Wzięłam na warsztat cztery różne ekranizacje Hamleta i przyjrzałam się każdemu od strony
języka. Wielu reżyserów stara się uwspółcześnić dramaty i osadza je w wieku XIX (tak jak
Branagh) lub XX (Almereyda w roku 2000), jednak co ciekawe, w usta bohaterów wkłada
oryginalne słowa Szekspira, a więc uwspółcześnienie jest tylko połowiczne. Domyślam się, że
chodzi o to, żeby pokazać, że Szekspir się nie zestarzał. Czy faktycznie? Nie umiem do końca
się z tym zgodzić. Nie całkiem podoba mi się też koncepcja, aby tak jak Branagh ekranizować
wszystko, scena po scenie (ma to uzasadnienie w teatrze, ale nie w kinie, gdzie treść
przekazuje się głównie przez obraz, nie przez słowo). Jeśli kogoś tematyka ta interesuje, to
zapraszam na mojego bloga:
http://chodznafilm.blogspot.com/2012/11/hamlet-hamlet-i-hamlet-na-dokadke.html