowie dzięki wszelkiej maści materiałom dodatkowym, same filmy nigdy nie były mroczne, zawsze posiadały głupkowaty humor i zawsze zawierały niespójne sceny przeczące logice.

Myszak82

No i wczoraj jeszcze zapomniałem dodać o kosmicznej "krowie" siedzącej na skale z czterema wymionami....spuchnietymi wymionami od dojenia jej zapewne przez Lucka:)) no zdeka niesmaczne:))

ocenił(a) film na 5
Myszak82

3. Czyli byli totalnymi diotami. Pozatym jak najbardziej ze swoimi zasobami mogli czy to wykorzystać lżejsze okręty(które powqinny być na supremacy czy niszczycielach) czy po prostu flankując, o tragicznie małym zasięgu TIE nie wspomne xD

ocenił(a) film na 7
Myszak82

Nic dodac nic ujac.Zgadzam sie z toba.

ocenił(a) film na 4
chap95

Dodatkowo tekst Luka do Rey "usiądź po turecku " - hmmm ciekawe skąd słyszeli o turkach :-D

ocenił(a) film na 6
Kokusia

Powiedział do niej "sit down, legs crossed" czyli w dosłownym tłumaczeniu "usiądź, nogi skrzyżowane". Wynika to z różnic językowych pomiędzy polskim a angielskim więc... OMG SKĄD ONI ZNAJĄ ANGIELSKI W ODLEGŁEJ GALAKTYCE!?

ocenił(a) film na 5
mb_akaberek

dokładnie jak mb_akaberek napisał, w kinie też to wychwyciłem, chociaż od razu było to dla mnie oczywiste dlaczego tak to obrano w słowa

ocenił(a) film na 7
Kokusia

Ale on powiedział "sit down, legs crossed".

ocenił(a) film na 5
Kokusia

Nie musieli słyszeć. Po angielsku to nie jest siad po turecku

ocenił(a) film na 3
chap95

Dokładnie, co do tego pościgu, to przecież kilka jednostek imperium(czy jak teraz to nazywają najwyższym porządkiem) mogło dokonać mikro skoku i wyprzedzić rebeliancki krążownik

"Jeżeli faktycznie myślisz, że komedia zdominowała film i rujnowała sceny, w których była obecna, to jesteś w błędzie. Tutaj nie ma dyskusji."

Jak to szło? Opinia to opinia, nieważne jak oderwana od konstruktywnej krytyki?
Naprawdę nietrudno jest zauważyć różnicę choćby między sceną, w której Luke pytający Rey o jej pochodzenie mówi, że Jakku to faktycznie "pretty much nowhere" od rozmowy na początku filmu, gdy Poe nie jest w stanie nawiązać łączności radiowej z Huxem. To jest problem tego filmu.

"Podam przykład z pewnego innego filmu, pierwszego Blade Runnera. Tam na samym początku przełożony głównej postaci mówi dosłownie: "jest czterech replikantów, zabij ich". Nie ma żadnej intrygi, zwrotów akcji, żadnej tajemnicy - dostajesz dokładnie to, czego się spodziewasz."

Podałeś przykład świetnej fabuły wyprowadzonej z niepozornych fundamentów, a scenariusz tego filmu jest słaby z innego powodu - jest kolejną przeromantyzowaną historią, w której przeważające siły wroga zapędzają rozpaczliwie broniącą się garstkę rebeliantów w kozi róg, ale nagle ktoś wpada na pomysł, by przedrzeć się na okręt oprawcy, wykorzystać niewielką lukę w ogromnym mechanizmie i obrócić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Który to już raz? Naprawdę nie można wymyślić fabuły takiego filmu, która nie byłaby oparta na motywie pięty Achillesa?

"TLJ nie ma tego problemu, cały czas zachodzą mega zwroty akcji (...) Ciągłe napięcie to coś, czego TLJ po prostu nie można odmówić."

Ten film jest przewidywalny do bólu. Nie ma w nim ani jednego zaskakującego zwrotu akcji, włącznie ze śmiercią Snoke'a i hologramem Luke'a.

"podczas seansu chyba 4 razy godziłem się z czyjąś śmiercią, aby chwilę później okazało się, że "ej, nie tak prędko""

I to jest akurat spora wada tego filmu, bo przeżycie Leii w próżni i jej podfrunięcie do statku to jakiś wyjątkowo nieśmieszny żart, podobnie jak rozwalenie przez Admirał Holdo okrętu liniowego Najwyższego Porządku w dokładnie taki sposób, by w płonących zgliszczach życie zachowali akurat Finn, Rose i Hux, z czego ten pierwszy zdążył jeszcze stoczyć walkę na śmierć i życie, wygraną oczywiście w dramatycznych okolicznościach.

"Czy naprawdę myślisz, że niezauważenie przez Snoke'a czegoś tak subtelnego jak ruch miecza świetlnego (do tego poza jego widzeniem peryferyjnym) podczas gdy był on dosłownie w stanie euforii jest naciągane?"

Biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej powiedział, że ma nad nim pełną kontrolę i zna każdą jego myśl, to raczej tak.

To, jak beznadziejnie napisaną postacią jest Snoke, który wziął się znikąd i nie wiadomo o nim kompletnie nic, to osobna kwestia. Podobnie jest zresztą z Rey, kolejną Mary Sue w kulturze popularnej. Trzeba by się naprawdę postarać, by stworzyć mniej interesującą i bardziej nijaką główną bohaterkę niż ona.

"Jeżeli tak bardzo boli Cię polski przekład "master code breaker", to Twoja sprawa - nie możesz winić reżysera za niekompetencję naszych rodaków."

Nie uwiera go polski przekład, tylko traktowanie widza jak idioty. Stworzenie niezwykle skomplikowanego mechanizmu obronnego i postaci genialnego łamacza szyfrów było pójściem po linii najmniejszego oporu.

"A jeżeli cytat Rose (bo tak miała na imię) aż tak Cię mierzwi, to obawiam się, że kompletnie umknął ci kontekst."

Nie umknęło mu za to to, jak okropnie patetyczna była to scena. Ja rozumiem, że po tak naiwnej i nieskomplikowanej przygodówce jak SW nie należy się wiele spodziewać, ale naprawdę istnieją jakieś granice.

"Nitpicking. Argument-nieargument"

W jaki sposób krytyka latającej Leii jest szukaniem dziury w całym, zwłaszcza że to był idealny moment na uśmiercenie bohaterki, która z racji śmierci odgrywającej ją aktorki w następnej części i tak pewnie umrze?

W tej chwili muszę uderzyć się w pierś - TLJ jednak ma jeden zaskakujący zwrot akcji. Nie przypuszczałem, że scenarzysta zdecyduje się na coś aż tak głupiego.

ocenił(a) film na 3
Evangarden

Dziękuję. Moje myśli dokładnie.

użytkownik usunięty
Evangarden

EvanGarden

"Jak to szło? Opinia to opinia, nieważne jak oderwana od konstruktywnej krytyki?" TLJ nie jest w większości komedią, tutaj nie ma dyskusji.

"Podałeś przykład świetnej fabuły wyprowadzonej z niepozornych fundamentów, a scenariusz tego filmu jest słaby z innego powodu(...) Naprawdę nie można wymyślić fabuły takiego filmu, która nie byłaby oparta na motywie pięty Achillesa?" Można było, a jakże, ale Gwiezdne Wojny zawsze był prostymi historiami, dobro kontra zło i tyle. Czemu ktokolwiek miałby tym razem oczekiwać czegoś więcej? Sam zresztą napisałeś, że "po tak naiwnej i nieskomplikowanej przygodówce jak SW nie należy się wiele spodziewać".

"Ten film jest przewidywalny do bólu. Nie ma w nim ani jednego zaskakującego zwrotu akcji, włącznie ze śmiercią Snoke'a i hologramem Luke'a." Nie wypowiadam się w imieniu "elitistów" takich jak Ty jeśli chodzi o zwroty akcji. Tak długo jak zwroty nie są widoczne z daleka przez zdecydowaną większość widowni (jak np.: "Gordon tak naprawdę nie zginął" w Mrocznym Rycerzu), tak długo będę dany zwrot uważał za zwrot.

"(...)przeżycie Leii w próżni i jej podfrunięcie do statku to jakiś wyjątkowo nieśmieszny żart(...)" Serio? Czy nie większym żartem (a do tego afrontem) byłaby sytuacja gdzie postać grana przez śp. Carrie Fisher po prostu ginie sobie w pierwszych kilkunastu minutach filmu aby potem było prościej przy produkcji kolejnego filmu?

"(...)podobnie jak rozwalenie przez Admirał Holdo okrętu liniowego Najwyższego Porządku w dokładnie taki sposób, by w płonących zgliszczach życie zachowali akurat Finn, Rose i Hux, z czego ten pierwszy zdążył jeszcze stoczyć walkę na śmierć i życie, wygraną oczywiście w dramatycznych okolicznościach(...)" Hę? Powinni według Ciebie wtedy zginąć od tak po tych wszystkich przygodach?

"Biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej powiedział, że ma nad nim pełną kontrolę i zna każdą jego myśl, to raczej tak." Wklejam to, co napisałem chapowi95: "Zauważ, że przez większość sceny Kylo specjalnie na nic nie reagował, praktycznie całkowicie się wyciszył i wytłumił emocje - gdy połączysz to ze wspomnianą już przeze mnie euforyczną wręcz reakcją Snoke'a na nieuchronną (według niego) śmierć Rey, to nic dziwnego, że Snoke mógł zostać zmylony i uznać morderczcy zamiar Kylo za morderczy zamiar wobec Rey. W Ep. VI Imperator ogarnięty furią na widok Luke'a, który rażony błyskawicami nie chciał umrzeć też dał się podejść i zabić Vaderowi. Myślisz, że Palpatine nie wyczuwał zamiarów innych? "Wyczuwam w tobie gniew, Skywalkerze...". Serio?"

"To, jak beznadziejnie napisaną postacią jest Snoke, który wziął się znikąd i nie wiadomo o nim kompletnie nic, to osobna kwestia." Oł noł, Snoke okazał się być bardziej narzędziem w rękach scenarzystów niż postacią. Czy według Ciebie ujawnienie tego skąd się wziął i kim jest naprawdę byłoby warte zachodu w kontekście całej fabuły? Jakiekolwiek by nie były odpowiedzi i tak byłyby pewnie nieistotne.

"Podobnie jest zresztą z Rey, kolejną Mary Sue w kulturze popularnej." Znowu ten krótkowzroczny argument, do którego antyfani TFA i Rey lubią się przyczepiać niczym kleszcze. Odsyłam tutaj: https://youtu.be/36lEg63hpL0?t=14m43s Nie chcę pisać tego samego, co ten facet, skoro mogę to po prostu podesłać.

"Stworzenie niezwykle skomplikowanego mechanizmu obronnego i postaci genialnego łamacza szyfrów było pójściem po linii najmniejszego oporu." Było, tak, racja, ale zadziałało, więc o co cho? Epizod z włamywaczem i kasynem pozwolił do tego pogłębić postać Rose jak już napisałem w odpowiedzi do chapa95, więc warto było.

"Nie umknęło mu za to to, jak okropnie patetyczna była to scena. Ja rozumiem, że po tak naiwnej i nieskomplikowanej przygodówce jak SW nie należy się wiele spodziewać, ale naprawdę istnieją jakieś granice." Napisałem chapowi95 dlaczego według mnie ta scena działa, odsyłam.

"W jaki sposób krytyka latającej Leii jest szukaniem dziury w całym, zwłaszcza że to był idealny moment na uśmiercenie bohaterki, która z racji śmierci odgrywającej ją aktorki w następnej części i tak pewnie umrze?" Najpierw narzekasz, że film idzie w paru aspektach po linii najmniejszego oporu, a potem w tak delikatnej sytuacji narzekasz, gdy też nie idzie na łatwiznę? Sorry, ale uśmiercenie Lei w pierwszych kilkunastu minutach filmu byłoby jak mówienie: "c**j z nią, będzie prościej". A tak mamy też tzw. insight co do tego, co mogła ona porabiać w przerwie między Ep VI a Ep VII. To, że miała też wpływ na dalszy przebieg wydarzeń też raczej nie zaszkodziło.

Myślę, że obydwaj/obydwoje nie chcemy tracić czasu na takie długie wymiany zdań, gdzie żaden z nas nie zgodzi się całkowicie z drugą osobą. Jeśli zarówno chap95 jak i Ty postanowicie jeszcze odpisać,, to wiedzcie, że przeczytam wasze odpowiedzi, ale nie będę już odpisywał - jeżeli potraktujecie to jako moją niezdolność do dalszej dyskusji, to spoko. Jeśli chcecie, to traktujcie sobie mój moją dalszą ciszę jako wygraną. Ja już kończę, bo raz z jednym facetem przez równe dwa miesiące pisałem o Destiny (byłem przeciw, a on za) i nie chcę tego powtarzać. Niech Moc będzie z wami.

ocenił(a) film na 3

Scena ze zniszczeniem okrętu dowodzenia, przez mały krążownik skaczący w nadświetlną jest takim idiotyzmem że nie da siego obronić, on niszczy całą logikę walk w kosmosie... teraz do starcia z wrogą flotą wystarczy mieć kilkanaście starych frachtowców(choćby typu YT-1300 tak jak Sokół) i rozwalać nimi niszczyciele wroga. Nie trzeba nawet poświęcać pilota bo może to odpalić zwykły droid.

ocenił(a) film na 7
Evangarden

Z taranowaniem krążownikiem był fajny pomysł i już się ucieszyłem, że finn zginał to by bylo epickie i mocne, ale nie przeciez czarnego idioty nie zabija. Nie jestem rasista ale finn to jest jedna z najgorzej apisanych postaci w całej sadze :/

ocenił(a) film na 7
Evangarden

Najbardziej irytuje motyw Snoke'a. Człowieka znikąd, który włada mocą niczym czarodziej. Po czym ginie i nie zostawia żadnej odpowiedzi kim był, skąd się wziął, dlaczego tak nienawidził Skywalkera, jak sprowadził na ciemną stronę mocy Kylo Rena. Skoro Sithowie wyginęli to kim on niby był, Sithem samoukiem utalentowanym niczym Messi.
Kiedy popatrzy się jak poprowadzona została postać Palpatine'a (jego intrygi, machinacje, spiski, granie na nosie całemu zakonowi Jedi tuż pod ich nosem, fałsz i zakłamanie), to aż serce pęka jak można było tak spartolić potencjał postaci Snoke'a.

użytkownik usunięty
PuebloNavaho

"Kiedy popatrzy się jak poprowadzona została postać Palpatine'a (jego intrygi, machinacje, spiski, granie na nosie całemu zakonowi Jedi tuż pod ich nosem, fałsz i zakłamanie)(...)"

Wszystko co wymieniłeś było dopiero w prequelach. Zanim powstały to o Palpatinie wiadomo było dokładnie tyle, co o Snoke'u teraz.

ocenił(a) film na 1
Evangarden

@Evargarden

"Naprawdę nie można wymyślić fabuły takiego filmu, która nie byłaby oparta na motywie pięty Achillesa?"

Mimo, że zgadzam się praktycznie ze wszystkim co napisałeś (aś?), tu akurat muszę zwrócić ci uwagę. Tak, plan Finna i Rose jest idiotyczny, wykoleja cały środkowy akt filmu i zabija tempo akcji, ale jest też (niestety) celowym zabiegiem, który ma na celu subwersję naszych oczekiwań jako widzów filmu przygodowego. Jako tacy właśnie oczekujemy, że ten nieprawdopodobny plan zadziała, ot tak po prostu, ponieważ heroizm w filmach przecież zawsze się sprawdza. Trik w TLJ rzekomo polega na tym, że ten klasyczny szalony plan zawodzi i bohaterowie muszą uciec się do zdrowego rozsądku (plan ewakuacji transporterami) żeby przeżyć. Chodziło pewnie o to, żeby pokazać, że heroizm nie zawsze działa, że nie należy na nim polegać, i że zabawa w bohatera często ma swoje konsekwencje. Niestety tutaj kończy się moja obrona, bo nic poza samą porażką w kwestii wyłączenia nadajnika na pokładzie okrętu Najwyższego Porządku nie działa na rzecz tego zabiegu. Pani admirał mogła ujawnić swój zdroworozsądkowy plan w każdej chwili i oszczędzić wszystkim rebeliantom nerwów, zapobiec udziałowi Finna i Rose w minireportażu o okrucieństwie wobec zwierząt w galaktyce (weź mnie ktoś zastrzel) i przy tym wszystkim nie wyjść na kompletną idiotkę karmiącą swoje ego kosztem pobratymców. Serio, jeśli idea pani admirał zakładała przedstawienie kobiety na stanowisku dowodzenia sił zbrojnych o kompetencji równej lub przewyższającej dowolnego mężczyznę na podobnym stanowisku, to twórcy osiągnęli moim zdaniem efekt zupełnie odwrotny. Poza swoim matczynym poświęceniem na końcu (dobra robota z tym łamaniem stereotypów, Disney), Holdo wykazuje się rosnącą niekompetencją -- wstrzymuje informacje kluczowe dla morale załogi i aktywnie antagonizuje część z nich (na czele z Poe). Aż dziw bierze, że feminiści się nie połapali. Zwyczajnie szkoda, że twórcy musieli w tak sztuczny sposób udramatycznić wydarzenia na okręcie rebelii. Bo tak po prawdzie to gdyby Holdo zdradziła wszystkim swój plan od razu, to wyszłoby na jaw, że sytuacja tak naprawdę była pod kontrolą.

ocenił(a) film na 3
Hikee

"Chodziło pewnie o to, żeby pokazać, że heroizm nie zawsze działa, że nie należy na nim polegać, i że zabawa w bohatera często ma swoje konsekwencje. "

Widzę, że nie jesteś za mocno przywiązany(a?) do tego argumentu, ale mimo wszystko się odniosę. :)

Jak słusznie stwierdził Ichabod (robi ciekawe recenzje, polecam), nie oglądamy kina akcji by dowiedzieć się, że heroizm nie działa. Że zamiast występować przed szereg i ryzykować, mamy słuchać przełożonych, bo oni już dobrze wiedzą, co trzeba zrobić. To jest bez wątpienia często prawda, ale po prostu kino bohaterskie mocno się kłóci z taką wiadomością. Dużą częścią czerpania radości z takich produkcji jest uczucie podziwu wobec dokonań odważnych postaci, którym kibicujemy. A jak Bóg da, to może nawet nawet to uczucie jakoś wpłynie na nasze decyzje w codziennym życiu.

ocenił(a) film na 1
Agarwaen_

Tak, dobrze to ująłeś (aś?). Jeśli film poświęca w sumie pewnie ze 30 (albo i więcej) minut na przeprowadzenie całej akcji i bez powodu odbiera 'payoff' na samym jej końcu, to ewidentnie jest to konflikt interesów. Przebieg wskazuje na typowe 'heros save the day', podczas gdy wynik neguje samą akcję. W kontekście filmy przygodowego, jak sam słusznie zauważyłeś, taki zabieg zwyczajnie nie działa.

ocenił(a) film na 7

1) Jeżeli faktycznie myślisz, że komedia zdominowała film i rujnowała sceny, w których była obecna, to jesteś w błędzie. Tutaj nie ma dyskusji. Argument godny posiadacza mózgu nie bo nie...

użytkownik usunięty

chap95

1) Czyli według Ciebie za żartami w SW zawsze musi stać jakiś konkretny cel i nigdy nie można sobie w ramach tych filmów pozwolić na humor dla samego humoru? Nawet po trzech prequelach, w których Anakin zabijał dzieci, jego matka została prawdopodobnie zgwałcona przez Tuskenów, Palpatine brutalnie oszpecony, Dooku barbarzyńsko zdekapitowany, itd? Żarty, które "były robione na siłę i dla dzieci" cechują się nieporównywalnie większą dozą smaku i poszanowania wobec widzów (zarówno tych małych jak i dorosłych) niż te z prequeli - w Mrocznym Widmie widzieliśmy jak Jar Jar wchodzi z kupę i wącha pierdy, na litość Boską! Gdzie ty widzisz w tym przypadku "zapoznawanie widzów z postaciami i ich charakterami"? Sytuacje komediowe w TLJ, nawet te "robione na siłę" które wymieniłeś są całkowicie prawdopodobne, naturalne i w dobrym smaku, w przeciwieństwie do kup i bąków - Chewie je Porgi, bo pewnie by tak zrobił, nie kłóci się to z jego osobowością, głaz spada na wózek opiekunek, bo czemu by nie wykorzystać tego, że Rey właśnie odrąbała spory kawał skały i nie uczynić sceny nieco mniej pompatyczną? I co konkretnie wolałbyś zamiast uderzenia Rey w potylicę mieczem w ramach kary za próbę ataku? Żeby Snoke wrócił do wyginania jej kręgosłupa albo jeszcze lepiej, zaczął ją oszpecać tym mieczem? Po zobaczeniu Twojej oceny Zemsty Sithów raczej bym się nie zdziwił. Ta scena ze Snoke'iem była bardzo napięta i poważna, niebezpiecznie bliska patologii z prequeli. Jeden subtelny gag, który do tego nie kłócił się z osobowością antagonisty i pozwolił każdemu widzowi na minimalne rozluźnienie atmosfery tej dość niekomfortowej sceny zepsuł Ci cały jej odbiór? Gdyby Snoke zaczął raz za razem uderzać Rey w głowę, a ona zaczęła by robić "ow, ow!", to tak, zepsuło by to scenę. Ale tak się nie stało.

2) Przewagi jako takiej nie mieli, zgadza się, źle to ubrałem w słowa, ale było dużo scen, gdzie albo coś im się udawało albo coś szło zgodnie z planem. Oczyszczanie krążownika z działek przez Poe (dopóki broń mu się nie zepsuła i postawił potem wszystko na jedną kartę), manewry z bombowcami na początku filmu (dopóki nie zaczęły wybuchać), powrót ocalałych pilotów-rebeliantów na statek (a potem wysadzenie całego hangaru), znalezienie "super włamywacza" (a potem trafienie do więzienia), dotarcie do pokoju z holownikiem (a następnie zdrada ze strony włamywacza), pokryjome wysłanie transportowców rebeliantów na pobliską planetę (a potem: "Generale Hux, włamywacz przekazał nam dane na temat transportów uciekających z krążownika" i "zestrzelić je"), dotarcie rebeliantów do schronu (a potem "jest tylko jedno wejście i wyjście, o to") i tak dalej. Jeżeli to nie są według Ciebie zwroty akcji i sytuacje będące w stanie wygenerować napięcie, to ja nawet nie

Scena z "Disneyowskim cytatem" to prawdopodobnie jedna z najbardziej ludzkich scen we wszystkich Star Warsach. Jeden z moich największych problemów z TFA jest taki, że w tamtym filmie postacie wydawały się być aseksualnymi dronami - przygody Finna i Rey powinny były zaowocować prawdziwą miłością, ale zamiast tego dostaliśmy platoniczne... coś? W TLJ natomiast mamy duet Finn i Rose, gdzie ta dwójka po tylu wspólnych przygodach faktycznie się do siebie bardzo zbliża. Czy widzisz już po co był epizod z kosmokasynem? Dzięki elementom w postaci zepsutych bogaczy i tamtym kopytnych stworów Rose mogła się w naturalny sposób odnieść do swojej przeszłości i pozwolić na to, aby zarówno Finn jak i widzowie mogli odczuwać do niej empatię i żeby były szturmowiec mógł we względnie nienaciągany sposób przywiązać się do niej. Potem ta dwójka niemalże razem ginie na pokładzie krążownika Snoke'a i wspólnymi siłami uciekają z niego, a to wszystko kulminuje się właśnie we scenie, gdzie pomimo samolubności tej decyzji Rose decyduje się uratować Finna o mało przy tym samej nie ginąc. Jak myślisz, jakby to wyglądało, gdyby Finn zginął, a Rose po tylu epizodach z nim nie zdecydowała się całkowicie po ludzku uratować swojego idola i miłość? Miała patrzeć jak ginie, bo "lepiej on niż wszyscy"? Ta decyzja i tak nie poskutkowała tragicznymi konsekwencjami, więc o co cho? Ten jeden wątek niszczy nierealne gówno pokroju miłości Padme i Anakina, gdzie tamta dwójka poza seksownymi ciałami nie miała powodu do miłości - Anakin zachowywał się przez większość czasu jak creep i psychopata, a Padme... no cóż, Padme była "senatorem".

"Dziewczyna znikąd opanowuje walkę mieczem świetlnym(...)" Odsyłam tutaj, do konkretnego fragmentu: https://www.youtube.com/watch?v=36lEg63hpL0&feature=youtu.be&t=14m43s Ten facet bezbłędnie zmasakrował ten krótkowzroczny argument o Rey będącej gwiezdnowojenną Mary Sue.

3) Przypominam, że rebelianci nie zdawali sobie sprawy z tego, że Najwyższy Porządek ich namierza. Mając dokładne koordynaty ich statków oraz mając wiedzę na temat pojemności zbiorników z paliwem rebelianckich krążowników Hux i jego banda mogli pozwolić sobie na luksus mobilnych platform i bawienia się ze swoim wrogiem w kotka i myszkę. Rebelia nie miała w swoim położeniu żadnej innej opcji poza leceniem naprzód i imperialni zdawali sobie z tego sprawę. Zewnętrzne Rubieża mają to do siebie, że nie ma tam żadnych imperialnych posiłków. Nawet jeśli w przeciwieństwie do mnie nie wiesz co dokładnie znajduje się na Rubieżach, to Maz Kanata w TFA mówi Finnowi (i widzom), że tam: "nikt go nie znajdzie", więc ten tego.

4) Zauważ, że przez większość sceny Kylo specjalnie na nic nie reagował, praktycznie całkowicie się wyciszył i wytłumił emocje - gdy połączysz to ze wspomnianą już przeze mnie euforyczną wręcz reakcją Snoke'a na nieuchronną (według niego) śmierć Rey, to nic dziwnego, że Snoke mógł zostać zmylony i uznać morderczcy zamiar Kylo za morderczy zamiar wobec Rey. W Ep. VI Imperator ogarnięty furią na widok Luke'a, który rażony błyskawicami nie chciał umrzeć też dał się podejść i zabić Vaderowi. Myślisz, że Palpatine nie wyczuwał zamiarów innych? "Wyczuwam w tobie gniew, Skywalkerze...". Serio?

5) Odsyłam do 2).

ocenił(a) film na 7

Dziękuję że to napisałeś mi by sie nie chciało tego tłumaczyć.
Z wyjątkiem akcji z Leją jak dla mnie wszysyko w tym filmie się ładnie klei.
Jeszcze raz dzięki

użytkownik usunięty
Janel

Proszę. Ja jestem nerdem bez własnego życia, więc napisałem.

ocenił(a) film na 8

Lemurze, ja sie tak ogolnie z Toba zgadzam, ale zapytam - naprawde uwazasz, ze Snoke nie wiedzial, co Kylo zamierza? Dla mnie to bylo oczywiste, ze on doskonale wie, ze Ren nie zabije Rey, tylko jego. Z force bond ich oklamal, ale uwazam, ze naprawde mogl 'siedziec mu w glowie' i zachowal sie madrzej, niz by sie przecietnemu widzowi wydawalo. Przede wszystkim przychodzi mi tu do glowy zasada dwoch i haslo Yody, ze zadaniem kazdego mistrza jest dac sie przerosnac. To wlasnie zabicie swojego mistrza mialo byc ostatecznym dopelnieniem szkolenia Kylo. Dodatkowo Snoke myslal zapewne, ze jesli Kylo uratuje Rey, to ona od razu do niego przystanie i w ten sposob upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.

użytkownik usunięty
Mauretania

Tak, uważam :) Naprawdę, poza tym co już zdążyłem napisać nie mam już nic do powiedzenia w temacie Snoke'a. Podałem argumenty dlaczego uważam, że Benowi się udało i tyle. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że gdyby Snoke nie zarzucił tej kwestii dialogowej: "Mnie nie można zabić, mnie nie można zdradzić, znam każdą Twoją myśl", to większość widzów nie miałaby problemu z tą sceną. Palpatine też znał każdą myśl, ale się z tym aż tak nie afiszował.

Dziękuję za uprzejmą odpowiedź. Skoro zgadzasz się ze mną "ogólnie", to czy jest coś jeszcze co uważasz za dyskusyjne w moich odpowiedziach? Chyba najoczywistszy przykład to fragment o uratowaniu Finna przez Rose w ostatniej bitwie.

ocenił(a) film na 8

Nie, głównie chodziło mi o tego Snoke'a, bo ja jednak myślę, że było w tym jakieś 'drugie dno'.

ocenił(a) film na 6
Mauretania

Lol, a więc twierdzisz że Snoke "poświęcił się" dla dobra swojego ucznia?a to może przypomnisz mi co chciał zrobić Palpatine z Vaderem gdyby przeciągnął Luka na swoją stronę?

Zasada dwóch działała trochę inaczej.

Twierdzisz że Yoda i Snoke mieli taki sam światopogląd? że to co powiedział Yoda wyznawał też Snoke? naiwność godna 8-letniego dziecka...

ocenił(a) film na 8
mb_akaberek

W ogóle mnie nie zrozumiałeś. Po pierwsze, nie uważam, żeby Snoke poświęcał się dla dobra Kylo Rena jako osoby, a dla wyznawanej przez siebie idei.

Jak działała inaczej? Może sobie doczytaj: "W myśl Zasady Dwóch w galaktyce mogło przebywać naraz tylko dwóch Sithów, mistrz, zwany Mrocznym Lordem Sithów, który posiadał potęgę, oraz uczeń, zwany lordem Sithów, który potęgi pożądał." cytat z Biblioteki Ossus. Zabicie mistrza dokańczało trening ucznia i windowało go na górę 'drabinki'. Pasuje? Pasuje.

Nie chodziło mi o to, że Snoke i Yoda mogliby zasiąść razem na kawce i pogadać, tylko że taka interpretacja tego wydarzenia a) zgadzałaby się z ogólnym przekazem filmu, b) zgadzałaby się z podejściem Snoke'a, jakie przedstawiono w poprzedniej części. Nie chce mi się szukać fragmentu kanonicznej nowelizacji, więc zacytuję tutaj parafrazę: "Gdy oficer odszedł, Snoke zmienił ton z rozkazującego na bardziej poufały i zwrócił się do milczącego do tej pory Kylo Rena. Stwierdził, że jeszcze nigdy nie miał tak obiecującego ucznia. Gdy zamaskowany wojownik odparł, że to zasługa nauk jego mistrza, Snoke nie zgodził się, wskazując na znaczenie pochodzenia Rena i tego, kim jest, na drzemiącą w nim jasną i ciemną stronę, którą może przekształcać w coś większego."

Snoke nie był typowym użytkownikiem ciemnej strony, bo mało który darksider interesował się także jasnym aspektem w swoim uczniu. Nie zdziwiłoby mnie więc specjalnie inne podejście u Snoke'a.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones